Na wakacje Ministerstwo Edukacji Narodowej szykuje „duże” zmiany. Największe emocje, oprócz zredukowania liczby lekcji religii, budzi „rewolucja” w spisie lektur. Jedni huczą o upadku kanonu literackiego, inni chcą unowocześnienia. Kto ma w tym wszystkim rację, i czy uczniowie na tym skorzystają?
„Awantura murowana”
Chyba każda zmiana spisu lektur budzi ogromne emocje. Zaraz do boju ruszają obrońcy literatury – oburzeni, że akurat znika ich ulubiona pozycja. Kiedy w 2007 roku, za czasów tzw. pierwszego PiS-u, Roman Giertych jako ówczesny minister edukacji usuwał dzieła Witolda Gombrowicza, grzmiano o zacofaniu. W końcu pisarz był murowanym kandydatem do nagrody Nobla, ale zmarł o kilka miesięcy za wcześnie. Jak wiemy jednak, nagrody i odznaczenia to nie wszystko. Nasza ostatnia noblistka, Olga Tokarczuk, nie cieszyła się najlepszą sławą u poprzedniego szefa resortu – Przemysława Czarnka.

Czy obecna minister edukacji, Barbara Nowacka, faktycznie wykazała się ignoracją i małostkowościa, kiedy o zdobywcy Nike w 2002 roku powiedziała „niejaki Rymkiewicz”? Chodziło jej oczywiście o polityczne afiliacje Jarosława Marka Rymkiewicza. W 2010 roku, tuż po katastrofie smoleńskiej, poeta napisał wiersz „Do Jarosława Kaczyńskiego”. Nawoływał w nim do objęcia przez adresata sterów w państwie po śmierci brata.
Oczywiście, Rymkiewicz w sposób jasny i logiczny stawał po jednej ze stron barykady politycznej. Ale pisał też wiersze oryginalne i ponadczasowe, a jego utwory prozatorskie, choć kontrowersyjne, wywołały niemałą dyskusję krytyków. Tylko, że to wszystko bez znaczenia. Na Rymkiewicza i innych, zwyczajnie nie ma czasu.
Co się omawia
Zanim się obejrzysz, będzie matura – to słyszy chyba każdy uczeń szkoły średniej. Co prawda, po usunięciu gimnazjów przez minister Annę Zalewską czasu jest nieco więcej, ale i podstawa programowa proporcjonalnie wzrosła. Nauczyciele skupiają się na tym, co najważniejsze: „Lalka”, „Wesele”, „Dziady”. Jeśli ktoś wierzy, że nadmiernie omawia się koncepcję historiozoficzną Rymkiewicza czy niesamowity język Jacka Dukaja, bo faktycznie te pozycje znajdowały się na liście, to jest w błędzie. We wszystkich kierunkach na kompasach polonistów i uczniów szkół średnich, od początku nauki widnieje jedno słowo: matura. Liczy się to, co będzie tematem rozprawki. Od interpretacji wierszy niech uczniowie trzymają się z daleka, bo i tak nie uda im się wstrzelić w klucz odpowiedzi.

Wszyscy są tak zaaferowani przygotowaniami do egzaminu dojrzałości (z którym, o ile nie zostaną polonistami lub nie zasiądą w Ministerstwie Edukacji, już nigdy w życiu nie będą mieli nic wspólnego), że nie w głowie im swobodna wymiana myśli. Przecież o wiele sprytniejsze zdaje się przygotowywanie się do lekcji na podstawie streszczeń i opracowań, które od razu i wprost przekazują jak odpowiadać na pytania, tak, żeby było dobrze. W ten sposób można zaoszczędzić czas na kulturę, z którą faktycznie chce się obcować – bo w ludziach bez wątpienia występuje taka potrzeba. Dlaczego więc nie postarać się jej w jakiś sposób zagospodarować? Czemu nie skierować eksperckich wysiłków w tę stronę, zamiast toczyć pianę, broniąc tekstów, które i tak nie są przez nikogo czytane?
Od roku szkolnego 2024/2025 będzie obowiązywać „odchudzona” podstawa programowa. Część lektur przesunięto do katalogu fakultatywnych, pojawiły się nowe, a część będzie omawiana tylko we fragmentach. Barbara Nowacka w rozmowie z Radiem Zet mówi, że uczniowie skonfrontowani z opasłą książką napisaną trudnym językiem, odrzucają ją w całości. Skupienie się na częściach utworu zminimalizowałoby ciężar zadania i mogłoby zachęcić by poznać dane dzieło chociaż trochę.
Poezja, biedny krewny
Przeanalizujmy, co było tematem rozprawek maturalnych z poziomu podstawowego od 2015 roku. W 2023 i 2022 roku pojawił się „Pan Tadeusz”. O „Lalce” maturzyści pisali w roku 2015, 2018 i 2021. „Wesele” stanowiło temat w 2020 roku, poza tym „Ziemia obiecana”, „Noce i dnie”, „Dziady”. Nie ma mowy o nowych tekstach, które pojawiają się sporadycznie w części związanej z czytaniem ze zrozumieniem. A w rozporządzeniu Nowackiej literaturę najnowszą traktuje się jeszcze gorzej.
Kiedy jedni skupili się na Rymkiewiczu, jako postaci kontrowersyjnej, czy na Wojciechu Wenclu, który również nie kryje się ze swoimi poglądami (co oczywiście nie jest od razu minusem), po cichu usunięto z listy innych znakomitych poetów. W spisie lektur uzupełniających nie znajdziemy tak ważnych dla XX-wiecznej literatury polskiej nazwisk jak Adam Zagajewski, Stanisław Grochowiak, Tadeusz Peiper, Julia Hartwig. Raz się bywa na liście lektur, raz się z niej spada – logiczne.
Każdy minister edukacji twierdzi, że lista lektur wymaga unowocześnienia, większej liczby pozycji z literatury współczesnej. O ile Nowacka dodała kilkoro nowszych autorów (Andrzej Stasiuk, Olga Tokarczuk, Paweł Huelle). Na próżno szukać choćby w spisie lektur nieobowiązkowych dla poziomu rozszerzonego w szkole średniej poetów pokolenia „bruLionu”: Marcin Świetlicki jednak nie został uznany za dostatecznie wpływowego twórcę. Tak oto młodzi absolwenci liceów wychodzą ze szkół z przeświadczeniem, że poezja skończyła się jakoś w połowie XX wieku. Brak im także narzędzi, aby eksplorować nową literaturę. Wciąż poruszamy się tylko po znanym nam terenie.
Wielki Kan(i)on
Rozmowa o kanonie i jego kształcie to tak naprawdę rozmowa o narracji. Nie da się ukryć, że właśnie tym kanon jest – opowieścią, która ma swój punkt wyjścia i perspektywę, najczęściej perspektywę odzwierciedlającą dominujące głosy narodu na jego własne losy. Ale co właściwie kryje się pod pojęciem kanonu? Jerzy Kaniewski uważa, że jest to:
„Zestaw starannie wyselekcjonowanych utworów, z którymi powinien zostać zapoznany każdy przedstawiciel danej zbiorowości. […] W jego skład wchodzą utwory uznane powszechnie za wartościowe, a więc zaliczane do klasyki (narodowej, europejskiej, światowej)”.
A zatem ma być to lista must-read książek, których zadaniem jest pokazać, jaką drogę przebyło nasze społeczeństwo oraz literatura i dlaczego dzisiaj wyglądają tak, a nie inaczej.
Podczas debaty w Polskim Radiu profesor Ryszard Koziołek zauważał, że kanon jest: „realizacją idei edukacyjnej, która jest ideą państwową”, a dzieła kanoniczne: „powinny kształtować dobrego obywatela”. Jasne staje się więc powiązanie edukacji (i narzucanej przez nią literatury) z politycznością. Literatura nie istnieje w próżni. Nobilitacja widnienia na liście lektur bywa niezastąpiona.
W okowach tradycji

Dobrym przykładem, pokazującym, jak ma działać to całe kształtowanie tożsamości narodowej są „Dziady cz. III” Adama Mickiewicza. Zawarta w tym dramacie koncepcja mesjanizmu i martyrologii przeniknęła w nasz kulturowy kręgosłup. Czy nam się podoba, czy nie, miała bezsprzeczny wpływ na nasz naród. Lekceważenie tego znaczenia byłoby odrzuceniem naszej przeszłości.
Problem jednak leży przede wszystkim w tym, że od czasów epoki romantyzmu, dokonaliśmy paru przemyśleń w tym temacie. Nie da się tu nie wspomnieć o eseju Marii Janion dotyczącym zmierzchu paradygmatu romantycznego. Stanowi on pewną dekonstrukcję dwustu lat dziejów naszej kultury. Ale szkoła nie jest szczególnie zainteresowana mówieniem o tym. W końcu jakby to wpłynęło na tak starannie kreowaną narrację? Idea martyrologii, tak samo jak inne wielkie narracje, jakkolwiek istotna dla polskiego narodu, nie jest bezalternatywna i wymaga krytycznego podejścia. W tym miejscu rodzi się pytanie. Czy szkoła chce wykształcić krytycznego myśliciela, znającego swoją przeszłość i gotowego na przyszłość, czy posłusznego obywatela wychowanego na literackim kanonie? Ale tak naprawdę nie dostanie żadnego.
fot. nagłówka: Unsplash
O autorze
„Zainteresuj się polityką, zanim ona zainteresuje się tobą". Zajmuję się polityką i stale staram się zrozumieć, jak działa jej świat. Dzień bez podcastów jest dla mnie dniem straconym. Jestem studentką twórczego pisania i edytorstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Uważam że, w życiu najważniejsza są pasja i charyzma, które codziennie pchają nas do przodu i pozwalą spełniać marzenia.