Donald Trump rozpoczął swoją kolejną kadencję jako 47. prezydent Stanów Zjednoczonych, zapowiadając „Złoty wiek Ameryki”. Inauguracja, choć na pierwszy rzut oka mniej widowiskowa niż jego poprzednie ceremonie, była pełna symbolicznych gestów, kontrowersyjnych decyzji i odniesień historycznych. Trump nie tylko obiecał Ameryce powrót do „zdrowego rozsądku”, ale również natychmiast przystąpił do realizacji swojej wizji.
„Ja, Donald John Trump, uroczyście przysięgam, że będę wiernie sprawował urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, będę stał na straży Konstytucji Stanów Zjednoczonych, tak mi dopomóż Bóg” – te słowa rozpoczęły kadencję, którą już teraz cechują odważne i kontrowersyjne decyzje.
Nawiązanie do Ronalda Reagana
Tegoroczna inauguracja odbyła się w rotundzie Kapitolu, a nie – jak tradycyjnie – na zewnątrz. Była to decyzja nawiązująca do inauguracji Ronalda Reagana. Skromniejsza forma uroczystości mogła zaskoczyć, biorąc pod uwagę temperament Trumpa, jednak w przemówieniu nowo zaprzysiężonego prezydenta nie zabrakło zarówno osobistych wątków, jak i historycznych porównań.
„Kilka miesięcy temu, na pięknym polu w Pensylwanii kula najemnika przeszyła moje ucho, ale czułem wtedy, i czuję nawet bardziej teraz, że moje życie zostało ocalone nie bez powodu. Zostałem ocalony przez Boga, aby sprawić, że Ameryka znów stanie się wielka” – powiedział Trump, nawiązując do dramatycznych wydarzeń, które niemal zakończyły się zamachem na jego życie. Tą uwagą wywołał niemałe poruszenie wśród zgromadzonych.
Podczas przemówienia prezydent ogłosił także uwolnienie zakładników ze Strefy Gazy. To wydarzenie od razu przywołało skojarzenia z inauguracją Reagana, podczas której ogłoszono uwolnienie zakładników przetrzymywanych w Iranie. Choć tamten sukces przypisano jeszcze administracji Jimmy’ego Cartera, Reagan potrafił go wykorzystać jako element swojego triumfu. Trump, choć czerpie inspirację z Reagana (w tym hasło „Make America Great Again”), podkreślił, że pozostaje sobą, kontynuując swoją wizję Stanów Zjednoczonych niemal dokładnie tam, gdzie zakończył swoją pierwszą kadencję.
Pierwsze decyzje – symboliczny nowy początek
Trump nie czekał z realizacją obietnic wyborczych. Jeszcze w rotundzie Kapitolu podpisał pierwsze rozporządzenia, które szybko nadały ton jego nowej kadencji. Jednym z nich była decyzja o podniesieniu flag na pełną wysokość masztów, mimo że inauguracja przypadła na okres żałoby narodowej po śmierci Jimmy’ego Cartera. Tradycyjnie, w takich sytuacjach flagi pozostają opuszczone przez miesiąc od śmierci byłego prezydenta, ale Trump uznał, że ten gest ma symbolizować nowy początek dla Ameryki. Prezydent chciał w ten sposób podkreślić, że jego rządy będą stały pod znakiem „siły i odrodzenia”, jak sam to określił.
Podpisanie tego rozporządzenia było jednym z pierwszych kroków Trumpa w nowej kadencji, ale również wyrazem jego pragmatycznego podejścia – podczas wizyty na Kapitolu zatwierdził także członków swojego gabinetu. Największą uwagę przyciągnęła szybka nominacja Marco Rubio na stanowisko sekretarza stanu, która została przegłosowana niemal jednogłośnie przez Senat – 99 głosów „za” i żadnego „przeciw”. To wydarzenie pokazało, że Trump, jeszcze zanim dotarł do Białego Domu, zdołał umocnić swoje polityczne fundamenty.
Tuż po objęciu urzędu Donald Trump przystąpił do realizacji jednego z głównych punktów swojej kampanii – zaostrzenia polityki migracyjnej. Ogłosił stan wyjątkowy na południowej granicy Stanów Zjednoczonych, co umożliwiło natychmiastowe skierowanie tam jednostek wojskowych. Decyzja ta miała na celu wzmocnienie ochrony granicy i powstrzymanie napływu nielegalnych imigrantów. Trump zapowiedział, że działania te będą uzupełnione o budowę dodatkowych zapór granicznych oraz znaczące zwiększenie środków na kontrolę imigracyjną.
Jednym z najbardziej stanowczych kroków była decyzja o uznaniu karteli narkotykowych z Ameryki Południowej za międzynarodowe organizacje terrorystyczne. Prezydent podkreślił, że taki ruch pozwoli nie tylko na skuteczniejszą walkę z przemytem narkotyków, ale również umożliwi bardziej zdecydowaną reakcję na działalność tych grup, także poza granicami USA. Samo ogłoszenie tego rozporządzenia wywołało natychmiastowe efekty – niektóre karawany migrantów, które zmierzały z Ameryki Południowej w stronę Stanów Zjednoczonych, zaczęły zawracać, obawiając się nowych restrykcji i działań wojskowych. Trump w swoim przemówieniu triumfalnie wskazał na ten efekt jako dowód skuteczności jego polityki jeszcze przed pełnym wdrożeniem działań.
Działania te wzbudziły ogromne kontrowersje zarówno w kraju, jak i za granicą. Krytycy zarzucali prezydentowi, że jego twarde podejście może zaostrzyć napięcia na granicy i skomplikować relacje z sąsiadami w Ameryce Łacińskiej. Z kolei zwolennicy Trumpa chwalili go za szybkie i zdecydowane kroki, podkreślając, że takie decyzje były długo wyczekiwane przez miliony Amerykanów.
Prezydent zadeklarował również, że wszyscy żołnierze federalni, którzy zostali zwolnieni za odmowę szczepienia na COVID-19, zostaną przywróceni do służby. Decyzja ta była szeroko komentowana, ponieważ dotyczyła kontrowersyjnych działań administracji Joe Bidena, która wprowadziła obowiązkowe szczepienia dla pracowników federalnych, w tym dla personelu wojskowego. Trump uznał tamtą politykę za niesprawiedliwą i szkodliwą, argumentując, że wolność wyboru powinna być nadrzędną wartością w takich kwestiach.
Nowe rozporządzenie przewiduje również pełne wyrównanie wynagrodzeń za okres, w którym zwolnieni żołnierze byli pozbawieni pracy. Prezydent podkreślił, że to nie tylko kwestia sprawiedliwości, ale również szacunku dla służby, jaką ci ludzie oddali krajowi. „To nie oni zawiedli swój kraj – to rząd zawiódł ich” – powiedział Trump podczas swojego przemówienia, co spotkało się z entuzjastycznym aplauzem zgromadzonych.
Decyzja ta wpisuje się w szerszą strategię Trumpa, która ma na celu odwrócenie polityki pandemicznej poprzedniej administracji. To również wyraźny sygnał dla jego bazy wyborczej – Trump chce się pozycjonować jako obrońca praw obywatelskich i przeciwnik przymusu narzucanego przez państwo. Choć decyzja zyskała poparcie wśród jego zwolenników, krytycy ostrzegają, że może ona wprowadzić chaos w szeregach armii, a wypłata zaległych wynagrodzeń będzie kosztowna dla budżetu federalnego.
Wśród innych zapowiedzi Donalda Trumpa znalazły się plany, które odzwierciedlają jego ambicje zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej. Jedną z bardziej zaskakujących propozycji była zmiana nazwy Zatoki Meksykańskiej na „Zatokę Amerykańską”. Trump argumentował, że taka decyzja ma symboliczne znaczenie i podkreśla dominującą rolę Stanów Zjednoczonych w regionie. Pomysł ten spotkał się jednak z mieszanymi reakcjami – podczas gdy jego zwolennicy uznali go za śmiały wyraz patriotyzmu, krytycy nazwali go niepotrzebną prowokacją wobec Meksyku i innych państw regionu.
Jeszcze większe kontrowersje wzbudziła propozycja ponownego przejęcia Kanału Panamskiego, który został przekazany Panamie w 1977 roku podczas prezydentury Jimmy’ego Cartera. Trump przypomniał, że decyzja ta była błędem, a obecna sytuacja geopolityczna – w szczególności wzrastające wpływy Chin w Ameryce Środkowej – wymaga stanowczej reakcji. Plan przywrócenia amerykańskiej kontroli nad kanałem jest częścią większej strategii Trumpa, mającej na celu ograniczenie chińskiego wpływu na światowej arenie. Prezydent podkreślił, że Stany Zjednoczone nie mogą pozwolić na to, by strategiczne szlaki handlowe znajdowały się pod kontrolą Pekinu.
Jednak najodważniejsza, a zarazem najbardziej futurystyczna zapowiedź Trumpa dotyczyła eksploracji kosmosu. Prezydent stwierdził, że celem jego administracji będzie zatknięcie amerykańskiej flagi na Marsie. „Świat to za mało dla Ameryki” – powiedział Trump, zaznaczając, że taka misja symbolizowałaby dominację Stanów Zjednoczonych również poza Ziemią. Pomysł ten wywołał mieszane reakcje – część osób uznała go za inspirującą wizję przyszłości, podczas gdy inni wskazywali na ogromne koszty i brak priorytetu tego typu działań w obliczu pilniejszych problemów, takich jak gospodarka czy polityka migracyjna.
Zapowiedzi Trumpa, choć śmiałe i pełne rozmachu, już teraz budzą skrajne emocje, zarówno w kraju, jak i za granicą. Jednak jedno jest pewne – prezydent zamierza kontynuować swoją politykę odważnych decyzji i wielkich ambicji, które mają ponownie uczynić Amerykę liderem na wszystkich możliwych polach działania.
Jednym z bardziej kontrowersyjnych ruchów Donalda Trumpa, który wywołał skrajne reakcje, było ułaskawienie prawie 1500 osób skazanych za udział w zamieszkach w Kapitolu 6 stycznia 2021 roku. Wśród ułaskawionych znaleźli się zarówno organizatorzy, jak i uczestnicy wydarzeń, które doprowadziły do jednej z najbardziej burzliwych chwil w historii współczesnej Ameryki. Trump uzasadnił swoją decyzję koniecznością naprawienia „niesprawiedliwości”, twierdząc, że wielu z tych ludzi zostało potraktowanych zbyt surowo z powodów politycznych. Jak podkreślił, jego ułaskawienia mają być symbolem pojednania narodowego i wyciągnięcia ręki do tych, którzy zostali „zdradzeni przez system”.
Nie zabrakło jednak krytyki pod adresem Joe Bidena i jego ułaskawień dokonanych w ostatnich godzinach urzędowania. Biden m.in. uniewinnił doktora Anthony’ego Fauciego, znanego z prowadzenia działań w walce z pandemią COVID-19, oraz generała Marka Milleya, jednego z głównych przeciwników Trumpa podczas jego pierwszej kadencji. Decyzje te wywołały kontrowersje, ponieważ, jak zauważył Trump, obaj ułaskawieni nie zostali formalnie oskarżeni o żadne przestępstwa. „Ja nawet nie ułaskawiłem własnej rodziny, choć mogłem” – stwierdził z przekąsem, dodając, że jego decyzje w sprawie ułaskawień były zawsze zgodne z prawem i sprawiedliwością, a nie polityczną kalkulacją.
Ułaskawienia, zarówno Trumpa, jak i Bidena, były szeroko komentowane w mediach. Trump nie omieszkał podkreślić, że jego decyzje są przejawem „odważnego przywództwa”, natomiast krytycy zarzucali mu, że ułaskawienia dla uczestników zamieszek w Kapitolu jedynie podsycą napięcia polityczne w kraju. Działania te stały się kolejnym elementem, który dzieli Amerykanów – jedni widzą w nich akt sprawiedliwości, drudzy natomiast – przykład politycznego rewanżyzmu.
Donald Trump odniósł się również do trwającej wojny na Ukrainie, która od lat jest jednym z kluczowych wyzwań na arenie międzynarodowej. Prezydent zadeklarował chęć otwarcia dialogu z Władimirem Putinem, podkreślając, że jego priorytetem jest zakończenie konfliktu w sposób szybki i skuteczny. Trump zaznaczył jednak, że Stany Zjednoczone nie zamierzają ponosić większych kosztów obrony Ukrainy niż pozostali członkowie NATO. „Ameryka nie będzie płacić więcej niż cały sojusz razem wzięty” – podkreślił, nawiązując do swojej wcześniejszej krytyki wobec nierównomiernego podziału kosztów w ramach Paktu Północnoatlantyckiego.
Jednocześnie Trump zapowiedział, że jeśli negocjacje z Rosją zakończą się fiaskiem, jego administracja nałoży kolejne, jeszcze bardziej dotkliwe sankcje gospodarcze. Prezydent jasno dał do zrozumienia, że Rosja musi zrozumieć powagę sytuacji i zaakceptować konieczność zakończenia wojny. „Nie można go przestraszyć. To by sprawiło, że nie wyglądałby dobrze. Ale dobrze by było skończyć tę wojnę” – powiedział Trump, odnosząc się do Putina i jego podejścia do dyplomacji.
Ze strony rosyjskiego przywódcy pojawiła się gotowość do rozmów. Władimir Putin wyraził nadzieję na otwarcie nowego rozdziału w relacjach z USA pod rządami Trumpa, ale jednocześnie postawił pewne warunki, które, zdaniem Trumpa, są „niepotrzebne” i mogą utrudnić proces negocjacyjny. Choć szczegóły tych warunków nie zostały ujawnione, eksperci spekulują, że mogą one dotyczyć złagodzenia już obowiązujących sankcji lub formalnego uznania rosyjskiej kontroli nad anektowanymi terytoriami.
Reakcje na zapowiedzi Trumpa były zróżnicowane. Zwolennicy prezydenta chwalili jego pragmatyzm i dążenie do zakończenia konfliktu, który pochłonął tysiące istnień ludzkich i obciążył gospodarki wielu krajów. Z kolei krytycy zarzucali mu, że jego podejście może osłabić pozycję Ukrainy w negocjacjach i wzmocnić Rosję na arenie międzynarodowej. W każdym razie dialog między Trumpem a Putinem, jeśli do niego dojdzie, z pewnością będzie jednym z najbardziej obserwowanych wydarzeń w nadchodzących miesiącach.
Co czeka Amerykę?
Donald Trump wkracza w swoją kadencję z planami, które wzbudzają zarówno entuzjazm jego zwolenników, jak i obawy krytyków. Po inauguracyjnym rozmachu w najbliższych dniach czekają go kluczowe wyzwania – przede wszystkim przekonanie Senatu do zatwierdzenia reszty swojego gabinetu. Choć Marco Rubio został już zatwierdzony jako sekretarz stanu niemal jednogłośnie, nie wszystkie nominacje mogą spotkać się z takim poparciem. Wśród kandydatów do kluczowych stanowisk znajdują się osoby, które budzą kontrowersje, a ich akceptacja może wymagać intensywnych negocjacji w Kapitolu.
Szczególną uwagę zwraca plan utworzenia nowego Departamentu Efektywności Rządowej, oczka w głowie Trumpa, który zaproponował, aby jego kierownictwo objął Elon Musk – znany miliarder, wizjoner i właściciel firm takich jak Tesla czy SpaceX. Pomysł ten wywołał szerokie dyskusje, zarówno w Waszyngtonie, jak i poza nim. Musk, który miałby zająć się poprawą funkcjonowania amerykańskiego rządu, budzi mieszane reakcje. Jego zwolennicy wskazują na jego innowacyjne podejście do zarządzania, a także sukcesy w branży technologicznej, które mogłyby zostać przeniesione na grunt administracji publicznej. Krytycy natomiast obawiają się, że jego niekonwencjonalny styl pracy i kontrowersyjne decyzje mogą przynieść więcej chaosu niż korzyści.
Projekt nowego departamentu wydaje się jednak niepewny, szczególnie po tym, jak Musk spotkał się z krytyką za swoje działania w mediach społecznościowych. Jeden z filmów, w którym gestykuluje w sposób przypominający salut rzymski, wywołał oburzenie i stał się powodem licznych spekulacji. Co więcej, Musk stracił potencjalnego współpracownika – Viveka Ramaswamy’ego, który postanowił skoncentrować się na swojej politycznej przyszłości jako kandydat na gubernatora Ohio. To wszystko rzuca cień na powodzenie projektu, choć Trump zapowiedział, że będzie walczył o jego realizację.
Ameryka wkracza w nowy, burzliwy rozdział. Plany Trumpa – od reformy administracji po eksplorację kosmosu i restrykcyjną politykę migracyjną – budzą ogromne emocje. Czy spełni swoje obietnice i wprowadzi kraj w „złoty wiek”, jak to wielokrotnie zapowiadał? Przyszłość pokaże, ale jedno jest pewne – o prezydencie Donaldzie Trumpie i jego administracji będzie jeszcze długo głośno, zarówno w kraju, jak i na arenie międzynarodowej.
Fot. nagłówka: Sergeant Matt Hecht
O autorze
Studentka prawa i lingwistyki stosowanej, zaangażowana w działalność Ladies of Liberty Alliance. Laureatka licznych stypendiów w Stanach Zjednoczonych, miłośniczka polityki amerykańskiej.