Przejdź do treści

Zima, która pogrążyła Armię Czerwoną

Zapowiadająca się na walkę Dawida z Goliatem ofensywa rosyjska w Finlandii pokazała, że ilość żołnierzy to nie wszystko. Jakość oraz morale wojsk liczą się tak samo, albo nawet bardziej. W obecnej sytuacji warto poświęcić uwagę „wojnie zimowej” i spróbować wyciągnąć z niej wnioski.

Stalin pod koniec lat 30. chciał odbudować imperium rosyjskie. Realizował więc politykę przyłączania z powrotem ziem utraconych w wyniku I wojny światowej. Po zajęciu Polski we wrześniu 1939 roku skupił swoją uwagę m.in. na Finlandii. Wybudowana w okresie międzywojennym Linia Mannerheima, stanowiąca zdaniem Rosjan bezpośrednie zagrożenie dla położonego 34 km dalej Leningradu była kolejnym powodem, dlaczego przywódca ZSRR domagał się rewizji granic. Chciał, aby Finowie oddali także półwysep Hanko oraz kilka wysp wokół niego, gdzie miałaby powstać baza radzieckiej floty. Jednak zaakceptowanie żądań, jakie rosyjscy dyplomaci przedstawili, oznaczałoby podporządkowanie Finlandii Rosji. Rząd w Helsinkach, mimo świadomości, że dysponuje jedną z najgorzej uzbrojonych i najmniejszych armii w Europie, odrzucił roszczenia sowietów.

Rosjanie zdecydowali się zagrać nieczysto. 26 listopada ostrzelali swoją artylerią graniczną wioskę Mainilę, w której stacjonowało wojsko Armii Czerwonej. Finowie bardzo szybko wykazali, że w okolicy 100 km od miejsca zdarzenia nie mieli swoich dział. Pomimo to, Stalin nie wycofał swoich zarzutów i 30 listopada około godziny 10:30 ponownie użył swojej artylerii, która tym razem wycelowana była w fińskie miasta. Równocześnie lotnictwo rosyjskie rozpoczęło bombardowania z powietrza. To miał być kolejny blitzkrieg. Sowiecka przewaga była drastyczna na każdej możliwej płaszczyźnie, jednak fińscy żołnierze mieli wysokie morale oraz potrafili walczyć w bardzo ciężkich mrozach sięgających nawet -40 stopni. Od pierwszych dni wojny narzekali, że „nie będzie gdzie tych Rosjan grzebać”.

Od początku dowódcy Armii Czerwonej wykazywali brak kompetencji. Opisywane wydarzenia poprzedziła trwająca w latach 1936-1938 tzw. „wielka czystka”. Dość powiedzieć, że w jej trakcie zginęło czterech z pięciu marszałków ZSRR. Jedyny, który przeżył – Gieorgij Żukow, walczył w trakcie jej trwania w Mandżurii. Być może tylko dlatego nie podzielił losu pozostałych. Dodatkowo żołnierz rosyjski, często do wojska wcielony siłą, nie chciał ginąć na terenach tajgi. Finowie, urodzeni z nartami na nogach, przywykli do srogich zim, ubrani w maskujące mundury, spowodowali ogromne straty wśród Rosjan. W trakcie walk poległo ok. 230 tys. sowieckich najeźdźców, natomiast 250 tys. zostało rannych. Straty w czołgach i samolotach również były nieproporcjonalnie duże. Próby sforsowania Linii Mannerheima przerodziły się w krwawą rzeź.

Simo Häyhä  weteran ,,wojny zimowej”. Najskuteczniejszy snajper w historii wojen. Zabił ponad 505 wrogów.

Zachód zareagował za późno. Przywódcy państw Ligi Narodów długo zwlekali z potępieniem agresji. Nastąpiło to dopiero w grudniu 1939 roku. Wtedy również ZSRR został usunięty z grona członków tej organizacji międzynarodowej, która miała stać na straży pokoju. Jednak mieszkańcy państw Europy zachodniej zaczęli domagać się od swoich rządów dalszych, bardziej stanowczych kroków. W lutym pojawiły się nawet plany zbombardowania przez angielskie lotnictwo pól naftowych w Baku, które należały do Rosji. Niestety równocześnie, w obliczu pogarszającej się sytuacji na froncie, rząd fiński zdecydował się na rozmowy pokojowe. Ostatecznie ogromna dysproporcja w sprzęcie, środkach i zasobach ludzkich, a także osamotnienie w walce doprowadziło Finów do podpisania pokoju. Nastąpiło to 12 marca 1940 roku. Na jego mocy ZSRR uzyskiwał fortyfikacje Mannerheima oraz ponad 10% terytorium Finlandii, z jej drugim największym miastem – Viipuri. Tyle kosztowało ten skandynawski kraj utrzymanie niepodległości.

Zwycięstwo okupione ciężkimi stratami obaliło mit, że Armia Czerwona jest wszechpotężna. Mimo to, w trakcie dalszych działań podczas II wojny światowej hańba „wojny zimowej” została zapomniana. Ponownie uznano, że Rosja jest mocarstwem, które dysponuje drugą armią na świecie. Tymczasem, w trakcie agresji na Finlandię, Rosjanie pokazali swoje wszystkie wady. Od braku kadr, aż po niskie morale. Potrzebna była motywacja w postaci oficerów NKWD, którzy rozstrzeliwali żołnierzy, którzy chcieliby się wycofać. Nie wiemy także, jaki finał miałaby wojna radziecko-fińska, gdyby zachód w odpowiednim momencie udzielił stronie zaatakowanej pomocy. Historia powinna uczyć nas wyciągać wnioski. Oby obecna wojna w Ukrainie skończyła się w inny sposób i możliwie jak najszybciej.

O autorze

Uczeń krakowskiego liceum w klasie o profilu prawniczo-ekonomicznym. Redaktor w czasopiśmie Młody Kraków - Czytajże!. Zwycięzca XLIX Olimpiady Historycznej. W wolnym czasie podróżuje, jeździ na rowerze lub chodzi po górach.