Na pewien maraton zapisało się wielu uczestników. Każdy z nich miał inne doświadczenie, inne możliwości i inne osobiste warunki. Jednak wszyscy chcieli ukończyć ten bieg z jak najlepszym wynikiem. Wystartowali razem, ale w pewnym momencie pojawili się organizatorzy i powiedzieli zdecydowanej większości zawodników, że od tego momentu co siedem metrów będą oni musieli zatrzymać się na przymusowy postój. Czy tak wygląda uczciwa konkurencja?
Tak – zdaniem Janusza Śniadka i Bożeny Borys-Szopy, którzy podczas 37. posiedzenia Sejmu dziewiątej kadencji przedstawiali projekt nowelizacji ustawy o zakazie handlu w niedzielę. Z ust posłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy argumentowali zasadność tej nowelizacji, padały słowa o uczciwej konkurencji, mającej wynikać z nowych zasad. Debata na temat wspomnianego zakazu toczy się od dawna, wręcz od jego wprowadzenia. Jednak na przestrzeni tego czasu wielu przedsiębiorców znalazło rozwiązanie, pozwalające im prowadzić działalność w „zakazane dni”. Było to możliwe dzięki wyjątkowi, który zezwalał na handel, jeśli dany podmiot funkcjonował także jako placówka pocztowa. Od przyszłego roku ma się to zmienić – w niedziele handel ma być ograniczony tylko do tych podmiotów, których ponad połowa przychodów pochodzić będzie z usług pocztowych. Oznacza to, że sklepy musiałyby niemal zupełnie zmienić profil swojej działalności, a jest to proces długi, kosztowny i absolutnie nie gwarantuje sukcesu. Kto z nas nie kupował w niedzielę chleba czy mleka w Żabce? W końcu normalnym jest, że czasem, akurat w „dzień zakazany” czegoś w lodówce zabraknie. Czy w drodze po potrzebne artykuły myśleliśmy wtedy, że (zgodne z prawem) obchodzenie zakazu jest czymś złym?
Ponownie – tak, zdaniem posłów, którzy podczas debaty z pogardą mówili o przedsiębiorcach wykorzystujących furtkę w prawie. Furtkę, którą stworzył nie kto inny, jak ustawodawcy. Furtkę, która dała możliwości pracodawcom i pracownikom; szczególnie tym drugim. Dla części ludzi aktywnych na rynku pracy – uczniów, studentów – niedziela jest jednym z dwóch dni, kiedy mogą podjąć się pracy na cały etat. Osoby uczące się często mają problem, żeby w tygodniu pogodzić naukę i pracę, a weekendy – w tym niedziele – są dla nich możliwością na zarobienie pieniędzy, czy to na życie, czy na spełnianie planów i marzeń. To osoby dobrowolnie podejmujące się pracy, którą pracodawca dobrowolnie im oferuje. Na tym polega uczciwa konkurencja – na dobrowolnej umowie między dwoma jednostkami, na którą państwo nie powinno mieć wpływu.
Co ciekawe, kwestia dobrowolnej umowy również została poruszona z sejmowej mównicy. Stanisław Szwed, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej, odpowiadając na zarzuty zamykania sklepów przy pozostawianiu otwartych stacji benzynowych, powiedział: „Jeśli chcemy zamknąć stacje benzynowe, to musielibyśmy się wszyscy na to zgodzić, że w niedziele nie tankujemy”. Podoba mi się podejście p. Szweda w tej kwestii i tym bardziej nurtuje mnie pytanie: kiedy wszyscy zgodziliśmy się na to, że w niedziele nie kupujemy? Kto i kiedy zapytał nas, czy chcemy w niedzielę móc chodzić do sklepu? Kiedy wszyscy pracownicy handlu stwierdzili, że nie chcą w niedziele pracować? Dlaczego rządzący zasłaniają się tarczą dobrodusznego dawania ludziom wyboru jedynie wtedy, kiedy jest im to na rękę?
Artykułów o upadkach sklepów, głównie tych małych, o stratach przedsiębiorców i pracowników – zwykłych ludzi, takich jak my – powstały setki, jeśli nie tysiące, ponieważ faktycznie jest to ogromny problem. Jednak o samym zakazie rozmawiamy już od lat, a w związku z nowelizacją pojawia się kolejny niezwykle przykry temat: karanie ludzi za ich pomysłowość. To samo widzieliśmy podczas lockdownów, kiedy to właściciele hoteli, restauracji, siłowni i inni pokrzywdzeni przez obostrzenia kreatywnie wyszukiwali kolejne luki w przepisach, a rządzący owe przepisy zaostrzali tak, żeby znajdowanie rozwiązań było coraz trudniejsze. Utworzyła się w ten sposób krzywdząca narracja, głosząca: jeśli wykorzystujesz swoje umiejętności do pokonywania trudności, należy cię ukarać. Ten sam schemat powtarza się teraz: jeśli byłeś na tyle sprytny, żeby ominąć zakaz handlu w niedziele, to podetniemy ci skrzydła i wprowadzimy takie zasady, żeby dowalić ci jeszcze bardziej.
Nie ma nic wspólnego z uczciwością sytuacja, w której człowiek zostaje pozbawiony wyboru i przyparty do muru. Nie można mówić o uczciwej konkurencji, kiedy państwo dowolnie zmienia zasady w środku gry, jeśli tylko coś idzie nie po myśli władz. Na uczciwość nie możemy już widocznie liczyć. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że ludzie związani z handlem – pracodawcy i pracownicy – po raz kolejny znajdą rozwiązanie. Jak maratończycy – dzięki wysiłkowi i strategii uzyskają taki wynik, na jaki faktycznie ich stać i być może tym razem zamiast kary otrzymają od losu nagrodę.
O autorze
Interesuję się psychologią, procesami społecznymi i marketingiem, a moją największą pasją jest teatr. Pracuję nad różnymi projektami artystycznymi, działam też w lokalnym sztabie WOŚP i Młodych Libertarianach.