Na samym początku zaznaczę: moim celem nie jest atak na tygodnik „Wprost”. Nie podoba mi się praktyka uprawiana przez część znanych publicystów, polegająca na tym, że każdy, kto nie zgadza się z jedynie słuszną, antypisowską linią przekazu jest nazywany „klakierem władzy”, tudzież oskarżany o „merdanie ogonkiem” w jej kierunku. To trochę tak, jakby założyć, że każdy zdrowo myślący człowiek nie lubi PiS-u, a jeśli jest inaczej, to znaczy, że albo się sprzedał (dziennikarz, osoba publiczna), albo jest okłamany (wyborca). Głupie myślenie, prawda?
Oczom jednak nie wierzyłem, gdy zobaczyłem okładkę najnowszego „Wprostu”. Ujrzymy na niej elegancko ubranego, idącego dumnym krokiem prezesa PKN Orlen Daniela Obajtka, który został, uwaga, Człowiekiem Roku 2020…
„To ważne w naszej przestrzeni publicznej wyróżnienie jest przyznawane od 1991 roku. Redakcja tygodnika nagradza osoby, które w minionym roku wywarły największy wpływ na życie społeczne, polityczne czy gospodarcze w Polsce”. – pisze o nagrodzie świeżo upieczony redaktor naczelny czasopisma, Robert Feluś.
I w gruncie rzeczy należałoby się zgodzić – Obajtek był znaczącym graczem w zeszłym roku. Tyle tylko, że odznaczył się nacjonalizując największego polskiego wydawcę prasy lokalnej. Mowa oczywiście o zakupie Polska Press, który spowodował w tychże redakcjach największy lęk od wielu lat. Nie łudźmy się; to transakcja o podłożu politycznym w ramach tzw. „repolonizacji mediów”. W Prawie i Sprawiedliwości już od kilku lat o tym się mówi. Przychylne PiS-owi podmioty miałyby przejmować wraże ośrodki i przeobrażać je na modłę TVP. I to się właśnie stało. Jarosław Kaczyński, o czym otwarcie się mówi, ma prostą wizję dotyczącą mediów: albo mogą nam pomóc, albo może ich nie być.
No właśnie. Chętnie zapytałbym Joannę Miziołek, Marcina Dobskiego czy Elizę Olczyk, czyli ludzi „Wprostu”, których cenię za nieuleganie stadnemu myśleniu – a o to trudno w czasach tak niesłychanej polaryzacji – czy zgadzają się z takim właśnie wyborem swojej redakcji. Czy podoba im się, że człowiek, który zaraz zwolni wielu porządnych dziennikarzy albo – w najlepszym razie – złamie im kręgosłupy, zostaje w taki sposób wyróżniony przez ich tygodnik?
Niesmak potęguje fakt, że to niejedyna nagroda, jaką Daniel Obajtek otrzymał za miniony rok. Uhonorowały go także „Sieci”, czyli do bólu propagandowe pismo braci Karnowskich. Okładkę opatrzono rozbrajającym tytułem: „Co jeszcze odzyska dla Polski?”. Dołączyć do „zacnego grona” tych, którzy dostrzegli „zasługi” prezesa Obajtka, to chyba jednak troszkę wstyd…
Żeby było jasne. Rozumiem, że takie nagrody zawsze są w jakimś stopniu umotywowane ideologicznie, w zależności od profilu gazety. I w porządku, jeśli „Wprost” jest czasopismem centrowym ze wzrokiem skierowanym w prawą stronę, to Człowiekiem Roku mogą obwołać np. jakiegoś prawicowego polityka. Mimo iż nie jestem fanem tego człowieka, to rozumiałbym jego wybór. Nie tu leży problem. Po prostu kapituła mogłaby pomyśleć o swoich koleżankach i kolegach z Polska Press i wykazać się elementarną solidarnością.
O autorze
Licealista. W przyszłości marzy o pracy dziennikarza. Pisze również do "Gazety Młodych", lokalnego dodatku do "Gazety Wyborczej". Wstaje codziennie o szóstej rano. Nawet jak nie musi. Czyta gazety. Wyczulony na punkcie homofobii i antysemityzmu.