Przejdź do treści

Widmo apokalipsy w „Nocy Helvera” nie traci na aktualności

Możecie zamknąć oczy, zatkać uszy. Zasłonić okna, wstawić wodę na herbatę i cierpliwie czekać. Możecie właściwie wszystko, bo nie ma już niczego… Totalitaryzm czeka za waszymi drzwiami i sami jesteście temu winni.

„Noc Helvera” w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej odgrywana jest na deskach Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi od 2019 roku. Jak wskazuje tytuł sztuki, akcja dzieje się w ciągu kilku godzin jednej nocy. Helver (Mariusz Słupiński) wraca do domu z trwających na ulicach miasta demonstracji. W środku czeka na niego Karla (Milena Lisiecka), która, podejrzewając, co się zaraz wydarzy, próbuje go ignorować i stwarzać pozory zwyczajnego wieczoru.

Mężczyzna z niewinnym, właściwym małemu dziecku entuzjazmem, zaczyna swoją opowieść. Chwali się, że dostał szturmówkę oraz beret, do którego przypiął mu odznakę sam Gilbert. Gilbert powiedział mu także, że będzie z niego żołnierz. Helver zacznie się golić brzytwą, tak jak robi to Gilbert, który jest dla niego autorytetem. Jego imię pada niemal w każdym zdaniu. Karla traktuje Helvera z udawaną pobłażliwością, mówi mu „chyba bardzo lubisz tego Gilberta”, czym tylko rozbudza jego entuzjazm, który zdążył już przekroczyć cienką granicę dzielącą niewinną opowieść i terrorystyczną propagandę.

„Co krzyczałeś? – To, co wszyscy!”

Helver nie zrobił nikomu krzywdy i niczego nie zniszczył. Stał w szeregu (w pierwszym rzędzie, jak chwalił się Karli) i radośnie wykrzykiwał pełne nienawiści i dyskryminacji hasła. Nauczył się też musztry, do której próbuje zmusić Karlę. Zaobserwowaną na zewnątrz agresję z łatwością zamienia w przemoc domową, wprowadzając prawdziwy terror. Przechodzi przy tym przez pełen zakres emocji: od wściekłego wrzasku, poprzez płacz, aż po radosny śmiech. Przeżywa wewnętrzny kryzys, na zmianę wychodzą z niego silny i surowy mężczyzna oraz pragnące odrobiny ciepła i miłości dziecko.

Dosyć wymowna jest scena, kiedy bohaterowie siedzą przed zwróconym tyłem do widowni telewizorem, z którego płyną wypowiedzi dzieci, mówiących niemal te same kwestie, które Helver tak radośnie wygłaszał zaraz po powrocie do domu. Wzbudza to w Karli niepokój pomieszany z irytacją, więc wstaje i wyłącza telewizor, ale mężczyzna włącza go z powrotem – nie widzi bowiem, że jego oddanie Gilbertowi jest ślepe i nierozsądne.

Fot. Greg Noo-Wak

Czy totalitaryzm jest w nas?

Bogajewska wprowadziła sporo zmian w stosunku do oryginalnego dramatu Ingmara Villqista. Przede wszystkim przeniosła czas akcji z lat 30. ubiegłego wieku do współczesności, pozostawiając jednak wiele elementów nawiązujących do przeszłości. Pomieszczenie, w którym znajdują się bohaterowie, urządzone jest w dosyć starym stylu – stół kuchenny pamięta zapewne czasy, w których rozgrywała się oryginalna wersja sztuki. Kineskopowy telewizor kontrastuje z nowoczesnym smartfonem Helvera, a wszechobecne modele i obrazy, wskazujące na fascynację mężczyzny militariami, nawiązują do czasów II wojny światowej. Figury żołnierzy, które pojawiają się pod sam koniec, ubrane są w nazistowskie mundury, pozbawione jednak wszelkich symboli.

Wyraźnym nawiązaniem do współczesności jest szturmówka Helvera – budząca jednoznaczne skojarzenia z ONR-em. Bogajewska zwraca w ten sposób uwagę na to, że totalitaryzm to nie tylko historia, bo faszyści są wśród nas. Czym jednak jest apokalipsa, która puka do drzwi bohaterów, a potem zalewa ich mieszkanie wraz z cieknącą z sufitu wodą? Zaryzykowałbym stwierdzenie, że nie jesteśmy ostrzegani przed czymś, co może wkrótce nadejść. Wręcz przeciwnie – to, czego się obawiamy, od dawna jest wśród nas. Precyzyjniej mówiąc, towarzyszy nam od zarania dziejów, odkąd na świecie pojawił się człowiek, a wraz z nim żądza władzy. Boimy się tylko, że tym razem znaleźliśmy się po niewłaściwej stronie barykady, a wir historii wciągnie nas i uwięzi w mule tej epoki.

Fot. Greg Noo-Wak

Sami jesteśmy sobie winni?

Historia dzieje się na naszych oczach, ale jaki mamy na nią wpływ? Odkąd skończyła się II wojna światowa, ciąży nad nami widmo kolejnej. W ostatnim czasie stało się ono wyraźniejsze – dużo mówi się o możliwym wykorzystaniu bomby atomowej przez Putina. Niemałym echem odbiło się też uderzenie dwóch rakiet w terytorium Polski. Wydaje się, że globalny konflikt wisi na włosku, ale gdzie jest rola jednostki w tym, w jakim położeniu znajduje się wahadło historii?

Zdaniem Bogajewskiej rola ta jest bardzo istotna. Przekonujemy się o tym pod koniec sztuki, kiedy Helver „burzy” czwartą ścianę i rzuca w kierunku widowni oskarżenia, jakoby to ona była tym złem, które ma nadejść. Mężczyzna patrzy wszystkim w oczy przeszywającym na wskroś spojrzeniem, każdego z osobna zmuszając do refleksji. Nie ma miejsca dla inności, nowy porządek nie przewiduje szansy na obecność w społeczeństwie osób chorych psychicznie, takich jak Helver. Nie ma też miejsca na nadzieję – spektakl Bogajewskiej kończy się tym, że Karla podaje sobie i pijanemu Helverowi śmiertelną dawkę leków. Rodzi się jednak pytanie, czy powodem tego samobójstwa było faktyczne zagrożenie, czy też może paranoiczny lęk bohaterów?

Fot. nagłówka: Greg Noo-Wak

O autorze

Student Dziennikarstwa międzynarodowego na Uniwersytecie Łódzkim. Pasjonat szeroko pojętej kultury, a także fotografii i wszystkiego, co jest vintage.