11 listopada. Data wyjątkowa. Po 123 latach spędzonych pod trzema zaborami Polska wraca na mapę Europy, wraca do świata. Powstania, męki, wewnętrzne przepychanki, zsyłki na Sybir, germanizacja, indoktrynacja w szkołach, miriady cierpień — to wszystko wreszcie się skończyło. Po 105 latach od niewątpliwie przełomowego wydarzenia w historii naszego kraju, powinniśmy zadać sobie pytania — jak to wszystko celebrować? Otóż szanowni czytelnicy, na pewno nie tak, jak teraz.
Geneza
Cofnijmy się na chwilę do samego odzyskania niepodległości. Ten 11 listopada to wcale nie tak oczywista sprawa. Tego dnia podpisano rozejm w wagonie w Compiegne. 22 lata, o ironio, w tym samym miejscu również podpisywano rozejm, tyle że role się odwróciły. Historia jak najbardziej ciekawa i godna zgłębienia, ale wróćmy do clou, czyli naszej, polskiej niepodległości. Data podpisania rozejmu we francuskiej miejscowości jest jednocześnie traktowana jako data odzyskania niepodległości. Z 6 na 7 listopada Polska Partia Socjalistyczna, zatem przedstawiciele patriotycznej, narodowowyzwoleńczej lewicy, na czele z wybitnym Ignacym Daszyńskim proklamowali niepodległość poprzez utworzenie tzw. rządu lubelskiego.
11 listopada
Nasz naród okazał się bliższy sercu Piłsudskiego niż Daszyńskiego. Obu panów wspominamy ciepło, ale Józef Piłsudski jest dużo bardziej rozpoznawalny, lubiany, szanowany. Poza tym, 11 listopada nie tylko zyskała Polska, ale i przegrali Niemcy. Wpisuje się to w naszą wieloletnią niechęć do sąsiadów z zachodu. Możemy sobie poświętować podwójnie. Dyskusje o tym, kiedy powinniśmy celebrować Święto Niepodległości, zostawmy ekspertom. Na razie, dla uproszczenia, przyjmijmy tę bardziej popularną datę, zatem 11 listopada.
Moja ulica murem podzielona
Nie napiszę może nic odkrywczego, ale jesteśmy narodem mocno podzielonym, lubiącym zamykać się w bańkach, oceniać innych, kłócić się o politykę. Miniona kampania wyborcza wraz z wyborami parlamentarnymi tę polaryzację jeszcze pogłębiły. Zresztą, każde większe wydarzenie zachodzące w polityce ma całkiem podobny schemat. Coś się dzieje, dzielimy się na dwa obozy. Przykład? Zaostrzenie prawa aborcyjnego. Jedni szli w protestach, a drudzy bronili Kościołów przed wyimaginowaną niemiecką Antifą. Gdy powstaje, rozwija się jakiś zbiór doktryn, inicjatyw, a wraz z nimi ruchy z określonym interesem politycznym, światopoglądowa opozycja kształtuje się relatywnie szybko.
Dzień, w którym będziemy zjednoczeni
Każdy naród powinien mieć jakieś spoiwo. Coś, co sprawi, że Polacy przypomną sobie o jednej, wspólnej cesze — o pochodzeniu, o współdzieleniu z innymi pewnego kawałka ziemi. Najoczywistszym wyborem byłoby tutaj, rzecz jasna, Święto Niepodległości. Inicjatywą, którą najczęściej kojarzymy z tym świętem, jest Marsz Niepodległości.
Narodowcy przywłaszczają sobie niepodległość
Nie trzeba wybitnie orientować się w polityce, by stwierdzić, że to na pewno nie jest inicjatywa łącząca wszystkich Polaków. Marsz Niepodległości to organizacja rządzona przez narodowców, którzy narzucają imprezie charakter skrajnie prawicowego festiwalu. Nie rozumiem idei spaceru po ulicy przy równoczesnej, rekreacyjnej dewastacji stolicy własnego państwa. Niestety, rzeczywiście, faktem jest, że niektórym uczestnikom Marszu Niepodległości bliżej jest do tych, co przed laty Warszawę niszczyli.
Faszyści na ulicach Warszawy
Faszyści z Forza Nuova to stali goście Marszu Niepodległości. Wyrobili sobie status VIP-ów. Tak, Forza Nuova to organizacja skrajnie prawicowa. Prorosyjskie zapędy, całkowity sprzeciw i potępienie wobec osób LGBTQ+, powrót do tradycji i likwidacja masonerii. Cokolwiek to znaczy. To stowarzyszenie, które bierze udział w marszu, który jest często broniony przez prawą stronę polskiej sceny politycznej jako wydarzenie dla rodzin z dziećmi, otwarta na każdego Polaka. Każdego Polaka, pod warunkiem że mieści się on w wąskim kryteriach wyznaczonych przez ultraprawicowe grupy. Uwierzcie mi, znaleźć się w jedynej, słusznej, wizji Polaka wykreowanej przez jakiegoś narodowca jest jeszcze trudniej niż dostać się z Płocka na Sri Lankę kajakiem.
Święto Niepodległości świętem inkluzywnym
Marsze Niepodległości pomimo swojej otwartości są naprawdę bardzo ekskluzywne i na pewno, nie każdy Polak poczuje się tam bezpiecznie. Czy Święto Niepodległości zatem powinniśmy świętować w domach? Możemy, aczkolwiek myślę, że to zbyt wyjątkowy dzień. Serio. Dla rodziny jest Boże Narodzenie, Wielkanoc, urodziny cioci jednej, drugiej, trzeciej i pięćdziesiątej ósmej. Święto Niepodległości jest dla narodu. Czego zatem potrzebujemy? Inicjatyw, które zachęcą obywateli, by razem spędzili ze sobą czas. Nie chodzi tutaj o to, by w każdym mieście czy wsi wszyscy usiedli w kole i zaczęli się przedstawiać. Święto Niepodległości to nie Klub Anonimowych Alkoholików. Święto Niepodległości też nie powinno zamienić się w narodowe wyjście integracyjne, to byłaby przesada w drugą stronę.
Marsze to nic dobrego
Chodzi o kontakt. Z drugim człowiekiem, drugim Polakiem bądź drugą Polką. Moje koncepcje na celebracje Święta Niepodległości może są płytkie. Może nawet bardzo płytkie i w dodatku naiwne, ale myślę, że mimo wszystko piękne. Marsze odstawmy na bok — duża grupa osób chodząca przez ulice miasta, wykrzykująca jakieś slogany. To kojarzy się albo z protestem, albo z przemarszami kibiców drużyn piłkarskich. Zawsze, prędzej czy później zamieni się w to event poparcia danego rozwiązania bądź opcji politycznej. Tego, absolutnie nie chcemy.
Celebracja polskości
W Dniu Niepodległości w każdym mieście powinno organizować się piknik związany z tym świętem. Piknik to coś, co kojarzy się niezwykle z rodzinną atmosferą, a gdy nadamy mu wymiar masowy, będzie wydarzeniem narodowym przepełnionym wcześniej przywołanym, pięknym rodzinnym klimatem. Święto Niepodległości to okazja do zadumy, refleksji, ale też radości. Radości z tego, że jesteśmy Polakami, możemy mówić po polsku, uczyć się o polskiej kulturze, oglądać mecze polskich reprezentacji i drużyn sportowych, możemy rozwijać naszą narodową tożsamość.
Najpiękniejsze rogale świętomarcińskie
Najlepsza okoliczność do takiej celebracji? Tereny zielone, rogale świętomarcińskie za darmo. Trochę fajerwerków, biało-czerwonych. Styl nieco amerykański, ale uważam, że to właśnie w USA radość z wolności, niezależności przybiera najbardziej przyjazną, inkluzywną formę. Oczywiście, przy okazji takich pikników wskazane byłyby koncerty, bo jednak ciężko pobujać się do śpiewu ptaków, wykłady, spotkania, warsztaty z historykami, bo jednak celebrujemy coś, o czym wypada wiedzieć. Święto Niepodległości to nie tylko kartka z kalendarza, ale i lata niezwykle trudnej historii. Jak najmniej narodowej martyrologii. Użalanie się nad własnym narodem w dniu, w którym wspominamy odzyskanie niepodległości, powinno być karane co najmniej dwudziestoma przysiadami. Wyjdźmy na zewnątrz, bądźmy częścią jednej inicjatywy, skupiającej wszystkich Polaków. Takiej przyjaznej dzieciom, młodzieży, dorosłym, seniorom, lewakom, prawakom. Rogale świętomarcińskie powinny być naszym jedenastolistopadowym spoiwem.
Odrzućmy płacz nad naszym losem
Fajnie byłoby mieć Święto Niepodległości dla wszystkich, a nie tych, którzy najgłośniej krzyczą o Polsce dla Polaków i Białej Europie. Wizja, którą krótko opisałem to tylko przykład, umotywowany moją bezwarunkową miłością do rogali świętomarcińskich, patriotyzmem i szacunkiem do rodaków. Marsze? Zrezygnujmy z tego, idealne pole do politycznych gierek i walki interesów. Płacz, o ciężką historię naszej Ojczyzny? Cóż, on naszej przeszłości nie zmieni, udowodni tylko, że nawet przy okazji radosnego święta musimy opowiadać smęty. Cieszmy się, wyjdźmy do innych.
Walczmy o Święto Niepodległości
To także swego rodzaju apel do władz, tych, które zaraz obejmą stery w naszym kraju. Zastanówmy się, czy chcemy przyjaznego Święta Niepodległości, otwartego dla wszystkich, w rodzinnej atmosferze, z rogalami świętomarcińskiego, by zmienić coś w naszej mentalności i podejściu do siebie nawzajem, czy też dalej Święto Niepodległości oddajemy narodowcom, by ci zaplanowali ten dzień według swojej woli.
Jedno Święto Niepodległości
Fajnie byłoby mieć jedno Święto Niepodległości. Chociażby te moje pikniki w każdym mieście, miasteczku, wsi. Byłoby trochę zimno, ale rogal świętomarciński, ciepła herbatka i radosna atmosfera by nam to wszystko wynagrodziły. Bez żadnych wojenek ideologicznych, bez kolejnych sporów, które 11 listopada zamiast schodzić na margines, nasilają się.
Musimy być blisko siebie
Świat schodzi na indywidualizm. Trudno, najwidoczniej tak musi być. Oddalanie się od siebie nic dobrego jednak nie przyniesie. Powinniśmy mieć jedno Święto Niepodległości, nie trzydzieści osiem milionów. Oczywiście, tę niepodległość możemy sobie różnie definiować. Gdyby popytać Polaków o najpiękniejsze aspekty tej niepodległości, mnóstwo odpowiedzi znacząco by się różniło. To akurat pożyteczny, pouczający aspekt.
Nigdy nie będzie idealnie, ale może być mniej źle
Może ten świat, który opisuję, to totalna utopia. Może jestem straszliwie naiwny. Jeżeli tak, to w tej utopii i naiwności mi całkiem dobrze. Polska ma mnóstwo dni w roku, które można przeżyć na 38 milionów sposób, ale już niewiele, które nadadzą się na takie, które można spędzić w jeden jedyny sposób. Całkowicie tego nigdy nie zmienimy. Idealnie nie będzie nigdy. Idealny jest tylko rogal świętomarciński. Świat w dobrą stronę popycha jednak to, że mimo nieosiągalności idealności, wciąż do niej dążymy.
Jesteśmy od 105 lat niepodlegli. Bawmy się, cieszmy i bądźmy dumni z tego, że jesteśmy Polakami. To serio nie jest powód do wstydu czy smutku.
Fot. nagłówka: Flickr
O autorze
Piszę o polityce, sporcie, sprawach społecznych, kebabach, młodych ludziach i Polsce moich marzeń. Próbuję być publicystą. Lubię historię, od czasu do czasu coś pogotuję. Moje kibicowskie serce jest podzielone między Lecha Poznań a Liverpool FC. Torunianin z urodzenia, Poznaniak z wyboru.