Obchodzimy właśnie 3. rocznicę pełnoskalowej agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Niesprowokowany atak Rosji na suwerennego sąsiada przerodził się w największą wojnę na kontynencie europejskim od czasów II wojny światowej. W chwili pisania tego artykułu historia ponownie przyspiesza: rozpoczęły się pierwsze przygotowania do negocjacji między nową administracją Donalda Trumpa a Władimirem Putinem. Wypowiedzi nowego prezydenta USA obarczającego winą Ukrainę za wybuch tej wojny szokują europejskich polityków, a społeczeństwa wpędzają w przerażenie. W związku z możliwością nadejścia przełomu w konflikcie warto odpowiedzieć na podstawowe pytania: Dlaczego Rosja zaatakowała Ukrainę? Jaki jest zasadniczy cel Moskwy? I czy tę wojnę możemy jeszcze wygrać?
24 lutego 2022 r. nie spadł z nieba
Nawiązując do słów zmarłego właśnie Mariana Turskiego, trzeba przypominać naszym zachodnim partnerom (niektórym Polakom o dziwo też), że wojny, zbrodnie wojenne i inne katastrofy nie biorą się znikąd. I że to autorytarny reżim Władimira Putina jest odpowiedzialny za tę wojnę, która od dawna małymi krokami zbliżała się do granic Ukrainy. Rosyjski establishment – przynajmniej w sferze deklaracji – szykował grunt pod włączenie części Ukrainy do terytorium Rosji od lat 90. Wyraźnie mówił o tym w książce „Wielka Szachownica” znakomity strateg, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA w rządzie Jimmy’ego Cartera Zbigniew Brzeziński, o którym napisałem zresztą prawie rok temu artykuł na łamach Gazety Kongresy. Przytoczyłem wtedy jego prorocze słowa sprzed prawie 30(!) lat:
W rosyjskim establishmencie związanym z polityką zagraniczną (złożonym głównie z byłych urzędników sowieckich) wciąż panuje głęboko zakorzenione pragnienie, by Rosja odgrywała w Eurazji szczególną rolę, co w konsekwencji pociągnęłoby za sobą podporządkowanie Moskwie nowo powstałych państw postsowieckich.
To, że Ukraina w przyszłości zostanie w jakiś sposób ponownie „zintegrowana”, pozostaje artykułem wiary dla wielu członków rosyjskiej elity politycznej. Na przykład według agencji Interfax (20 listopada 1996 roku) jeden z głównych doradców Jelcyna, Dimitrij Riurikow, nazwał Ukrainę „tymczasowym zjawiskiem”, a moskiewska Obszczaja Gazieta (10 grudnia 1996 roku) pisała, że „w dającej się przewidzieć przyszłości wydarzenia na wschodniej Ukrainie mogą postawić Rosję wobec bardzo trudnego problemu. Masowym demonstracjom niezadowolenia będą towarzyszyć apele do Rosji, a nawet żądania wobec niej, aby przejęła ten region. Bardzo wielu ludzi w Moskwie chętnie poparłoby takie plany”.

Bierność Zachodu i hipokryzja Putina
Oczywiste dla uczciwie myślących jest, że to Rosja bezprawnie wywołała konflikt na Ukrainie. Jednocześnie nie sprawdziła się polityka Zachodu, a najbardziej Niemiec i Francji, które naśladowały politykę „appeasementu” rodem z lat 30. wobec Hitlera w sprawie ówczesnej Czechosłowacji. Historia po raz kolejny nauczyła nas, że uległość w stosunku do agresora to tylko odkładanie nieuniknionej konfrontacji na później, która rozzuchwala kraje autorytarne do stawiania kolejnych żądań i używania przemocy.
Liderzy Europy nie zareagowali adekwatnie w chwili, gdy był na to najwyższy czas. Mówię tutaj chociażby o wystąpieniu Putina na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa z 2007 roku, w którym podważył obowiązujący dotychczas ład międzynarodowy i zapowiedział powrót Rosji do imperialnej polityki. Zaproponował wtedy zastąpienie „ładu jednobiegunowego”, będącego emanacją hegemonii Stanów Zjednoczonych w świecie od czasu upadku Związku Sowieckiego, tzw. ładem wielobiegunowym. Z perspektywy czasu okazało się, że był to eufemizm mocarstwowej polityki Rosji, która zaczęła łamać prawo międzynarodowe i stosować przemoc do realizacji swoich celów. Zaledwie rok później Putin dokonał inwazji na Gruzję, a w 2014 roku wojska rosyjskie wkroczyły na Krym i do Donbasu w reakcji na zmianę władz na prozachodnie na Ukrainie po protestach na Majdanie i ucieczce z kraju prezydenta Janukowycza, który odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską.
Przy okazji Putin wykazał się wielką hipokryzją – krytykując przed laty inwazję Stanów Zjednoczonych na Irak czy Afganistan, jako przykłady rzekomego łamania prawa międzynarodowego, z biegiem czasu sam zaczął lekceważyć podpisane niegdyś traktaty i rezolucje. To właśnie pod jego rządami Rosja utraciła wiarygodność jako kraj wypełniający swoje traktatowe zobowiązania. Jaskrawym przykładem było pogwałcenie Memorandum Budapesztańskiego z 1994 roku, w którym Rosja zobowiązała się szanować integralność terytorialną Ukrainy, w zamian za oddanie Moskwie posowieckiego arsenału nuklearnego. Oczywiście można wnosić zastrzeżenia do samej treści Memorandum i jego formy, gdyż była to de facto mało znacząca deklaracja polityczna, która nie gwarantowała twardych gwarancji bezpieczeństwa Kijowowi. Nie zmienia to jednak faktu, że Rosja złamała te zapisy, a samo wkroczenie wojsk na Ukrainę i aneksja Krymu były nielegalne z punktu widzenia prawa międzynarodowego w ogóle.
Jeszcze większe kuriozum
Wyobraźcie sobie, że do waszego domu wkrada się nieproszony lokator, który przemocą zajmuje jego część i nie chce jej opuścić, a wezwany na miejsce patrol policji każe wam się grzecznie porozumieć i nie uznaje napastnika za agresora. Tak w skrócie można opisać porozumienia mińskie podpisane w 2014 i 2015 roku przez Rosję, Ukrainę, Francję i Niemcy. Rosja nie została w nich ujęta jako agresor ani nawet strona konfliktu, lecz jako mediator w „wojnie domowej”. Ostatecznie Ukraina została de facto przymuszona do podpisania tych porozumień w obliczu braku wystarczającej siły do odparcia Rosjan.
Kształt umowy w narzuconej formie był nie do zrealizowania przez suwerenną Ukrainę. Zapisy porozumień mińskich zakładały decentralizację polityczną i osłabienie Ukrainy, brak możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności prorosyjskich separatystów i władz Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej oraz nadanie tym regionom specjalnego statusu, w tym prawa do tworzenia własnych milicji. Spełnienie oczekiwań oznaczałoby utworzenie rosyjskiego przyczółku wpływu destabilizującego Ukrainę od środka, de facto państwa w państwie. Ostatecznie umowa była tylko krokiem do tymczasowego zamrożenia wojny przeciwko Ukrainie, a nieprzestrzeganie jej irracjonalnych zapisów stało się jednym z casus belli pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Warto jednak pamiętać, że nawet gdyby Ukraina w pełni wdrożyła te hańbiące zapisy, Rosja i tak znalazłaby jakiś pretekst do agresji. W rosyjskim świecie nie liczą się przecież fakty, lecz narracja Kremla, która nie musi mieć nic wspólnego z rzeczywistością.
Absurdalne zarzuty Putina
Władimir Putin i jego świta agresję z 24 lutego 2022 roku uzasadnia z kilku powodów: rzekomy plan szybkiego wejścia Ukrainy do NATO, potrzeba „denazyfikacji i demilitaryzacji” Ukrainy, zagrożenie bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej czy nawet tajne laboratoria broni biologicznej na Ukrainie. Weźmy zatem te preteksty na tapet.
Ukraina ani w 2022 roku, ani w najbliższych latach nie miała żadnych szans na wstąpienie do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Nawet gdyby chciała, to przeszkodą były zatargi terytorialne z Rosją i de facto stan zamrożonego konfliktu. Włączenie jakimś cudem Ukrainy w tych okolicznościach oznaczałoby wejście państw członkowskich do wojny z Rosją. Samo wstąpienie do NATO musiałoby być jeszcze zaakceptowane przez każdy kraj członkowski, co w obliczu wymienionych problemów byłoby wieloletnią, skazaną na porażkę batalią.

Z kolei rzekome zagrożenie bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej jest absurdalnym stwierdzeniem, zważywszy na fakt, że to właśnie granica z NATO jest najbezpieczniejszą granicą Rosji. W przeciwieństwie do Rosji żaden z krajów NATO nie grozi innym nuklearną anihilacją, a ćwiczenia naszych wojsk przy granicy z Rosją są z wyprzedzeniem komunikowane. To dotychczasowa polityka Rosji doprowadziła do tego, że długość jej granicy z NATO podwoiła się, wraz z wejściem Finlandii do sojuszu w 2023 roku. Pomimo to Rosjanie w sferze realnych poczynań jak na razie nie dostrzegają rzekomego zagrożenia z naszej strony, bo przesuwają swoje wojska z północy do Ukrainy.
Twierdzenia Putina o rządach nazistów i narkomanów na Ukrainie są oczywistym absurdem. Nazywanie rządu ukraińskiego „reżimem kijowskim” jest kuriozalne, bo prezydent Zełenski został wybrany w demokratycznych wyborach, a Putin rysuje sobie dowolnie wyniki wyborów. Tezy Putina podważające legalność kadencji Zełenskiego też są chybione – zgodnie z konstytucją Ukrainy wyborów nie przeprowadza się w czasie stanu wojennego, a kadencja jest automatycznie przedłużana. Paradoksalnie to prezydent Rosji zasiada nielegalnie na Kremlu. Pomijając już fałszerstwa wyborcze, Ośrodek Studiów Wschodnich w swoim artykule zaznacza, że w wyborach z 2024 roku Putin startował nielegalnie, ponieważ reformę konstytucyjną z 2020 roku, która dała mu prawo o ubieganie się o dwie kolejne kadencje, przeprowadzono z pogwałceniem obowiązującej wówczas konstytucji z 1993 roku.
Paszkwil Putina na Ukrainę
12 lipca 2021 roku na stronie internetowej Kremla opublikowano artykuł Putina „O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców”. Treść tekstu podporządkowana jest tezie, że Ukraińcy i Rosjanie to w zasadzie jeden naród, a ukraińska tożsamość narodowa jest w rzeczywistości wytworem epoki sowieckiej. Putin rzuca też, w skrócie, takimi subiektywnymi opiniami lub bezpośrednimi kłamstwami, jak:
- Przekazanie Krymu Ukraińskiej SRR w latach 50. przez Rosyjską SRR było nielegalne,
- Ukraińcy są niewdzięczni wobec zasług Rosji dla Ukrainy,
- Zbrodnia Hołodomoru w równym stopniu dotknęła Rosjan, jak i Ukraińców,
- Ludność Krymu i Donbasu sama zbuntowała się wobec Kijowa w 2014 roku, aby zapobiec czystkom etnicznym,
- Ukraina od wielu lat prowadziła politykę przymusowej asymilacji Rosjan i budowy czystego etnicznie państwa, co pod względem skutków jest porównywalne ze stosowaniem przeciwko Rosjanom broni masowego rażenia,
- Włączenie ziem Ukrainy do Królestwa Polskiego po Unii Lubelskiej z 1569 roku oraz polityka Polski wobec Rusinów były narzucone przemocą, a ugoda perejasławska i dalsze zajmowanie ziem Rusi przez Rosję było pokojowe oraz dobrowolne.
Moim zdaniem artykuł można uznać za jedno z pierwszych preludiów planowanej agresji. Widać, że paszkwil Putina był z perspektywy czasu jednym z pretekstów i podkładką dla opinii wewnętrznej do inwazji na Ukrainę.
Rosja stawia sprawę na ostrzu noża
W kolejnych miesiącach sytuacja zaczęła eskalować. Być może katastrofalne wizerunkowo wycofanie Amerykanów z Afganistanu w sierpniu 2021 roku skłoniło Putina do wywierania większego nacisku i żądań wobec Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, oceniając, że są osłabieni.
10 grudnia 2021 roku rosyjskie MSZ wydało oświadczenie o „warunkach przyszłego dialogu Federacji Rosyjskiej z USA i innymi państwami zachodnimi”. Jak zaznacza Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, wydanie dokumentu było poprzedzone:
- Wrześniowymi wyborami do Dumy Państwowej, w których rządząca Jedna Rosja utrzymała hegemonię, a nawet powiększyła liczbę parlamentarzystów za sprawą fałszerstw wyborczych,
- Spadającymi wynikami poparcia dla Putina,
- Zawieszeniem kontaktów dyplomatycznych NATO-Rosja od 1 listopada 2021 roku,
- Ukończeniem budowy gazociągu Nord Stream 2 we wrześniu 2021 roku.
Rosjanie w oświadczeniu postawili sprawę na ostrzu noża, dając sobie prawo do eskalacji działań w razie braku zgody Zachodu na proponowane zapisy, które z perspektywy Stanów Zjednoczonych były nie do zaakceptowania:
- Wycofanie wojsk NATO z krajów, które przystąpiły do sojuszu po 1997 roku (przede wszystkim wschodnia flanka, wraz z Polską, państwami bałtyckimi czy Rumunią),
- Zablokowanie możliwości rozszerzenia w przyszłości NATO na wschód (Ukraina, Gruzja), wbrew deklaracji NATO ze szczytu w Bukareszcie z 2008 roku,
- Zakaz umieszczania broni jądrowej w państwach NATO, które jej nie posiadają i likwidacja infrastruktury to umożliwiającej,
- Zakaz wspierania wojskowego Ukrainy przez NATO,
- Wyznaczenie strefy buforowej wokół granic Rosji i państw członkowskich Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (rosyjski odpowiednik NATO) z zakazem ćwiczeń i innej aktywności wojskowej na poziomie brygady lub wyższym,
- Zobowiązanie NATO do nieagresji i powstrzymanie się od działań, które Rosja uznaje za szkodliwe dla swojego bezpieczeństwa (cokolwiek to znaczy).
W zamian Rosja nie zobowiązywała się do żadnych realnych ustępstw, zostawiając sobie bardzo duże pole do interpretacji zapisów. Prawdopodobnie szantaż Ławrowa od samego początku nie miał na celu porozumienia z Zachodem, zaś jego spodziewane odrzucenie miało stać się pretekstem do eskalacji konfliktu. Możliwe też (choć mniej prawdopodobne), że Ławrow rzeczywiście liczył na ustępstwa Zachodu w obliczu przerażenia groźbą odcięcia dostaw gazu, aktami dywersji czy w końcu inwazją, których skutkiem byłby wzrost i tak już wysokiej inflacji, niedobory surowców energetycznych i kryzys gospodarczy. Pamiętajmy, że już wtedy Rosjanie gromadzili siły wojskowe wzdłuż granic Ukrainy, co zapewne wzmacniało pozycję negocjacyjną Kremla.
Ostatecznie państwa NATO nie przystały na warunki Rosji proponowane z pozycji siły, a kolejne wizyty przywódców Francji i Niemiec w Moskwie przy słynnym już zbyt długim stole nie zapobiegły temu, co musiało się wydarzyć. Już 21 lutego Rosja uznała niepodległość Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej, po czym wojska rosyjskie (już oficjalnie) otworzyły z ich terytoriów jeden z frontów wojny w imię rzekomej ochrony lokalnej ludności przed „ukraińskim ludobójstwem”.

Prawdziwy cel inwazji na Ukrainę
Inwazja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę nie była wywołana wyłącznie chęcią zagarnięcia jej terytorium. Chodziło przede wszystkim o podważenie obowiązującej architektury bezpieczeństwa w Europie i zakwestionowanie hegemonii Stanów Zjednoczonych. Można sobie wyobrazić, że wygrana w wojnie z Ukrainą byłoby preludium do dalszych działań – zajęcia Mołdawii oraz wymuszenia z pozycji siły żądań wobec Zachodu z grudnia 2021 roku. Niewykluczone, że Rosja po pokonaniu Ukrainy zgromadziłaby swoje siły przy granicy państw bałtyckich, a zwłaszcza przesmyku suwalskim, aby przetestować reakcję NATO. Możliwe byłyby działania poniżej progu wojny, ale w większej skali niż do tej pory, w tym ograniczone interwencje zbrojne. W czarnym scenariuszu strach przed wojną z Rosją doprowadziłby do niewywiązania się członków z art. 5 traktatu waszyngtońskiego, a w dalszej kolejności do rozpadu Paktu Północnoatlantyckiego. W konsekwencji upadek zachodnich struktur mógłby zostać odczytany jako słabość Stanów Zjednoczonych przez Chiny, które być może zaatakowałyby Tajwan.
Wspomniany na początku artykułu Zbigniew Brzeziński pisał 30 lat temu, że Rosja bez Ukrainy nie może stać się imperium. W związku z tym działania Putina, zmierzające do odbudowy Imperium Rosyjskiego, nieuchronnie musiały skupić się na Ukrainie. Chęć ponownej dominacji w Europie Środkowej i Wschodniej nie jest mrzonką – prezydent Rosji wielokrotnie porównywał się do cara Piotra I, a upadek Związku Sowieckiego określał największą tragedią XX wieku. Na drodze do tego celu pozbawienie Ukrainy terytorium i niepodległości jest kluczowe – bez ukraińskich czarnoziemów, zasobów surowcowych i ludnościowych Rosja nie będzie w stanie dominować w naszej części Europy.
Jak pokonać Rosję?
Rosja, w przeciwieństwie do Zachodu, jest wiarygodna w jednej kwestii – używaniu przemocy do osiągania celów politycznych. Federacja Rosyjska ma czelność atakować swoich sąsiadów, dokonywać aktów dywersji na terenie NATO, mordować przeciwników politycznych na terenie obcych państw czy przeprowadzać ataki cybernetyczne na kraje Zachodu. Tymczasem Zachód przez wiele lat biernie się temu przyglądał, bojąc się eskalacji napięcia. Zapomniał jednocześnie, że Rosja rozumie tylko jeden argument – siłę. Nasza słabość jest perfidnie wykorzystywana przez Putina, który nie dotrzymuje podpisanych umów, jeśli za ich złamanie nie ma wystarczającej kary.
Rozwiązaniem powinna być po części asymetryczna odpowiedź – stawianie żądań Rosji i ostrzeżenie, że akty dywersji czy ataki cybernetyczne na członków NATO spotkają się z tą samą odpowiedzią w stosunku do agresora. Ośrodek Studiów Wschodnich w swoim raporcie „(Nadal można) wygrać wojnę z Rosją” proponuje również na przykład:
- Zasadę pięć „O”: odmawianie Rosji szansy na zwycięstwo, odmawianie Putinowi legitymacji politycznej, odłączenie Rosji od Zachodu oraz odstraszanie i obronę,
- Wsparcie wojskowe i finansowe Ukrainy do skutku oraz zwiększenie pomocy,
- Zaostrzenie sankcji na Rosję i ich uszczelnienie,
- Zniesienie ograniczeń Ukrainy na stosowanie zachodniej broni do ataków w głębi Rosji,
- Utrzymanie sankcji na Rosję po zakończeniu wojny,
- Przekazanie państwom wschodniej flanki NATO broni jądrowej ramach programu Nuclear Sharing,
- Wsparcie wojskowe Ukrainy po zakończeniu wojny,
- Rozwój europejskiego przemysłu zbrojeniowego,
- Osądzenie osób odpowiedzialnych za agresję i zbrodnie,
- Budowa rosyjskojęzycznych mediów promujących zachodni punkt widzenia,
- Wykorzystanie instytucji „świadka koronnego” dla osób z aparatu władzy i gospodarki rosyjskiej, które w zamian za cenne zeznania i informacje obciążające rosyjskie władze mogłyby liczyć na złagodzenie kary lub warunkową amnestię.

Inni komentatorzy proponują zawiązanie sojuszu wojskowego państw zainteresowanych wspólną obroną przed Rosją, który uzupełniałby NATO i uniezależniał bezpieczeństwo tych krajów od widzimisię Amerykanów. W jego skład wchodziłyby państwa wschodniej flanki NATO, ale również Dania, Szwecja, Norwegia czy Wielka Brytania. Pojawia się także pomysł patrolowania ukraińskiego nieba przez zachodnie lotnictwo i pomocy w zestrzeliwaniu rosyjskich pocisków nad Ukrainą. Europejskie elity na poważnie rozważają już wysłanie zachodnich wojsk na Ukrainę w jeszcze bliżej nieokreślonym charakterze ani liczbie. Uważam ten ostatni scenariusz za najbardziej ryzykowny i nie dziwię się, że państwa przyfrontowe, w tym Polska, odżegnują się w obecnej chwili od wysłania swoich wojsk lądowych.
Jeśli chodzi o samo zakończenie wojny czy rozejm na froncie, w najbliższej przyszłości odzyskanie przez Ukrainę utraconych ziem jest niestety mało prawdopodobne. Czas może w tej sytuacji przynieść różne scenariusze – albo Ukraina dzięki wsparciu Zachodu i rozbudowie wojska spróbuje w przyszłości odzyskać zagrabione terytoria, co będzie oznaczało zapewne odmrożenie konfliktu, albo dojdzie do realizacji scenariuszu koreańskiego. W tym drugim przypadku Rosja utrzymałaby swoje zdobycze, a Ukraina zbudowała na tyle silną armię i fortyfikacje na granicach, że ponowna inwazja Rosji nie miałaby szans powodzenia. W trzecim scenariuszu władze Rosji upadną pod ciężarem problemów wewnętrznych (sankcje Zachodu, brak pełnego zwycięstwa nad Ukrainą, bunt oligarchów, konflikty etniczne), co stworzy dla Ukrainy okazję do łatwego odzyskania terytorium. To, że nie jest to niemożliwe, udowadnia przykład buntu Prigożyna i rajd Grupy Wagnera na Moskwę z czerwca 2023 rok.
Źródła:
Gazeta Kongresy, Zbigniew Brzeziński o Ukrainie. Czy przewidział genezę wojny? [data dostępu: 23.02.2025]
Youtube, Putin’s famous Munich Speech 2007 [data dostępu: 23.02.2025]
Ośrodek Studiów Wschodnich, Spektakl Putina: „wybory” prezydenckie po sowiecku [data dostępu: 23.02.2025]
Ambasada Rosji w Polsce, Artykuł Prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina „О historycznej jedności Rosjan i Ukraińców” [data dostępu: 23.02.2025]
Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, Konsekwencje wyborów do Dumy dla polityki wewnętrznej i zagranicznej Rosji [data dostępu: 23.02.2025]
Ośrodek Studiów Wschodnich, Rosyjski szantaż wobec Zachodu [data dostępu: 23.02.2025]
Ośrodek Studiów Wschodnich, (Nadal można) wygrać wojnę z Rosją [data dostępu: 23.02.2025]
O autorze
Student II roku dziennikarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i członek Rady ds. Równego Traktowania przy prezydencie Krakowa. W przeszłości radny Młodzieżowej Rady Krakowa. Laureat VIII i IX Olimpiady Wiedzy o Mediach. Na co dzień interesuje się zagadnieniami z zakresu geopolityki, geografii społeczno-gospodarczej oraz historii.