Porwania, przetrzymywania, tortury, zabójstwa i obozy koncentracyjne. Ultimata w tonie: „albo wy się tym zajmiecie, albo my wkraczamy do akcji”, z którymi musi mierzyć się cała masa bezradnych rodzin. A do tego nawoływanie do publicznej wendety, dyktowane przez okrutne manipulacje i prowokacje państwa. Rzeczywistość osób homoseksualnych w Czeczenii naznaczona jest cierpieniem i przemocą.
Że w Czeczenii łamie się prawa człowieka, to wiadomo nie od dziś. Notorycznie i z aprobatą jej prezydenta Ramzana Kadyrowa. Od momentu inwazji Rosji na Ukrainę sporo mówi się też o czeczeńskiej armii (tzw. kadyrowcach), zwykle w formie memów i heheszków. Śmiech zamiera jednak w gardle, kiedy choćby na chwilę weźmie się pod lupę powszechne tam i codzienne zjawisko homofobii. Homoseksualistów nie tylko szykanuje się, dyskryminuje, poniża i stygmatyzuje, ale również bezwzględnie eliminuje ze społeczeństwa, a sam Kadyrow twierdzi: „Nigdy nie było ich w Czeczenii. Chyba, że mówimy o tych, którzy Czeczenami nie są, a jedynie tak twierdzą. Ci mogą opuścić kraj i jechać na Zachód”.
Nie bez znaczenia jest zresztą fakt, że w 1996 r. czeczeński kodeks karny został oparty na skrajnie konserwatywnym i rygorystycznym prawie islamskim – szariacie, zgodnie z którym swoją orientację seksualną można przypłacić karą chłosty lub śmiercią. I mimo, że kodeks ten formalnie mocy prawnej nie posiada, a oficjalnie obowiązuje w Republice prawo rosyjskie (homoseksualność zalegalizowało ono w 1993 r.), to w rzeczywistości rosyjscy zwierzchnicy ani myślą wtrącać się w administracyjno-prawną autonomię Czeczenii. Mają bowiem nadzieję, że przyczyni się to do stopniowego wyciszania – niewygodnych dla nich – ruchów ekstremistycznych w tym regionie. W obliczu ich interesów i korzyści wszystko traci przecież swoją sprawczość, nawet prawo.
Pierwsze przesłanki
Tak naprawdę świat o dramatycznych warunkach życia i funkcjonowania osób LGBT w Czeczenii po raz pierwszy dowiedział się 1 kwietnia 2017 r. Stało się to za sprawą rosyjskiej, antyrządowej „Nowej Gazety”, na której łamach ukazał się wstrząsający artykuł Eleny Milashiny. Donosił on, że od lutego tego samego roku ponad 100 mężczyzn było przetrzymywanych i torturowanych, a co najmniej trzech zginęło w wyniku egzekucji. Publikacja tekstu była rzecz jasna obarczona wysokim ryzykiem, którego pokłosie na własnej skórze odczuła jego autorka. W związku z napływającymi do niej groźbami musiała na jakiś czas zapaść się pod ziemię i znaleźć skuteczną kryjówkę.
Ale publikacja Milashiny zaowocowała też pozytywnym, ba – przełomowym zjawiskiem. Odkąd raport o czeczeńskim terrorze zaczął obiegać kolejne zakątki globu, rosyjscy i międzynarodowi działacze społeczni rozpoczęli walkę o ewakuację uwolnionych z obozów. Nie poszło to jednak jak po maśle, bo kłody pod nogami napotkali niemal przy pierwszym kroku: okazało się, że mogą mieć spore trudności z uzyskaniem wiz umożliwiających bezpieczne opuszczenie Rosji.
Ponadto oliwy do ognia dolała wypowiedź na temat najnowszych doniesień z Czeczenii rosyjskiego MSZ – Siergieja Ławrowa, który śmiało stwierdził: „Nie ma nazwisk, nie ma sprawy”, napędzając przez to lawinę ignorancji w postawie i słowach kolejnych polityków z rosyjskiego świecznika. Tym samym stanowczo zgasił wszelkie nadzieje na interwencję i pomoc ze stronnych tych z samego szczytu społeczno-politycznej drabinki w Rosji. Ale zapał po drugiej stronie barykady wciąż się tlił. Do walki o prawa i godność homoseksualistów włączyły się m.in. aktywistka rosyjskiego ruchu LGBT Tatiana Winniczenko oraz dziennikarka „Nowej Gazety” i autorka głośnego reportażu „Przyszło nam tu żyć” Jelena Kostiuczenko (na zdjęciu). Od kilku lat z oddaniem angażują się w poprawę sytuacji homoseksualistów w Republice Czeczeńskiej, ściśle współpracując z kilkoma organizacjami pozarządowymi, m.in. z Russian LGBT Network. „W Czeczenii ludzie po prostu znikają bez śladu. A ci, których udaje się odzyskać, często mają połamane kości, urazy głowy, byli torturowani, znajdują się w trudnej sytuacji psychicznej lub mają objawy stresu pourazowego” – opowiadała pierwsza z nich na spotkaniu zorganizowanym przez stowarzyszenie „Za wolną Rosję”.
Jak ścigać, by dopaść
Czeczenia przesiąknięta jest inwigilacją i przemocą. Przedstawiciele władzy zachęcają obywateli do zabójstw „honorowych”, czy składania donosów, a także organizują łapanki i prowokacje, polegające np. na montowaniu kamer w pokojach hotelowych albo zakładaniu fikcyjnych kont w mediach społecznościowych. Im dalej w las, tym gorzej, brutalniej i bardziej bezlitośnie: wobec podejrzanych o homoseksualizm stosuje się tortury w celu uzyskania jak najobszerniejszych zeznań. Śledczy z butami wchodzą w najbardziej prywatne i intymne sfery życia, lista ich pytań bynajmniej nie kończy się na kilku, a przesłuchiwanych magluje się na wszystkie strony (pytania dotyczą m.in. tego z kim i w jakiej pozycji najczęściej sypiają, dokładnych miejsc spotkań, dat i wszystkich możliwych nazwisk, które mają z tą sprawą cokolwiek wspólnego). Zebrane dane odczytywane są w obecności rodziny, tak aby poczuła się ona urażona i zhańbiona, a wyegzekwowanie wyroku na podejrzanym wzięła na swoje barki.
Z tego klinczu homoseksualiści próbują ratować się na różne sposoby. Części z nich udaje się uciec z domu, innych przed śmiercią ratują bliscy, a reszta za wszelką cenę szuka pomocy u organizacji pozarządowych. Najwięcej możliwości stwarza trzecia opcja, dogodna też z tej racji, że po opublikowaniu artykułu w „Nowej Gazecie” uruchomiono gorącą linię oraz skrzynkę mailową, dzięki którym osoby potrzebujące mogą dużo szybciej i łatwiej skontaktować się z Rosyjską Siecią LGBT.
Swego czasu w wywiadzie opublikowanym na stronie internetowej Amnesty International Tatiana Winniczenko mówiła: „Jesteśmy obecni w 20 regionach Rosji. W Sieć zaangażowane jest ok. 500 osób. Poza tym mamy też osoby nas wspierające – darczyńców, wolontariuszy. Jeśli chodzi o to ilu osobom pomagamy, to w ciągu 2 miesięcy przyjęliśmy około 100 zgłoszeń i obecnie pracujemy z 45 sprawami”. A pytana o to, w jaki sposób organizacja wspiera ofiary, opisywała: „Staramy się zrobić to, o co nas proszą. Jest to głównie pomoc w wyjeździe z Republiki Czeczenii w bardziej bezpieczny region. Jeśli ktoś nie ma paszportu, pomagamy ten paszport wyrobić, gdyż większość tych osób nie chce w Rosji zostawać, uważając, że jest to dla nich niebezpieczne. Oprócz tego świadczymy im pomoc medyczną i psychologiczną”.
Wspomniane Amnesty International również nie pozostało wobec tej sprawy obojętne. W 2017 roku organizacja posłała w świat petycję wzywającą władze rosyjskie i czeczeńskie do zatrzymania prześladowań gejów, pod którą finalnie uzbierała ponad 650 000 podpisów (w tym ok. 5000 z Polski).
Zamiast progresu…
Rok później, w grudniu, do mediów trafił raport sporządzony i wydany przez Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, który stanowił definitywne potwierdzenie dwóch faktów. Po pierwsze: udowodnił prześladowania osób LGBT, a po drugie – ignorowanie tej sytuacji przez władzę.
Zaledwie kilka tygodni później światło dzienne ujrzał kolejny materiał prasowy dotyczący społeczności LGBT w Czeczenii. Wynikało z niego, że w Republice miała miejsce kolejna seria czystek, w ramach której 40 osób zatrzymano i dwie pozbawiono życia.
W 2020 r. zrealizowano z kolei film dokumentalny pt. „Witamy w Czeczenii”, w którym reżyser – David France – przybliżył widzom realia życia codziennego homoseksualistów w Czeczenii. Dwa lata temu, w rozmowie z Małgorzatą Steciak na łamach Gazety.pl, mówił: „Czułem, że opowiedzenie tej historii i zwrócenie oczu świata na ten horror to mój obowiązek. Pomyślałem sobie, że przynajmniej tyle mogę zrobić”.
O autorze
Pochodzi z Krakowa, mieszka w Warszawie, studiuje prawo na UW. Interesuje się kinem, polityką i historią, sporo czyta i z zaciekawieniem śledzi wyniki rozgrywek piłkarskiej Ekstraklasy. W wolnych chwilach pisze i publikuje wiersze lub w nieskończoność odtwarza ulubione utwory na Spotify.