W „zimowej stolicy Polski” na co dzień mieszka zaledwie 28 tys. ludzi. Podczas szczytu sezonu turystycznego w Zakopanem potrafi na raz przebywać prawie 15 razy więcej osób. Niezwykłe położenie miasta może się okazać jego gwoździem do trumny.
Dworzec widmo
Do miasta wjeżdżam jak większość turystów – ulicą Nowotarską. „Od czasu, gdy trwa remont torowiska, to tak naprawdę jedyna droga dla ludzi z całej Polski. Mało kto wybiera dłuższą i gorszą trasę przez Chochołów” – mówi mi właścicielka pensjonatu, w którym się zatrzymałem. Zapewnia, że z reguły z okna w moim pokoju powinienem mieć doskonały widok na Giewont i inne szczyty. Niestety pogoda jest mi nieprzychylna, mogę podziwiać jedynie szare chmury, z których przed chwilą zaczął padać deszcz. Dopytuję o kolej. Gdy już wcześniej nią jechałem zajęło mi to prawie cztery godziny. „Mówiąc szczerze, to ja nawet nie wiem, gdzie znajdował się tymczasowy dworzec kolejowy. Po prostu nikt z nas z tego nie korzysta” – tłumaczy mi gospodyni.
Miasto paradoksów
„Rzeczywiście połączenie do Krakowa jest bardzo dobre. Zawsze bawi mnie, że łatwiej jest nam dojechać do stolicy Małopolski, niż ludziom z Zębu [wsi pod Zakopanem] np. do liceum w naszym mieście”. Ostatnio zresztą mieszkańcy Zakopanego i z busami mają problemy. Tymczasowy dworzec autobusowy tak naprawdę znajduje się na parkingu i brakuje na nim odpowiednio dużo miejsca, przez co przewoźnicy bardzo szybko podjeżdżają i odjeżdżają. Mimo to chętnych nie brakuje. Idąc przez miasto, spoglądam na rozkład jazdy komunikacji miejskiej i widzę na nim zaledwie trzy linie jeżdżące niezwykle rzadko. Temat dojazdów drążę podczas rozmowy z mamą mojego kolegi Bartka. „Wyobraź sobie, że czasem są u nas tak duże korki, że przejechanie tych niecałych pięciu kilometrów, które mam z mieszkania do pracy, zajmuje mi prawie godzinę”. Dla porównania dojazd do centrum Krakowa z okolicznej miejscowości zajmuje zwykle 45 min. Postanowiłem, że nie będę już narzekał na lokalizację swojego domu.
Płonące domy
Ale Zakopane to przecież nie tylko drogi i torowiska. To tutaj Stanisław Witkiewicz stworzył tzw. styl zakopiański, którym zachwycali się najwybitniejsi artyści Młodej Polski. Bartek zna tu chyba każdą willę. Zarówno ich nazwy, jak i najwybitniejszych mieszkańców. Niestety i on nie ma mi dobrych wieści do przekazania. „Określenia »patodeweloperka« można używać w stosunku do apartamentowców budujących się nad Bałtykiem. Tutaj rządzi mafia i dzieje się coś znacznie gorszego”. Wypowiadając te słowa, Bartek ma na myśli powszechną praktykę wyczekiwania, aż stare zabytkowe budowle same się zawalą i będzie można w ich miejsce postawić nowe, przynoszące ogromne zyski kurorty. Co gorsza, wiele budowli „nie dożywa śmierci naturalnej”. Podpalenia zdarzają się tutaj wyjątkowo często. Sprawców nigdy nie udaje się odnaleźć. Chociaż wątpliwe, czy w ogóle zostaliby pociągnięci do odpowiedzialności.
Górska patoturystyka
Następnego dnia pogoda jest już znacznie lepsza i rzeczywiście nad ranem mogę ze swojego pokoju podziwiać księżyc górujący nad szczytem Giewontu. Łuna wschodzącego słońca przypomina aureolę nad głową śpiącego rycerza. Zaczynam pojmować, dlaczego turyści tak bardzo uwielbiają Zakopane. Powinni być jednak świadomi i odpowiedzialni. Z pobliskiego wzgórza podziwialiśmy panoramę Tatr. Co 20 minut z zegarkiem w ręku przelatywał nad nami helikopter Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Zwoził pewnie z gór osoby, które wyszły w nie bez odpowiedniego przygotowania. Wspominamy, gdy w mediach krążyły informacje o turystce, która wybrała się na tzw. suche morsowanie. Wróciła jednak na skróty drogą powietrzną, z odmrożeniem II i III stopnia.
Podhalańska cosa nostra
Majówka już się skończyła, a Polacy wrócili do swoich domów, dlatego idąc Krupówkami, nie muszę przeciskać się przez tłumy turystów. Moją uwagę zwraca sieć „Góralskie Praliny”. Mijam aż cztery sklepy o tej samej nazwie. Okazuje się, że należą do fundacji „Księstwo Góralskie”. Nazwa od razu przypomina mi lekcje historii nt. okupacji. To właśnie w ten sposób Adolf Hitler określał tereny zamieszkane przez „Goralenvolk”. Na stronie fundacji można przeczytać, że jednym z jej 35 (!) celów jest „ochrona i promocja zdrowia”. Ostatnio „Księstwo Góralskie” zbudowało w okolicach centrum wielki pensjonat z restauracją „Górski diament”, który składa się na przemian z drewna i pozłacanych elementów. Być może się nie znam i to tylko narzędzie, dzięki któremu mogą „wspierać i udzielać pomocy samorządom” – co jest ich kolejnym statutowym celem.
Neostyl zakopiański
W podobnym stylu jak „Górski diament” zachowane jest wnętrze Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem. Jestem przekonany, że nawet barokowi duchowni uznaliby, że zostało zbudowane zza dużym przepychem. Myślę jednak, że idealnie oddaje ono materialną mentalność ludzi na Podhalu. Przecież żarty o Góralach, którym zależy tylko na jak największym zysku i którzy co roku żalą się dziennikarzom, że nie wiedzą za co wyżyją, nie wzięły się znikąd. Szkoda, że tak wspaniałe miejsce zostało zdewastowane przez ludzką chciwość i pazerność. Być może warto w kolejną zimę odkryć inne wyjątkowe miejsca w Polsce? A jeśli już naprawdę chcemy przyjechać do Zakopanego, to nie utrudniajmy życia ani jego mieszkańcom, ani zwierzętom i roślinom wokół.
O autorze
Uczeń krakowskiego liceum w klasie o profilu prawniczo-ekonomicznym. Redaktor w czasopiśmie Młody Kraków - Czytajże!. Zwycięzca XLIX Olimpiady Historycznej. W wolnym czasie podróżuje, jeździ na rowerze lub chodzi po górach.