Przejdź do treści

Sukcesy i niepowodzenia „1670”

Przy świątecznym stole, w wielu polskich domach doszło do rozmów rodem z satyrycznej komedii kostiumowej. Sporne kwestie wyborów, strajków równości, zmian klimatu, wolności słowa, epidemii, związków małżeńskich, religii, narodowych tradycji i nowomieszczańskich zwyczajów wstrząsnęły nie tylko Adamczychami. Można się było pokłócić nawet o sam serial „1670”. Również w sieci, zawrzało od skrajnych opinii: dawno się tak nie uśmiałam! Zacząłem i… umarłem z zażenowania. Prawda boli? Ja Panu nie przerywałem!!!

Ostatnio produkcja jest na ustach wszystkich krytyków i bije wszelkie rekordy popularności. Za co widzowie pokochali, a za co znienawidzili hit Netflixa? I czy faktycznie w tej produkcji można się przejrzeć, jak w krzywym zwierciadle?

Najsłynniejszy Jan Paweł w historii

Jeżeli jakimś cudem nie mieliście jeszcze okazji poznać Jana Pawła (po mistrzowsku granego przez Bartłomieja Topę), pozwólcie, że szybko was sobie przedstawię. Za pośrednictwem jego narracji przenosimy się do czasów XVII wieku na szlachecki folwark. Tamtejszy właściciel wsi Adamczycha pragnie zapisać się na kartach historii najpotężniejszego państwa na świecie – Polski. W końcu sam wszystko odziedziczył i osiągnął ciężką pracą swoich chłopów. Aby to osiągnąć nieustępliwie wetuje absurdalne pomysły podniesienia podatków, broni honoru swojego kutasa, knuje przeciwko niegodziwemu sąsiadowi Andrzejowi i stara się zapewnić dobrobyt rodzinie, która mu tego nie ułatwia.

1670” – serial, który może odmienić polską telewizję
Fot. Robert Pałka/ Netflix /materiały prasowe

Bogobojna żona Zofia w ogóle go nie wspiera. Pierworodny syn Stanisław interesuje się tylko swoją barokową kapelą i ślubem. Co gorsza z miastową! Z kolei postępowa córka Aniela uparcie nie chce wyjść za syna magnata. Znacznie bardziej interesuje ją pomocnik kowala Maciej, który przyjechał do wsi w ramach wymiany chłopskiej Erasmus. Na powodzeniu akcji mezalians szczególnie zależy młodszemu z synów Jana Pawła i Zofii księdzu Jakubowi. Duchowy umiejętnie wykorzystuje swoją pozycję w dobrze prosperującej korporacji. Na dalszym planie błyszczy jeszcze wiele innych sylwetek: pijaczyna Bogdan, Żyd marzący o spisku czy płaczka Stasia. A  no i jest jeszcze Andrzej, właściciel większej części wsi (już niedługo). Jak podkreśla Jan Paweł, Polacy niestety nie mają farta do sąsiadów. Jeszcze te czasy takie niepewne.

Na szczęście nad bohaterami czuwa boża opatrzność. Oraz świetna obsada aktorska, reżyserzy Maciej Buchwald i Kordian Kądziela, scenarzysta Jakub Rużyłło, rewelacyjni kostiumografowie i dźwiękowcy.

Czwarta ściana

„1670” intryguje również swoją formą, przypominającą serial „The Office”. To w zasadzie zbiór kabaretowych scen, luźno powiązanych fabularnie. Przeplatają się one z wypowiedziami skierowanymi prosto do widza, niczym tzw. setki z paradokumentów. Dzięki temu podczas oglądania odczuwamy, jakbyśmy faktycznie zwiedzali wieś. Twórcy pozwolili sobie również na ciekawą pracę kamery i świateł. Zadbali o odpowiednie efekty dźwiękowe i klimatyczną muzykę. Warto również zwrócić uwagę na promocję w mediach. Dodatkowe nagrania z planu zdjęciowego stanowią doskonałe dopełnienie serialu.

Popularność „1670” zwiększyła dodatkowo dyskusja pomiędzy fanami produkcji, a jej przeciwnikami. Podobnie, jak wieś na ekranie, społeczeństwo podzieliło się na większą i mniejszą część. W komentarzach rozpoczęły się kąśliwe potyczki słowne. W końcu, jak mówił ksiądz Jakub, „Widzisz źdźbło w oku bliźniego? Spójrz mu w drugie oko. Może znajdziesz kolejne”

Homo homini lupus est

Satyra to trudny gatunek filmowy. Głównie dlatego, że stawia pytanie: czy można się śmiać ze wszystkiego? Gdzie przebiega granica nietaktu? I jak krytykując jednych nie gloryfikować tych drugich, równie zepsutych.

Twórcy „1670” odpowiadają tak. Można się śmiać ze wszystkiego i wszystkich. Jeśli ktoś się poczuje urażony, to nawet i lepiej. Ideały wszystkich bohaterów są po kolei wyśmiane, wielu doprowadzają na skraj upadku. Wbrew moim pierwotnym obawom oberwało się zarówno tym po prawej, na środku jak i po lewej. Żadnej poprawności politycznej!

Lekcja historii (współczesnej)

Z drugiej strony, na pewno nie można traktować tego serialu jako lekcji historii. Osobiście nie czuje się w żaden sposób zachęcona do poszerzenia swojej wiedzy w tej dziedzinie. Wręcz przeciwnie. Najchętniej w ogóle wymazałabym ten okres ze szkolnym podręczników, liberum veto potraktowała jako bełkot, a polskich sarmatów i husarzy obrzuciła niecenzuralnymi przymiotnikami. Czy miałabym rację? Zapewne nie, ale nie mam nawet ochoty tego sprawdzać.

"Nazywam się Jan Paweł Adamczewski a moją życiową ambicją...
Fot. Robert Pałka/ Netflix /materiały prasowe

I chodź miałam po cichu nadzieję na trochę wiedzy merytorycznej, nie ma nic złego w tym, że jej nie dostałam. Koniec końców XVII-wieczna wieś jest tutaj jedynie tłem, przestrzenią, w której można sobie pozwolić na swobodne komentarze do współczesnej sytuacji. Za to wyłapywanie analogii do obecnych wydarzeń społecznych i politycznych było całkiem satysfakcjonujące. Wbrew pozorom część z nich została subtelnie wpleciona między wersami.

Werdykt

Dawno żadna produkcja nie wzbudziła tak skrajnych opinii jak „1670”. Serial ma wiele zalet, ale nie jest do końca idealny. W porównaniu do „The Office” produkcja przestaje być aż tak oryginalna. Przy okazji zniekształca historyczne realia. Mimo to bawi i pozwala się przejrzeć w krzywym zwierciadle rzeczywistości. Fakt, że aż tak podzielił widzów, sprawia, że wydźwięk „1670″ jest jeszcze bardziej dosadny.

Fot. Robert Pałka/ Netflix /materiały prasowe

O autorze

studentka dziennikarstwa na UW. Uwielbia czytać literaturę piękną, oglądać thrillery psychologiczne i pisać wszelakie twórcze teksty: artykuły, opowiadania oraz wiersze.