Dźwięczna i ekspresywna, jak to bywa w języku włoskim, „sprezzatura” nie posiada dosłownego tłumaczenia. Według Google’a słowo to oznacza pogardę. Jest to oczywiście błędne, ale analizując ten „rodzaj” sztuki, możemy dostrzec, że ma to pewien sens. Nonszalancja, łamanie konwenansów, cynizm. To w końcu pogarda wobec twardo postawionych zasad społeczeństwa, w którym przystało nam żyć.
To właśnie cywilizacja ustaliła pewne reguły, jakimi powinniśmy kierować się w malarstwie, muzyce, a szczególnie przy wyborze odpowiedniej garderoby. Z czasem odrzuciliśmy sztywne ramy ubioru i raczej mało kto trudzi się, aby być eleganckim według wytycznych innych niż odpowiednie dopasowanie kolorystyki. Jednakże zainteresowanie klasyczną modą elegancką wciąż jest popularne, choć – w moim mniemaniu – często nudne, bo lękające się odchodzenia od standardów.
Wśród dandysów bądź osób zaciekawionych tą sferą kreacji wesoło pobrzmiewa sobie „sprezzatura”. Większość z nich zna ten termin, lecz wśród „świeżaków” panuje przekonanie, że jest tym samym, co niechlujstwo i złe dobieranie odzieży. W pewnym momencie nie trudno jednak odnieść takiego wrażenia, gdy widzimy Giovanniego Agnellego noszącego buty robocze do garnituru, a właśnie on – rzekomo – idealnie prezentuje filozofię sprezzatury. Tymczasem jej definicja leży, a przynajmniej powinna leżeć, gdzieś zupełnie indziej.
Baldassare Castiglione
Na początek warto przenieść się odrobinę w czasie do XVI-wiecznej Wenecji. Tamże wydane zostało dzieło o tytule „Il libro del Cortegiano”, co możemy przetłumaczyć jako „Książka o Dworzaninie”. Napisana została w formie dialogu przez Baldassare Castiglione. Jako że przebywał on na wielu włoskich dworach, postanowił wykreować swego rodzaju poradnik dla arystokracji. Zawarł tam zarówno kwestie ubioru, manier, jak i propagowanych wartości.
Twierdził, iż człowiek w swoim zachowaniu powinien porzucić sztuczną pompatyczność. Zalecał, aby każde działanie wobec innej osoby było naturalne, lekkie. Odbiorca nie powinien poczuć, że się staramy, a wręcz przeciwnie, że robimy coś odrobinę od niechcenia. Od razu trzeba zaznaczyć, że Castiglione nie zalecał rezygnować z przyswajania manier. Tytułowy dworzanin koniecznie musi znać zasady gry, musi się skrupulatnie przygotować, aby te reguły kontrować i emanować nonszalancją. To właśnie jest szkielet, na którym opiera się książka. Szkielet nazwany przez autora „sprezzaturą”.
Oczywiście ma to zastosowanie zarówno do ubioru, jak i sztuki. Jednakże w czasach noszenia długich kołnierzy, peruk czy wysokich pantofli względną bezceremonialność można było osiągnąć bardzo prosto, co Baldassare chętnie stosował, manipulując fularami (bądź materiałami podobnymi, które ówcześnie miało się pod szyją). Przez wiele lat sprezzatura była słowem raczej pomijanym w aspekcie modowym, aż do lat 60. ubiegłego wieku, kiedy to Giovanni Agnelli ponownie rozpalił w młodych ludziach chęć buntu przeciwko sztywnym ramom ubioru.
Niedbałość i ostentacyjność
Jednym z czynników sprezzatury jest – owszem – łamanie zasad. Czy noszenie źle dobranego garnituru łamie zasady? Zdecydowanie, ale nie podejmuje ważnej kwestii, jaką jest staranność i świetna znajomość mody. W swojej istocie termin ten jest wyrazem świadomości naszego bytu. Odzież i biżuteria powinny oddawać część naszego charakteru, pokazywać naszą lekkość, zgrabność, jakby niezainteresowanie konwenansami, a jednocześnie być eleganckimi i dopasowanymi. To połączenie ma finalnie wyglądać tak, abyśmy budzili zainteresowanie, a przy tym wyglądali, jak gdybyśmy nie przykładali wagi do ubrania, gdzie w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie.
Przodownicy tego stylu poświęcają niekiedy całe godziny nad opanowaniem go do perfekcji. Castiglione pisywał o Beau Brummelu (będącym inspiracją dla książki), który spędzał całe dnie przed lustrem, poprawiając swój krawat w taki sposób, aby sprawiał wrażenie niedbałości. Chodzi głównie o detale, które zmienią odbiór całości. Odpięte mankiety, guziki koszuli typu pin collar; odwrotne proporcje krawatu czy niecodzienny dobór kolorystyki. Wariacji tego tematu jest naprawdę wiele, lecz zazwyczaj chodzi o większy luz, o naturalność, dlatego sprezzatura rozwinęła się we Włoszech i do dzisiaj najpopularniejsza jest właśnie tam (choć paradoksalnie w jej zimniejszych częściach). Idealnym wprost tego przykładem jest Lino Ieluzzi, który do dzisiaj budzi kontrowersje swoim stylem bycia. Odpięta klamra na butach, krawaty z siódemką i jasne kolory. Dokładnie o czymś takim mówimy. Kontynuując wątek sławnych osób, przy którymś z kolei rewatchu The Office, zauważyłem, iż Andy Bernard również przejawia cechy związane ze sprezzaturą. Możemy zobaczyć go z bransoletkami na rękach (w jednym odcinku nosił coś w rodzaju scrunchy), niezwykle barwnymi krawatami bądź kurtkami odstającymi lekko od formalnej prezencji. Oczywiście to może być pewna nadinterpretacja z mojej strony, a twórcy zdecydowanie nie tworzyli charakteryzacji Helmes’a z zamysłem prezentowania zawiłej filozofii artystycznej, ale myślę, że to przypadek wymagający krótkiej wzmianki.
Kolejnym ważnym elementem jest odwaga. Zgodzimy się, że noszenie loafersów z grubymi skarpetami bądź całkowicie odpiętej dwurzędówki może kierować na siebie wzrok przechodniów. Nie od dziś na forach mody klasycznej toczą się zażarte batalie na temat poprawności takiej nonszalancji, co jest dość zabawne, aczkolwiek prawdziwe. Niestety część spadkobierców sprezzatury, jeśli mogę tak to określić, z całej jej definicji wyciągnęła jedynie kwestie kontrowersyjności. Z tego też powodu wyodrębniła się grupa ludzi, którzy z delikatnego nonkonformizmu względem zasad ubiorowych stali się, nieświadomie, przodownikami stylu flamboyant.
Ale czymże jest to barwnie brzmiące słówko? To powstały u schyłku gotyku kierunek artystyczny cechujący się drobiazgowością i nadmierną ilością detali. Pierwotnie dotyczył wyłącznie architektury, ale z czasem zaczęto charakteryzować tak malarstwo, muzykę i – właśnie – modę. Geneza tego wyrażenia pochodzi z Francji i oznacza płomienność, gdyż łuki budowli przybierały bardziej ostre i „ogniste” kształty. Z języka angielskiego, za to, trafiło do nas tłumaczenie „kwiecisty”, co dokładniej obrazuje przykłady, które chciałbym pokrótce opisać.
Posłużę się do tego konwentem Pitti Uomo odbywającym się dwa razy do roku we Florencji. Aby opisać skalę tego wydarzenia, powiem tyle, że jest on głównym kreatorem trendów występujących w nurcie klasycznego ubioru. Można tam spotkać tak znane persony, jak Hugo Jacomet czy Lapo Elkann, który odrobinę (bardzo) „tryharduje” w sprezzaturę. Całkowicie porzucił on pojęcie lekkości ubierania i postawił na łamanie absolutnie wszelkich konwenansów tak jak duża część uczestników zjazdu. Coraz częściej (zamiast delikatnych modyfikacji ubioru) widzi się wielkie, gustowne szale, ciasno spięte warstwy (często więcej niż trzy) i mnóstwo biżuterii. Nie mówię, że to złe, bo sam noszę na co dzień ponad sześć sygnetów, ale kompletnie odbija się od istoty sprezzatury. Niby można powiedzieć, że zalicza się to do jej filozofii, bo powoduje zaciekawienie i kontrowersję, ale to tak jakby stwierdzić, że stół to prawie krzesło. Niby można na nim siedzieć, ale nie o to chodzi.
Wskazówki na dobry początek
Jak zostało napisane, sprezzatura w modzie jest – poniekąd – odbiciem naszego charakteru. Dlatego stosują ją głównie celebryci, cynicy i impertynenci. Generalnie osoby bardzo odważne, które lubią być w centrum uwagi. W Polsce jest o to nietrudno, bo wciąż żyjemy w kraju postkomunistycznym i została nam ta szczypta starej, radzieckiej elegancji. Nie mam tu bynajmniej na myśli formalnych power suitów, a zbyt długie nogawki, za duże marynarki i niedopasowane koszule. Polacy zdecydowali się priorytetyzować codzienne troski, aniżeli codzienną garderobę, co jest zrozumiałe. Jest to bolączka głównie mniejszych ośrodków miejskich i wiejskich (a mamy ich bardzo dużo), dlatego przyodzianie odpowiednio wymierzonego garnituru już sprawia, że znacząco wyróżniamy się z tłumu. Z tego powodu na początek zaznaczę – nie warto robić tego na siłę. Jeśli twoja osobowość jest raczej mniej przebojowa, a bardziej stonowana, to sprezzatura będzie większym dyskomfortem niż rozrywką. Serio. A przecież po to jest moda, żeby się dobrze bawić!
Kolejną radą jest stopniowość i delikatność – nie przesadzaj. Bycie flamboyant to oczywiście nic złego i także odpowiada silnym charakterom, sam bardzo często stosuję, ale skoro to czytasz, to zgaduję, że chciał_byś spróbować odrobiny italskiego stylu. Dlatego (przynajmniej na starcie) zmieniaj delikatne drobiazgi. Możesz odpiąć mankiety koszuli, najwyższy jej guzik przy szyi bądź guziki pin collar. Kolejną opcją może być przykładowo poluzowanie krawata czy stawianie na wyróżniające się wzory zestawu. Nie trzeba być kolejnym wcieleniem Gianiego Agniellego i nosić zegarka na mankiecie – chodzi o regularne łamanie jakiejś małej zasady. Warto robić to codziennie (bądź po prostu, kiedy akurat ubieramy się elegancko), bo daje nam to pewne przyzwyczajenie i zaczynamy naturalnie łączyć planowaną nonszalancję z naszym własnym stylem.
Pamiętaj, że sprezzatura ma swój czas i miejsce. Jest świetna na co dzień (zwłaszcza latem) i mniej formalne okazje. Choć kwestia „formalności” jest bardzo subiektywna, to jakoś „interobiektywnie” można założyć, że na bankiet czy wesele raczej warto postawić na elegancką klasykę.
Ostatnią „zasadą” jest właściwie moja prośba – baw się! Możliwości jest mnóstwo, dlatego nie bój się oryginalności. Cały sęk w tym, że nie ma tu odgórnie narzuconego zestawu reguł spisanego przez ministerstwo mody. W końcu głównym zamysłem jest przeciwstawianie się konwenansom, bycie takim delikatnym rewolucjonistą odzieżowym. Dlatego eksperymentuj, a jak komuś się nie spodoba, to cóż… sprezzatura!