Przejdź do treści

Sharenting – dramat dzieci w sieci

Zdjęcia z wakacji i szkolnych apeli, nagrania z domowych zabaw i spacerów, dodawane bez zastanowienia na Facebooka, Instagrama, Tik Toka czy Youtube’a. Tak wygląda sharenting, czyli publikowanie wizerunku i informacji o dziecku w sieci przez rodziców. Choć takie zachowanie z pozoru może wydawać się nieszkodliwe, wcale takie nie jest. A przyzwolenie na nie – w erze (często nieodpowiedzialnych) internetowych influencerów – wydaje się coraz większe.

Dlaczego powinniśmy wystrzegać się sharentingu?

Jak robimy to u nas?

O sharentingu mówi się w Polsce coraz częściej, choć ta dyskusja trwa od niedawna, a o samym zjawisku – z naukowego punktu widzenia – wiemy niewiele. Pierwszy raport na temat skali sharentingu w polskim internecie powstał dopiero w 2019 roku. Według badań zleconych przez firmę Clue PR aż 40% rodziców dokumentuje w mediach społecznościowych dorastanie swoich dzieci. Co więcej, spośród „dokumentujących” aż 81% ocenia swoje działanie pozytywnie lub neutralnie. Widać więc, że brakuje krytycznego podejścia do tego typu treści udostępnianych przez sporą grupę użytkowników sieci.

Z raportu z badań wynika, że najczęściej dokumentowane są wyjątkowe wydarzenia i okazje, między innymi urodziny dziecka czy zakończenie roku szkolnego. Osoby wrzucające takie materiały często nie zdają sobie sprawy, że mogą w ten sposób narażać swoich podopiecznych na niebezpieczeństwo, na przykład ujawniając przez przypadek lokalizację szkoły, do której ich dzieci uczęszczają.

Ale w internecie nie brakuje także relacji z codziennych sytuacji, pierwszych kroków w kolejnych etapach rozwoju dziecka czy jego „zabawnych” zachowań i wypowiedzi.

Dzisiaj sharenting wydaje się jeszcze bardziej powszechny, a to za sprawą cyfrowych celebrytów, dzielących się w mediach społecznościowych znaczną częścią swojego życia z milionami użytkowników popularnych aplikacji. Ciągły rozwój serwisów społecznościowych – na przykład Tik Toka, który aktualnie wyprzedza Twittera (X) pod względem zasięgów i dotarcia do odbiorców (przed TikTokiem został już tylko Instagram, Facebook i Youtube), zachęca influencerów do wyjścia z tą częścią życia do internetowej publiczności. Śledziliście ciążę znanej youtuberki Lil Masti? A może oglądaliście poród Andziaks? Jeśli nie, to możliwe, że słyszeliście o narodzinach dziecka Wersow i Friza – przykładów jest mnóstwo. A refleksji nad dobrem dzieci niewiele.

Fot. Pexels | Pixabay

Zachowanie etycznie wątpliwe

Choć zdjęciami i nagraniami, którymi głównymi bohaterami są dzieci, przeciętny użytkownik dzieli się najczęściej z „dumy”, która – według wcześniej przywołanych badań – jest kluczowym motywatorem u ponad połowy ankietowanych osób, za szlachetnymi motywacjami nie zawsze idą pozytywne skutki.

Nie każdy z nas chciałby, aby momenty – często bardzo intymne lub wywołujące pewien dyskomfort, do niedawna utrwalane jedynie w albumach rodzinnych – trafiały bez naszej zgody do szerszej publiczności. A tak niestety często się dzisiaj dzieje, bo przecież kilkuletnie lub nawet kilkumiesięczne osoby nie mają fizycznej możliwości takiej zgody udzielić. Warto również wspomnieć, że tego typu publikacje mogą być w przyszłości źródłem złośliwości ze strony szkolnych znajomych dziecka. Nie należy także zapominać o nowych zagrożeniach, które niesie za sobą rozwój AI, pozwalającej na ewentualne wykorzystywanie wizerunku osób nieletnich w niewłaściwych celach, na przykład w materiałach pornograficznych.

Mali dochodowi pracownicy

W przypadku dzieci znanych influencerów w grę zazwyczaj wchodzi dodatkowy problem – monetyzacja wizerunku często nieświadomych jeszcze niczego ludzi, którzy ze względu na swój wiek nie odpowiadają za siebie prawnie.

W niektórych państwach podejmowane są próby przeciwdziałania takim praktykom. Na początku tego roku w mediach pojawiła się informacja, że norweska partia Venstre chce wprowadzić ustawę zakazującą wykorzystywania wizerunku dzieci w komercyjnych współpracach internetowych i kampaniach reklamowych. We Francji już w 2020 roku zostało wprowadzone prawo regulujące pracę (bo tak to trzeba nazwać) tzw. kid-influencerów, wykorzystywanych jako źródło zarobku. Prawo to ma chronić dzieci poniżej 16. roku życia przed eksploatowaniem ich w materiałach internetowych przez dorosłych.

Polskie prawo jest niestety w niektórych obszarach niedostosowane do rzeczywistości, która dzisiaj w znacznym zakresie przeniosła się – z całą masą nowych zjawisk, niedokładnie jeszcze określonych w przepisach – do sfery wirtualnej. Nieetyczne postępowanie influencerów jest nagłaśniane głównie przez youtube’owych „dziennikarzy śledczych” – państwowe instytucje tak naprawdę dopiero od niedawna zaczęły interesować się tym, co dzieje się w polskim internecie (duża w tym rola ostatniej kampanii wyborczej, która sprawiła, że rząd zaczął wypowiadać się na przykład o aferze Pandora Gate).

Być może także inne wątpliwe etycznie, często niebezpieczne w skutkach zachowania na platformach społecznościowych zostaną niedługo potraktowane poważniej.

Fot. Caleb Woods | Unsplash

Co i jak publikować?

Jak uniknąć negatywnych skutków sharentingu? Po prostu – powstrzymać się od publikowania tego typu materiałów w sieci. Mimo że większość serwisów społecznościowych pozwala dzisiaj na modyfikację ustawień prywatności naszych kont – tak, by udostępniane przez nas zdjęcia były dostępne tylko dla określonej grupy osób – nie zapobiega to ich dalszemu rozpowszechnianiu. Można też zdecydować się na publikowanie opisanych treści, dbając o zakrycie twarzy dzieci, istotnych elementów i nieujawnianie ich lokalizacji. Niezależnie czy chodzi o nasze dziecko, rodzeństwo czy przypadkowych małoletnich bohaterów zdjęć.

Mimo wszystko przed wrzuceniem zdjęcia zawsze warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy udostępniając w internecie wizerunek dziecka, mamy na względzie jego dobro, czy raczej nasze – często chwilowe – korzyści i poczucie satysfakcji ze zbieranych polubień i komentarzy. Należy pamiętać, że z przyrodzonej godności ludzkiej wypływa prawo do prywatności. O prawie dziecka do ochrony własnej prywatności wspomina w końcu artykuł 16. Konwencji o prawach dziecka. Choć ten dokument – w przestrzeni cyfrowej – nie wydaje się cieszyć zbyt dużym szacunkiem. Podobnie przepisy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego – konkretnie art. 95 dotyczący poszanowania godności i praw dziecka przez rodziców – nie zniechęcają części użytkowników do udostępniania wizerunku ich pociech w sieci. Prawo wydaje się w tym obszarze nieskuteczne.

A jak okazać sprzeciw sharentingowi w wykonaniu internetowych twórców? Cóż, najłatwiejsze i zarazem najlepsze co, możemy zrobić, to nie dawać im rozgłosu. Kliknięcie przycisku „odobserwuj” – a więc wpłynięcie negatywnie na ich zasięgi – będzie całkiem wyraźnym świadectwem naszej dezaprobaty. Bo w końcu to między innymi od liczby obserwujących zależy ich pozycja w internecie i skuteczność zarabiania na reklamach, w których uczestniczą dzieci.

Jeśli dawno tego nie robiliście, zróbcie porządki w swoich mediach społecznościowych! Szczególnie teraz, gdy – w ramach różnych afer – w polskim internecie kolejne osoby okazują się niewarte naszej uwagi (chyba że mówimy o uwadze odpowiednich służb).

Grafika nagłówka: Zuzanna Sosnowska | Gazeta Kongresy

Źródła:
„Sharenting po polsku, czyli ile dzieci wpadło do sieci?” Pierwszy raport w Polsce na temat wizerunku dzieci
w internecie na zlecenie Clue PR
Raport „Social Media 2023”
Konwencja o prawach dziecka
Kodeks rodzinny i opiekuńczy

O autorze

Studentka socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Miłośniczka literatury i Fleetwood Mac. Pisze o kulturze i społeczeństwie. Jej ulubione tematy to feminizm, prawa człowieka i mniejszości. W książkach i filmach poszukuje ważnych idei.