12 czerwca 1817 Karl Drais zaprezentował swój największy wynalazek – uważany za pierwszy rower na świecie. Dzisiejsze jednoślady znacząco odbiegają od swojego pierwowzoru. Na historię tej niezwykłej maszyny można patrzeć z wielu perspektyw. Jedną z nich jest, ostatnio szeroko i głośno dyskutowana, wolność.
Przełom nastąpił we Francji
Prototyp roweru powstał już w 1790 r. Przez cały rok trwały zacięte, niekiedy kończące się krwawo obrady Zgromadzenia Narodowego we Francji. Miało ono później uchwalić konstytucję, u której podstaw leżała przyrodzona wolność obywateli. Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, czy rzeczywiście to idee głoszone przez francuskich rewolucjonistów przyczyniły się do tego, że hrabia Mede de Sivrac zdecydował się pokazać światu swój projekt. Niestety, twórca nie przewidział w nim możliwości sterowania. Jednak mechanizm powodujący, że pojazd przemieszczał się w wyniku naciśnięcia na pedał, właśnie wtedy ujrzał światło dzienne. Idea wolności, a z nią także pomysł na nowy wynalazek, przemieściła się na wschód. W Mannheim, małym miasteczku na południu Niemiec powstał prarower – nazwany od swojej mechaniki „Laufmachine”. Nie posiadał pedałów, natomiast mógł już skręcać, co gwarantowało dużo większą swobodę.
Narzędzie emancypacji
Rower Drais’a szybko rozprzestrzenił się po świecie pod nazwą „Draisine” od nazwiska twórcy, dotarł do Anglii, a nawet za Atlantyk. Szczególnie w tym pierwszym państwie aż do końca XIX wieku uważano, że kobiety nie powinny uczestniczyć w polityce, ani wykonywać wysiłku fizycznego. Dla podkreślenia swoich kształtów używały obcisłych gorsetów i długich sukienek, które ograniczały ich swobodę ruchu. Bladą cerę, która była wynikiem złego natlenienia organizmu maskowały natomiast wszelkiego rodzaju kosmetykami. Jednak, gdy pojawiły się rowery, nawet angielskie kobiety nie umiały się im oprzeć. Aby móc pedałować, zaczęły ubierać się bardziej swobodnie, co oczywiście wywołało powszechne oburzenie. Jednak było już za późno, rowery zawiozły panie pod drzwi uniwersytetów, a później także pod lokale wyborcze.
Rowerowe królestwo swobody
Jednoślady do Niderlandów zaczęły docierać dopiero pod koniec XIX wieku. Holendrzy bardzo ochoczo je przyjęli, urzekająca była wygoda, prostota obsługi i to, że w przeciwieństwie do pojazdów z silnikiem nie powodowały hałasu. Jednak do 1890 roku, kiedy to ceny surowców bardzo spadły i możliwe było otwarcie pierwszych holenderskich fabryk (m.in. modelu Gazelle), rowery były dobrem luksusowym. Aby zakupić najtańszy model, przeciętny robotnik musiałby przez równy miesiąc odkładać całość swojej dniówki. Jednak Holendrzy podeszli do tematu bardzo profesjonalnie i z należytą starannością. Uregulowali normy prawne, a na cyklistów nałożony został specjalny podatek (z drugiej strony każdy rower otrzymał własną tabliczkę identyfikacyjną). Taka polityka doprowadziła do uczynienia z mieszkańców Niderlandów miłośników jednośladów. W 1940 roku już ponad 50% społeczeństwa miało własny rower. Holendrom tak bardzo spodobała się swoboda, jaką zyskiwali. wybrawszy wynalazek Drais’a, że niezależność i wolność stały się dla nich podstawowymi wartościami. Dostrzec można to na przykładzie prawa, które dopuszcza zabieg eutanazji (poza Holandią jest ona możliwa w 5 innych krajach świata oraz dwóch stanach USA).
Transformacja widziana z siodełka
W Polsce rowery zaczęły zyskiwać popularność dopiero w okresie PRL-u. Gdy jesienią 1934 r. Bernard Newman zdecydował się objechać całą II RP na swoim Georgu, wzbudzał nie lada zdziwienie wśród jej mieszkańców. Sam zresztą bardzo rozpaczał nad stanem dróg, które w większości nie nadawały się dla rowerzystów. W okresie Polski Ludowej rowery – głównie Wigry, Jubilat czy Gil – produkowane w większości w bydgoskiej fabryce Predom Romet, na podstawie zachodnich licencji, były często wybieranym prezentem komunijnym. Jednak młodzież marzyła wtedy o zachodnich BMX-ach czy „Góralach”. A gdy te już pojawiły się w sklepach, wszyscy, także dorośli, ochoczo na nie wsiadali, ponieważ poczuli się wolni, w (na tamte czasy) zachodnim tego słowa znaczeniu.
Dziecinnie prosta niezależność
Tradycja komunijna pozostała jeszcze na długie lata. Rower wciąż był jednym z prezentów, które dzieci dostawały najczęściej. Bez dwóch zdań, miało to na nich dobry wpływ. Wiek 10 lat uważam za doskonały, aby pierwszy raz podjąć próbę odjechania na parę metrów od domu, aby zachłysnąć się tą wolnością i swobodą. Jednocześnie może się wydarzyć niekontrolowany upadek. Wtedy młoda lub młody uczy się, że niezależność niesie ze sobą też pewne wyzwania i obowiązki. Z doświadczenia wiem, że dzieci nie zrażają się po jednorazowym incydencie. Już po paru dniach, z uśmiechem na twarzy i dobrze kojarzącą się blizną na kolanie, znów próbują swoich sił, stając się coraz bardziej niezależnym.
Codzienne „tour de Freedom”
Szczególnie dzisiaj rower może zagwarantować bardzo szerokie spektrum wolności. Od swobody dojazdu do pracy, przez swobodę od korków, aż po niezależność energetyczną w kwestii transportu. W Polsce, do której prawdziwa wolność dotarła dopiero po 1989, wciąż nie każdy docenił dwa kółka. Jednak w ostatnich latach widać tendencję wzrostową zarówno w ilości zakupionych, jak i wyprodukowanych jednośladów (w liczbie tych skradzionych, niestety, też). Optymizmem napawa fakt, że w Polsce buduje się coraz więcej dróg rowerowych, jak również zamienia się na nie te dla samochodów. Dlatego warto, szczególnie gdy za oknem będzie coraz cieplej, przesiąść się na rower. I tak jak w swojej piosence śpiewał Lech Janerka, „rower jest wielce okej, rower to jest świat”.
O autorze
Uczeń krakowskiego liceum w klasie o profilu prawniczo-ekonomicznym. Redaktor w czasopiśmie Młody Kraków - Czytajże!. Zwycięzca XLIX Olimpiady Historycznej. W wolnym czasie podróżuje, jeździ na rowerze lub chodzi po górach.