Przejdź do treści

Wzrastające dysproporcje w szkolnictwie – analiza egzaminu ósmoklasisty

Fot. Pixabay

O tym, że w polskim systemie oświaty dzieje się źle wiemy nie od dzisiaj – nauczyciele oraz media od wielu lat głośno mówią o zapaści w systemie edukacji publicznej. Przykładów nie należy daleko szukać: stosunkowo niskie wynagrodzenia pedagogów, upadający etos ich pracy oraz olbrzymie problemy kadrowe to tylko niektóre z wielu objawów kryzysu, na który nasz rząd nie znalazł jak dotąd rozwiązania. Z kolei pandemia COVID-19 sprawiła, że do tego obrazu nędzy i rozpaczy dołożyć możemy rosnące dysproporcje w dostępie do dobrej jakości edukacji. To one (prawdopodobnie) w największym stopniu wpłynęły na rozkład wyników ostatniego egzaminu ósmoklasisty.

O co chodzi z tym rozkładem wyników?

Centralna Komisja Egzaminacyjna corocznie publikuje rozkład wyników egzaminu ósmoklasisty. Dane w formie graficznej obrazują, jaka część uczniów otrzymała na teście określony wynik. W ten sposób możemy sprawdzić, w jaki sposób uzyskana przez nas liczba punktów odnosi się do rezultatów reszty zdających. Umożliwia to zarazem odpowiedź na pytanie, czy nasz wynik znajduje się w ścisłej czołówce, czy też kwalifikuje nas może do tej „słabszej” części egzaminowanych. Posługiwanie się wykresem rozkładu jest bardziej miarodajne od bezrefleksyjnego patrzenia na czyste procenty z danego egzaminu. Trzeba bowiem wiedzieć, że np. atrakcyjnie wyglądający wynik 95% z języka angielskiego na poziomie podstawowym na tegorocznym egzaminie maturalnym oznaczał, że aż 33% maturzystów uzyskało wynik taki sam lub wyższy od ciebie! Oczywiście wiem, że porównywanie wyniku dwóch zupełnie różnych osób, a następnie budowanie na tej podstawie obrazu ich „sukcesu” bądź „porażki” nie ma większego sensu – ludzie są czymś więcej niż – dosłownie i w przenośni – cyferkami. Żyjemy jednak w rzeczywistości suchych statystyk, a same wyniki egzaminów nie zawsze oddają nasz poziom wiedzy, bo na ostateczny rezultat testu wpływają różne czynniki – również te niezależne od nas. To właśnie dlatego, jako społeczeństwo, powinniśmy pochylić się nad ideą wprowadzenia (przynajmniej na poziomie rekrutacji na studia) systemu naboru podobnego do tego w krajach Europy Zachodniej i USA, gdzie składową wyniku rekrutacji, oprócz egzaminów, stanowią także aktywności pozaszkolne w dziedzinie sztuki, sportu czy wolontariatu.

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

W czym jednak tkwi problem ostatnich egzaminów?

Rozkład wyników egzaminu ósmoklasisty z matematyki w 2022 i 2023 roku napawa niepokojem – od czasu wprowadzenia edukacji zdalnej przybywa uczniów, którzy piszą tę część egzaminu albo rewelacyjnie, albo fatalnie. Na wykresach widocznych poniżej porównałem sytuację zdających z 2019 i 2023 roku. Rok przed pandemią (lewy wykres) większość ósmoklasistów otrzymywała wyniki słabe bądź średnie, a wyniki najwyższe uzyskiwało najmniej osób. Z kolei w bieżącym roku (prawy wykres) większość uczniów załapała się do dwóch grup: bardzo słabo albo bardzo dobrze zdających. Przy czym należy podkreślić, że procent uczniów piszących egzamin na niskim poziomie jest wyższy niż 4 lata temu. Jednocześnie coraz mniej pojawia się uczniów, którzy piszą egzaminy na średnim poziomie. Może to zostać poważną przesłanką, by sądzić, że pogłębiają się dysproporcje w poziomie wiedzy matematycznej między polskimi uczniami.

Po lewej stronie rozkład z 2019, a po prawej z 2023 roku | Fot. CKE
Po lewej stronie rozkład z 2019 roku, a po prawej z 2023 roku | Fot. CKE

Najprawdopodobniej zostanie stwierdzone, że nie powinniśmy się zbyt zamartwiać, bo przecież to dobrze, że coraz więcej zdających uzyskuje wynik w granicach 100%. I w zasadzie można się z tym poniekąd zgodzić, choć z drugiej strony należy zastanowić się, czy z podobnym zjawiskiem mielibyśmy do czynienia, gdyby przywrócić wymagania egzaminacyjne sprzed pandemii. W rzeczywistości jednak z największym niepokojem należy spoglądać na największą grupę ósmoklasistów – tych, którzy egzamin zdali w okolicach kilkunastu procent, mimo że stawiane wymagania zostały okrojone.

Przyczyny przepaści edukacyjnej

Wydaje się, że istnieje grupa uczniów, która najbardziej ucierpiała na nauce zdalnej w czasie pandemii – nietrudno zgadnąć, że były to często dzieci z rodzin o niskim statusie materialnym, mieszkające w mniejszych miejscowościach, gdzie trudniej o dostęp do dobrej jakości połączenia internetowego czy załatwienie dodatkowych korepetycji. Stracili również uczniowie radzący sobie przyzwoicie z nauką w trybie stacjonarnym, którzy jednak w chwili przerwania normalnego trybu szkolnictwa zostali niejednokrotnie w tyle. Czarę goryczy przelewa też problem większych niż kiedykolwiek braków kadrowych, na które wskazuje wyraźnie Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek. Nie dziwi również fakt, że we wspominanym przez RPO raporcie najczęściej poszukiwanymi przez dyrektorów pracownikami byli właśnie nauczyciele matematyki. Nietrudno zgadnąć, że poziom nauczania „królowej nauk” będzie wciąż spadać, jeśli nie poradzimy sobie z problemem odwoływanych zajęć lekcyjnych czy zastępstw z osobami, które nie posiadają wykształcenia kierunkowego, lecz zostały skierowane na zajęcia z konieczności zapewnienia jakiejkolwiek nauki matematyki.

Szkoła przestała wyrównywać szanse

Pandemia COVID-19 tylko unaoczniła problemy, z którymi polski system edukacji zmagał się tak naprawdę już od wielu lat. Kryzys kadrowy, przeładowane podstawy programowe oraz szczucie rządu na nauczycieli sprawiają, że sytuacja pogarsza się z roku na rok. Szkoła, jako instytucja w założeniu mająca wyrównywać szanse, przestała pełnić swoją funkcję. Uczniowie z biedniejszych rodzin skazani są najczęściej na wypalonych zawodowo nauczycieli oraz niższą jakość kształcenia niż rówieśnicy z dużych miast i bogatych domów. Postępującą zapaść sektora publicznego potwierdza fakt rosnącej liczby korepetycji, na które Polacy wydają średnio kilkaset złotych miesięcznie. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że taki obrót spraw przyczyni się do postępu w odchodzeniu nauczycieli ze szkół publicznych oraz ograniczy przekazywanie kapitału kulturowego między uczniami z różnych grup społecznych. Już dzisiaj niskie zarobki w oświacie państwowej zmuszają pedagogów do szukania zatrudnienia w innych branżach lub życia wyłącznie z prowadzenia korepetycji. Nie powinniśmy się temu dziwić, bo stawki godzinowe na rynku korepetycji są nierzadko kilkakrotnie wyższe niż w tradycyjnej szkole.

Reakcja ministerstwa na problem

Wydaje się, że Minister Edukacji i Nauki Przemysław Czarnek nareszcie zauważył, że mamy do czynienia z problemem równego dostępu do edukacji. Na początku lipca w rozmowie z TV Republika odniósł się do niepokojących statystyk w ten sposób:

Już drugi rok z rzędu jest stosunkowo duża liczba uczniów, którzy zdali bardzo dobrze wszystkie trzy egzaminy, ale jest też niestety stosunkowo duża liczba uczniów, którzy zdali na niskim procencie i stosunkowo niewielka liczba osób, która zdała średnio te egzaminy. To wynika z pewnej specyfiki naszych szkół, ale to będzie poddawane analizie.

 

Fot. nagłówka: Pixabay

O autorze

Student dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego i członek Rady ds. Równego Traktowania przy prezydencie Krakowa. W przeszłości radny Młodzieżowej Rady Krakowa. Laureat VIII i IX Olimpiady Wiedzy o Mediach. Na co dzień interesuje się zagadnieniami z zakresu geopolityki, geografii społeczno-gospodarczej oraz historii.