Fot. Wojciech Stein/PAP
21 grudnia. W przedświątecznej gorączce sprzątamy, kupujemy prezenty czy gotujemy wigilijne potrawy. Inaczej było jednak 26 lat temu, w roku 1995. O poranku, jeszcze nikt, oprócz twórcy politycznego dramatu nie wiedział, że dzień ten przejdzie do historii jako początek największej, a także najważniejszej w historii III Rzeczypospolitej afery politycznej. A była nią afera Olina.
Tytułowym „Olinem” miał być urzędujący od marca Premier Rady Ministrów Józef Oleksy. Został oskarżony o działalność szpiegowską na rzecz Rosji, właśnie pod tym pseudonimem. Tę informację, 21 grudnia 1995 roku z mównicy sejmowej przekazał Minister Spraw Wewnętrznych (tzw. minister prezydencki – wybierany na mocy małej konstytucji po zasięgnięciu opinii Prezydenta) – Andrzej Milczanowski. Jego przemowa na zawsze zmieniła oblicze polskiej polityki i wstrząsnęła zajętymi przygotowaniami do świąt obywatelami.
Dlaczego doszło do wystąpienia Milczanowskiego?
Początku afery należy szukać znacznie wcześniej niż grudzień 1995.
Rządy partii szeroko pojętego obozu postsolidarnościowego zawiodły Polaków, czego wyraz dano podczas wyborów parlamentarnych, po skróceniu kadencji Sejmu przez Prezydenta w roku 1993. Zwycięstwo odniósł obóz postkomunistyczny. Tak właśnie powstała koalicja SLD-PSL.
Jej największy wróg? Prezydent Lech Wałęsa. To między innymi jego działania doprowadziły do upadku rządu Waldemara Pawlaka w marcu 1995 roku. Nowym Premierem został Józef Oleksy. Jego zadanie było trudne, ale niezwykle ważne – przeprowadzić nie tylko kraj, ale i również lewicę przez wybory prezydenckie. W oczach wyborców cały czas tracił również Wałęsa. Jego największym rywalem okazał się właśnie kandydat lewicy – Aleksander Kwaśniewski. Ostatecznie, pierwsza tura wyborów zakończyła się nieznacznym zwycięstwem Kwaśniewskiego, który już dwa tygodnie później oficjalnie, jednak niespodziewanie pokonał Wałęsę.
Lech Wałęsa był bezpiecznikiem prawicy. Stanowił ostatnią zaporę przed przejęciem przez lewicę pełni władzy w państwie. Miało się to zmienić się już 23 grudnia 1995 roku podczas zaprzysiężenia nowego prezydenta przed Zgromadzeniem Narodowym. Milczanowski stwierdził, że to czas na ujawnienie tajnych akt…
Czym zawinił Oleksy?
Tak jak zostało wspomniane, w swoim wystąpieniu, Milczanowski oskarżył Premiera o bycie rosyjskim agentem. Nie było tajemnicą, że Józef Oleksy utrzymywał kontakty z Władimirem Ałganowem – byłym oficerem KGB i ambasadorem Związku Radzieckiego w Warszawie, a także z Grigorijem Jakimiszynem. To oni, według Oficerów Urzędu Ochrony Państwa z pomocą Oleksego mieli prowadzić działalność szpiegowską dla Moskwy.
Czy nie dało się tego załatwić w kuluarach?
Gdy zebrano odpowiednią ilość dowodów na agenturalną działalność Premiera, Andrzej Milczanowski oraz Władysław Bartoszewski (Minister Spraw Zagranicznych, również z nadania prezydenckiego) udali się do Prezydenta elekta. Wręczono mu dokumenty i poproszono o ich skrupulatne przeczytanie. Reakcje Kwaśniewskiego w trakcie zapoznawania się z informacjami możemy uznać za co najmniej dziwne. Czytał je powoli, widać było po nim narastające zdenerwowanie, a same materiały wypadły mu dwukrotnie z rąk. Po lekturze stwierdził, że nie widzi podstaw, by przychylać się do zaprezentowanej tam teorii, ani nie widzi żadnych dowodów ją potwierdzających. Po czasie doszło do negocjacji. Oferta Milczanowskiego była jasna – sprawa pozostanie w tajemnicy przed opinią publiczną, ale Oleksy złoży dymisję oraz zrezygnuje z mandatu poselskiego. Kwaśniewski miał udzielić odpowiedzi w ciągu 24 godzin.
Już chwilę po wyjściu Milczanowskiego i Bartoszewskiego, rozpoczęło się spotkanie liderów Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Obecny tam również Oleksy, kategorycznie zaprzeczył zarzutom stawianym mu przez ministrów, a Prezydent Elekt – uwierzył. Zgodnie z obietnicą, następnego dnia Kwaśniewski odrzucił ofertę Milczanowskiego pogodzony już z myślą o tym, że zaraz wybuchnie prawdziwa polityczna bomba. Słynne sejmowe przemówienie nie było więc dla kierownictwa SLD całkowitym zaskoczeniem.
Afera Olina, a wstąpienie Polski do NATO
Oskarżenie Premiera państwa kandydującego do Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego o współpracę z obcym, tym bardziej radzieckim/rosyjskim wywiadem było oskarżeniem mocnym i niewątpliwie tę kandydaturę przekreślającym. W obliczu powszechnych informacji możliwa staje się teza, mówiąca, że Afera Olina miałaby być prowokacją rosyjskich służby, a jej celem – Rzeczpospolita poza strukturami NATO. Afera była dla sceptycznie nastawionych do członkostwa Polski w tej organizacji zachodnich polityków nie tylko potwierdzeniem obaw, ale i również podstawą do rozpoczęcia działań.
Śledztwo i jego wyniki
Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte przez Prokuraturę Wojskową 24 stycznia 1996 roku i tego samego dnia Józef Oleksy podał się do dymisji. Jednak postępowanie umorzono już w kwietniu tego samego roku. Powód był prosty – brak dowodów potwierdzających winę Premiera. Mimo to był to tylko początek.
Po umorzeniu śledztwa, sprawa trafiła do sądu. Jak twierdził Oleksy:
„Jeżeli minister oskarża urzędującego premiera, to nie ma wyjścia: albo jeden idzie siedzieć, albo drugi”.
Tak się jednak nie stało. Nikt nigdy nie udowodnił, że Premier prowadził działalność wywiadowczą. Nikt również nie udowodnił Milczanowskiego, że ujawniając, tajemnice państwa działał na jego niekorzyść. Uznano bowiem, że przekazując informacje o rzekomym „Olinie”, kierował się interesem kraju.
Oboje, do końca pozostają przy swojej wersji zdarzeń – Oleksy, aż do samej śmierci utrzymywał, że zarzuty są niezasadne. Milczanowski, nadal twierdzi, że jego dochodzenie i wynikające z niego wystąpienie na mównicy sejmowej było nie tylko słuszne, ale i wiarygodne.
O autorze
Licealistka, redaktorka, działaczka, asystentka społeczna Posłanki, feministka i lewaczka. Miłośniczka kawy, języka niemieckiego, historii nowożytnej, a także polskiej polityki.