Przejdź do treści

Quo vadis Śląsku?

Obszar Metropolii Śląskiej jest miejscem… wielowymiarowym. Pełnym skrajności, gdzie stare miesza się z nowym, a przechodząc przez granicę sąsiadujących miast, można przenieść się do kompletnie innego świata. To też „gorący” punkt na mapach politycznych i ekonomicznych Polski. Z ponad dwoma milionami mieszkańców i rozwiniętym przemysłem jest siłą, z którą każda partia musi się liczyć. Jednak mimo to opinia reszty kraju o tym monumentalnym obszarze jest, delikatnie mówiąc, zachowawcza. Smog, brud i bieda to chyba najczęstsze skojarzenia (oczywiście z tych negatywnych). Pytanie tylko, czy rzeczywiście mają one jakieś uzasadnienie w rzeczywistości? Czy może są one jedynie wyrazem niesłusznej złej famy, która od kilkudziesięciu lat ciągnie się nie tylko za miastami Metropolii, ale i całym Górnym Śląskiem?

Emigrowałem

Tak jak sama metropolia, tak i odpowiedź na to wydaje się złożona. Jednakże, zanim przejdę dalej, pozwolę sobie na krótką notkę autobiograficzną, ponieważ wydaje mi się, że jest ona potrzebna w nieco bardziej dogłębnym zrozumieniu mojego punktu widzenia. Po pierwsze – tak, mieszkam aktualnie na Śląsku, ba – tutaj spędziłem większą część mojego życia, jednakże moja rodzina nie pochodzi stąd, większa jej część nie jest nawet z południa Polski. Dodatkowo dorastałem w mieście, które historycznie należało do Małopolski. Nie przesadzę więc kiedy powiem, że do rodowitego Ślązaka jest mi tak daleko, jak to tylko możliwe. Co za tym idzie, nie będzie w tym tekście wstawek w śląskiej gwarze, ku mojej irytacji tak często pojawiających się w jakichkolwiek tekstach o całym Regionie, bo najzwyczajniej w świecie jej nie znam. Kolejnym ważnym punktem jest moja wcześniejsza historia. Najprościej rzecz ujmując – zdarzało mi się zmieniać miejsca zamieszkania. Jeszcze jako chłopak w wieku przedszkolnym wyjechałem wraz z rodziną na kilka lat do Anglii, w późniejszych latach miałem też kilka krótkich epizodów w północnych Włoszech, by jeszcze później mieszkać przez jakiś czas w Trójmieście. Piszę to wszystko, żeby podkreślić jedną rzecz – nie jestem ze Śląskiem związany w żaden sposób, najzwyczajniej w świecie tak potoczyło się moje dotychczasowe życie, że większą jego część spędziłem w okolicach Katowic, a od jakiegoś roku spędzam je właśnie w nich. Po tym czasie widzę już mocne i słabe strony regionu i wydaje mi się, że wcześniejsze wojaże po świecie pozwalają mi zachować pewien dystans w ocenie sytuacji, w której znajduje się Metropolia. Choć nie znam jej (i prawdopodobnie nigdy nie poznam) w stu procentach to mogę powiedzieć jedno – Śląsk się zmienia, ale to najbliższa dekada pokaże jaki charakter mają te zmiany.

W drodze do lepszego jutra

Widać to przede wszystkim po Katowicach. Ostatnia dekada to okres, w którym miasto przechodziło dynamiczną przemianę z ośrodka przemysłowego na usługowy. Unowocześniło się i dąży do zostania ośrodkiem miejskim na miarę XXI wieku. Oczywiście do celujących wyników wciąż jeszcze długa droga, ale przyznam szczerze, że najzwyczajniej w świecie trzymam za nie kciuki. Bo czynniki takie jak niski poziom bezrobocia, wynoszący zaledwie 1.1%, albo liczne przybytki kultury i edukacji, czy stojąca w kontrze do jakości powietrza liczba parków i ogólny poziom zieleni (tak, sam nie mogłem w to uwierzyć, jak zielonym miastem są Katowice) sprawiają, że chce się tam żyć i mało tego – mnie, skromnemu studentowi żyje się po prostu dobrze. Nie oznacza to jednak, że nie widzę trapiących miasta problemów. Nie trzeba być wyjątkowo przenikliwym obserwatorem rzeczywistości, by ujrzeć regularny (i zagadkowy dla mnie) odpływ ludności, niekończącą się walkę z wcześniej wspomnianym smogiem, czy koszmar, jakim są drogi w godzinach szczytu. W moim odczuciu najbardziej trafnym określeniem na obecny stan miasta będzie porównanie go do nieszlifowanego diamentu. Jestem pewien, że najbliższa przyszłość pokaże, czy diament ten nabierze kształtów, czy może też przepadnie pod naporem problemów, których to przynajmniej część pochodzi spoza granic miasta.

Szara rzeczywistość

W czasie spacerów po większości miast Metropolii, które miałem okazję zwiedzić (nie zaznaczyłem tego wcześniej, ale nie tylko przyszłość Katowic daje nadzieję! Gliwice, Tychy, a nawet Sosnowiec – wszystkie one zmieniają się na lepsze), towarzyszyło mi jedno uczucie. Pogłębiający się i powoli wszechogarniający smutek, bo idąc historycznymi ulicami dawnych symboli przemysłu i widząc, w jak opłakanym stanie są otaczające mnie budynki lub odkrywając, całkiem dosłownie, ruiny historycznych kamienic, to nie da się odczuwać niczego innego niż rozpaczy. Wciąż widać wielkość tych miast, zniszczoną przez upływ czasu oraz zaniedbania władz – zarówno lokalnych, jak i centralnych. To upiorne jak niektóre z dawniej świetnie prosperujących ośrodków zmieniło się w żywe trupy, odcięte od szans na rozwój, albo chociaż odbudowę. Likwidacja części przemysłu okazała się wyrokiem odroczonym w czasie. Jak na razie wszystkie one trwają, ale trudno nie odnieść wrażenia, że z roku na rok popadają w jeszcze większą ruinę, a odpływ ludności tylko przyspiesza proces „gnicia”. Pierwszym przykładem z brzegu niech będzie Bytom, który stracił na przestrzeni ostatnich 30 lat około 70.000 mieszkańców! Według wybitnej, amerykańskiej aktywistki i urbanistki Jane Jacobs ulica jest wizytówką miasta, a przede wszystkim jednym z podstawowych mechanizmów jego funkcjonowania. Wygląd ulic Bytomia jest tego bardzo bolesnym dowodem. Jak można było dopuścić do tego, że ośrodek z tak bogatą historią i tradycją upadł tak nisko i boleśnie? Nie jest to dla mnie w żaden sposób wytłumaczalne i nic nie może tego usprawiedliwić. Być może gdyby to było jedyne miasto w okolicy, które zostało tak okrutnie nadgryzione przez ząb czasu i zmiany ustrojowe to strata ta byłaby jeszcze do przełknięcia. Niestety tak nie jest, a okoliczne miasta spadając ciągną wraz z sobą te, którym udaje się rozwijać. Niekoniecznie ekonomicznie, ale wizerunkowo już jak najbardziej. Bez wątpienia władze metropolii powinny w końcu w tej materii zacząć podejmować bardziej stanowcze kroki, a już na pewno zdjąć różowe okulary w ocenie rzeczywistości i skończyć z bezrefleksyjną propagandą sukcesu.

Oto i jest ogólny obraz Metropolii Śląskiej. Odkrywając potencjał ulokowany w ponad dwóch milionach mieszkańców łącznie kilkunastu miast, nietrudno ujrzeć niemal nieograniczony potencjał, który  tylko czeka na prawidłowe wykorzystanie. Niestety i w tym wypadku na tej monecie oprócz awersu jest i rewers, a przez liczne niewiadome i długofalowe problemy składające się na tę stronę, tak w ostatecznym rozrachunku przyszłość Metropolii wydaje się obecnie co najmniej zagadkowa.

Fot. nagłówka: Daniel Jędzura

O autorze

Student dziennikarstwa III roku, który dobrym filmem lub książką nie pogardzi. Dodatkowo właściciel wyjątkowo żywiołowego psa, a co za tym idzie - biegacz. Sercem i duszą zwolennik myśli socjaldemokratycznej.