Powołanie Mateusza Morawieckiego na premiera to polityczna porażka Kaczyńskiego. Na początku wyglądało to obiecująco – nowy premier, obyty w świecie, bankier, człowiek sukcesu, perfekcyjnie zna angielski. Ponadto prezes Kaczyński miał w Morawieckim widzieć nawet swojego następcę. Obecny Prezes Rady Ministrów jednak nigdy nie został zaakceptowany przez rdzeń PiSu z powodu swoich związków z Donaldem Tuskiem (był jego doradcą gospodarczym), a także poległ przy budowie swojej własnej frakcji w obozie władzy. Co więcej, pandemia mocno nadszarpnęła zaufanie do rządu Morawieckiego, a głosy o rychłym końcu kariery politycznej premiera stają się coraz głośniejsze. Coraz popularniejsza jest również opinia, że ten, kto wygra rywalizację o tekę szefa rządu, ten zasłuży na schedę po prezesie. W mojej opinii przyszłym Prezesem Rady Ministrów, a co za tym idzie szansą PiSu na przetrwanie, jest Michał Dworczyk.
Oczywiście polityków z ambicjami na stanowisko premiera jest znacznie więcej. Wystarczy tu wspomnieć choćby ministra sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobrę, którego rywalizacja z Morawieckim ciągnie się od dawna. Zresztą to właśnie Ziobro w 2019, po wyborach, lansował kandydaturę Kaczyńskiego na premiera. Mimo to, szanse ministra sprawiedliwości na zostanie przyszłym premierem są raczej bliskie zeru. Jednym z kandydatów, o których od dosyć dawna mówi się jako o potencjalnym premierze, jest minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak (jeden z najbardziej zaufanych ludzi Kaczyńskiego). Wiele wskazuje na to, że niekoniecznie udałoby mu się utrzymać względny spokój w pokłóconej Zjednoczonej Prawicy, zwłaszcza że w obozie władzy opinia o nim niewiele się różni od jego wizerunku w „Uchu Prezesa”. Do niedawna często wspominało się również o Danielu Obajtku, obecnym prezesie Orlenu, ale dziwnym trafem wraz ze zwiększeniem się liczby plotek o jego nominacji na premiera, wybuchła dość spora afera związana z taśmami i jego nieruchomościami. Przynajmniej na dziś szanse Obajtka na tekę premiera spadły bardziej niż ceny jego mieszkań.
Człowiek wielu talentów
Na ich tle dość ciekawie rysuje się obraz ministra Michała Dworczyka. Wspominałem wcześniej, że premierowi Morawieckiemu nie udało się zbudować własnej frakcji w ZP, ale na korzyść przemawia fakt, że Dworczyk jest jednym z jego bliskich współpracowników. Do ogólnokrajowej polityki dostał się w 2015, kiedy to zdobył mandat poselski. Dość szybko został sekretarzem stanu w MON, a niedługo później został szefem KPRM u nowego premiera Morawieckiego. Jest on również doceniany przez Nowogrodzką, bo to właśnie dzięki jego interwencjom PiS ma dzisiaj większość w sejmikach województw śląskiego i dolnośląskiego. Ponadto Dworczyk nie boi się chodzić do mediów nieprzychylnych partii rządzącej, a z występami medialnymi radzi sobie dobrze. Czy to jednak wystarczy, żeby został premierem? Oczywiście, że nie.
Wymienione wyżej czynniki na pewno będą dla niego cenne, ale nie oszukujmy się, Dworczyk nie jest jedynym tego typu politykiem. Szef KPRM posiada za to coś innego – instynkt polityczny. Mogłoby się wydawać, że podjęcie się koordynowania tak ważnego procesu w epidemii, jakim jest Narodowy Program Szczepień, to przepis na polityczne samobójstwo, ale Dworczyk zauważył tutaj ogromną szansę, którą zdaje się całkiem dobrze wykorzystywać. Niewątpliwą zaletą jest to, że dzięki temu ma utorowaną drogę do wielu mediów, z czego chętnie korzysta. Ponadto, jeśli uda mu się poprowadzić ten program bez większych porażek, to jego pozycja prawdopodobnie wzrośnie. Na jego korzyść działa również fakt, że jest w stanie całkiem nieźle sprzedać swoje działania. Kolejną jego zaletą jest ogromna cierpliwość. Czekał na swoją okazję, jaką niewątpliwie stanowi NPS. Również przemawia za nim fakt, że jeśli ktoś jest w stanie skleić skłócony obóz władzy, to tylko on, co udowodnił już na Dolnym i Górnym Śląsku.
Następca prezesa?
Jeśli to wszystko do siebie dodamy, to łatwo możemy zauważyć, że Dworczyk może być nie tylko poważnym graczem w rywalizacji o tekę premiera, ale również jest pewnie jedną z niewielu osób, które mają szansę na schedę po Kaczyńskim. Jeśli ktoś w 6 lat od pierwszego pojawienie się w Sejmie jest poważnie brany pod uwagę przy rywalizacji o najważniejsze stanowiska w państwie, to wskazuje tylko na to, że zdecydowanie nie można go lekceważyć. Mam natomiast wrażenie, że wielu doświadczonych polityków popełniło już ten błąd. W końcu, czy ktoś wierzył, że Tusk osiągnie coś w polityce po odejściu z Unii Wolności?
O autorze
Uczeń III klasy o profilu prawniczym w V LO w Krakowie, członek zarządu oddziału krakowskiego OFM, pasjonat polskiej polityki, tenisista, ale tylko rekreacyjnie, miłośnik dobrego kryminału, liberał