Prawa wyborcze kobiet to temat, który pojawia się w ostatnich latach na ustach wielu osób. Mimo że od końca XIX w. są one przyznawane kolejno w coraz większej ilości państw, to nadal płeć żeńska w niektórych rejonach świata jest wykluczana z życia politycznego. Z racji, że 8 marca to ważny dzień dla kobiet, to chciałybyśmy poruszyć temat jak doszło do tego, że pomimo początków demokracji w starożytności, kobiety, m.in. w Polsce, prawa do uczestniczenia w niej uzyskały dopiero trochę ponad sto lat temu.
POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI.
Przenieśmy się na chwilę w czasie do starożytnych Aten, gdzie działał Klejstenes nazywany „ojcem demokracji”. Właśnie tam narodził się ustrój nazywany później zgrabnie demokracją. Obywatele greccy decydowali o wielu sprawach państwowych bezpośrednio, mogli wyrażać swoje zdanie w społeczeństwie, a żaden król nie był panem ich losu. Jest to dość kolorowy obrazek, jednak kluczowym w nim słowem okazuje być obywatel i to jak było ono w tamtych czasach definiowane. Obywatel to mężczyzna, powyżej 18. roku życia, który przy tym nie był cudzoziemcem lub niewolnikiem. Gdzie w tym wszystkim płeć żeńska? Zapewne w domu, opiekując się dziećmi czy zajmując się domem. Najprawdopodobniej wykluczenie kobiet już na samym początku wiązało się z tym, że aby uzyskać obywatelstwo Aten, należało uczestniczyć w kampanii wojennej. Kobiety, uważane za płeć słabszą oraz potrzebną do kontynuacji gatunku, zostawały w domu i nie miały szansy nawet do próby zdobycia praw, ponieważ nie były dopuszczane do bitew. Przeświadczenie to zostało zakorzenione w kulturze na bardzo długo, mimo że nawet już wtedy w innych polis bycie obywatelem nie było ściśle związane ze służbą wojskową.
Podobnie sytuacja miała się w starożytnym Rzymie. Bo choć wyznawany był tam kult kobiet, to nie miały one realnego wpływu na sytuację polityczną w imperium. Miejsca w senacie były zarezerwowane tylko dla mężczyzn, nie wspominając już nawet o pełnieniu żadnych funkcji na stanowiskach: króla, cesarza czy princepsa. Jak to w historii bywa to i zdarzały się przypadki wybitne, które mogły mieć odbicie na życie polityczne kraju. W tym przypadku mowa o Serwilii, matce Marka Brutusa i bliskiej przyjaciółce Juliusza Cezara, która miała bardzo duży wpływ na posunięcia polityczne całej rządzącej familii. Pomimo posiadania tak wielkiego autorytetu w sprawach państwa, nie uzyskała ona praw wyborczych, ani biernych, ani czynnych. Pomimo względnie szerokiej autonomii kobiety w Starożytnym Rzymie nie walczyły o prawa do głosowania. Według mnie może to i lepiej, bo towarzystwo konserwatywne mogłoby stłumić ich chęci bardzo szybko i nie można tu mówić tylko o karze grzywny, lecz również o ewentualnych brutalnych posunięciach w celu zduszenia „problemu” w zarodku.
We wczesnym średniowieczu sytuacja kobiet nie uległa zbyt wielkiej zmianie, tak samo jak to, że władcy i królowie musieli być wybitnymi wojownikami. Jednakże wpływy płci żeńskiej na politykę zaczęły się zwiększać i nie polegały tylko na wyrażaniu swojej opinii z ubocza. Pierwszym z większych osiągnięć kobiety w polityce oraz uzyskanie prawdziwego stanowiska decydenckiego miało miejsce na przełomie VIII i IX w. w Cesarstwie Bizantyjskim, gdzie Irena została pierwszą oficjalną cesarzową. W okresie pełnego średniowiecza już nawet w Polsce odczuwalne były wpływy kobiet, m.in. Dobrawy. Lekki przełom nastąpił w późniejszych okresach, kiedy to zauważalne były kobiety już nie tylko na stołkach z powodu swojego autorytetu, lecz również na polu walki. Książkowym przykładem jest tu Joanna D’Arc, która odegrała znaczącą rolę w wojnie stuletniej. W Polsce w tamtym okresie swoje chwile wielkości przeżywała Jadwiga Andegaweńska, piastując na stanowisku króla.
CO DALEJ?
Kobiety przez wieki powoli próbowały przebić się przez powłokę braku głosu w sprawach politycznych. Były wśród tego mniejsze, czy większe sukcesy, jednak nic co pozwoliłoby zakończyć podziały i dopuszczenie ogółu płci żeńskiej do wyborów. Zresztą ciężko się tutaj nie zgodzić z ich coraz mocniejszym wkurzeniem, buntem oraz chęcią zmiany. Na szczęście już z końcówką XVIII w. ten właśnie bunt zaczął przynosić znaczące zmiany. Zaczęło się od feministki i aktywistki działającej podczas rewolucji francuskiej. Olympe de Gouges napisała „Deklarację praw kobiety i obywatelki”, która była wręcz satyryczną wersją wydanej kilka lat wcześniej „Deklaracji praw człowieka i obywatela”. De Gouges mówi w niej o równouprawnieniu: „Wszyscy obywatele, włącznie z kobietami, są równie uprawnieni do piastowania godności publicznych, obejmowania stanowisk i urzędów, zgodnie z ich umiejętnościami i nie innymi przymiotami niż cnota i talenty”. Aktualnie są to w europejskich standardach naturalne rzeczy, niepodlegające dyskusji. Wtedy jednak nie było to tak oczywiste i na skutek swoich działań, Olympe została ścięta.
OSTATNIA PROSTA
Przeszło 70 lat po śmierci francuskiej aktywistki na Terytorium Wyoming (Stany Zjednoczone) kobiety otrzymały prawa wyborcze. To pierwszy przypadek legalizacji udziału w wyborach przez płeć żeńską. Warto dodać, że Terytorium Wyoming to nie jedyne miejsce, w którym do nadania praw wyborczych płci pięknej doszło w XIX wieku. Kolejnym była wyspa Man podległa Wielkiej Brytanii. Jak pokazuje historia, to właśnie Anglia i USA nadały tempa uzyskaniu pełni praw wyborczych kobietom. Na pewno słyszeliście o sufrażyzmie. Do postulatów sufrażystek należało nadanie pełnych praw do głosowania dla kobiet, a walczyły o nie na przełomie XIX i XX wieku. Ruch ten działał intensywnie na terenie Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Jego członkinie chętnie korzystały z metod niesubordynacji obywatelskiej, organizowały protesty i tworzyły licznego rodzaju petycje. Radykalną odmianę sufrażystki nazywamy sufrażetką, która wierzyła, że przemocą czy podpalaniem pustych budynków rządzący przychylniej spojrzą na omawiany w tym artykule problem. Stopniowo władza brytyjska ulegała wpływom sufrażystek, dlatego w 1918 roku przyznano nielicznej grupie kobiet prawo głosu, jednak dopiero 10 lat później przyznano wszystkim brytyjskim przedstawicielkom płci pięknej prawa wyborcze.
NA WŁASNYM PODWÓRKU
Polskie kobiety w walce o prawa wcale nie zostawały w tyle. Pierwsza organizacja zrzeszająca kobiety domagające się zmian powstała w roku 1891. Nielegalnie kobiety ze wszystkich trzech zaborów gromadziły się w Warszawie, aby dyskutować o tym, jak poprawić swoją sytuację. Realne skutki zaczęły jednak następować po 1905 roku i uzyskaniu przez kobiety prawa do zrzeszania się. Otwarcie więc mogły wyrażać swoje niezadowolenie. Jedną z głównych działaczek tamtego okresu była pisarka Zofia Nałkowska. Nie można też zapomnieć o Paulinie Kuczalskiej-Reinschmit, czyli założycielce Związku Równouprawnienia Kobiet. Aktywistki składały mnóstwo wniosków o przyznanie praw wyborczych, czy też pisały broszury i teksty z postulatami, jednakże bez skutku. W czasie I wojny światowej sytuacja nabrała wreszcie rozpędu, gdy duża część mężczyzn wyjechała. Wtedy to właśnie ich żony, córki czy matki musiały, oprócz opieki nad domem i dziećmi, zarabiać w celu wyżywienia rodziny (nie mówiąc już o utrzymaniu gospodarki, która potrzebowała siły roboczej). Może to właśnie dzięki temu, a może poprzez zwyczajną irytację brakiem głosu w społeczeństwie będąc jego członkiniami, Polki zrozumiały, że potrafią zajmować miejsce mężczyzn i powinny mieć swój głos w sprawach krajowych oraz zajmować stanowiska decydenckie. Już pod koniec walk w 1917 r. spotkały się na Zjeździe Kobiet Polskich oraz powołały Centralny Komitet Polityczny Równouprawnienia Kobiet. Spotkanie nie odbyło się tylko w gronie żeńskim, lecz zaproszono na nie polityków czy dziennikarzy. Wartym wspomnienia cytatem będą tu słowa Justyny Budzińskiej-Tylickiej: „Moment dziejowy, który obecnie przeżywamy, zbyt jest doniosłym, byśmy my, kobiety, my Polki, nie miały zaznaczyć swego stanowiska, określić swych zadań i żądać niezbędnych reform prawno-politycznych w tworzącym się państwie polskim […]”. Sukces nadszedł niedługo po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, a dokładnie 28 listopada 1918 r. Swój udział miał w tym dobrze wszystkim znany, wtedy Naczelnik, Józef Piłsudski. Podpisał się on bowiem pod dekretem przedstawionym przez Justynę Budzińską-Tylicką oraz Marię Chmieleńską. Uznano więc, mimo wielu wątpliwości, możliwość uczestniczenia czynnie, jak i biernie kobiet w wyborach. I tak więc już w najbliższych wyborach parlamentarnych stanowiska zajęło osiem kobiet: Jadwiga Dziubińska, Gabriela Balicka, Maria Moczydłowska, Irena Kosmowska, Anna Anastazja Piasecka, Zofia Moraczewska, Zofia Sokolnicka oraz Franciszka Wilczkowiakowa. Oczywiście nie zniosło to automatycznie nierówności między płciami oraz nie miało ogromnego wpływu na działanie państwa i decyzje w nim podejmowane. Był to jednak moment, w którym Polska zrobiła gigantyczny krok w stronę prawdziwej demokracji.
EFEKT DOMINA
Efekt domina definiowany jest jako sytuacja, w której jeden czynnik lub zdarzenie uruchamia wiele kolejnych zdarzeń. Tak stało się też z prawami wyborczymi kobiet, nie tylko w Europie, lecz na całym świecie. Kolejne państwa zaczęły legalizować udział ich w wyborach, były to m.in. Stany Zjednoczone wprowadzając w 1920 r. 19. poprawkę do Konstytucji. W XX w. właściwie w większości państw świata kobiety uzyskały swoje prawa. Nadal jednak proces ten trwa, najnowsze zmiany tego typu zaszły w Arabii Saudyjskiej w 2015 r.
CZY POSIADANIE PRAW WYBORCZYCH PRZEZ KOBIETY JEST WIĘC TAKIE OCZYWISTE?
Niestety nie. Ciągle wiele krajów, w szczególności Bliskiego Wschodu, pomija kobiety w sprawach politycznych. Autorytet mężczyzn często jest też połączony z wierzeniami, jednak jak widać na przykładzie Arabii Saudyjskiej, nie wolno tracić nadziei i walczyć o swoje prawa. Są one w końcu uznawane za podstawowe prawa każdego człowieka żyjącego w społeczeństwie. Myślę, że trafnie przedstawia to właśnie jeden z punktów Deklaracji Praw Człowieka, który mówi: „Każdy człowiek ma prawo do uczestniczenia w rządzeniu swym krajem bezpośrednio lub poprzez swobodnie wybranych przedstawicieli”.
O autorze
Uczennica drugiej klasy liceum, aktywistka, działaczka społeczna oraz miłośniczka wschodów słońca, kawy i programów pana Roberta Makłowicza. W wolnych chwilach szlifuje umiejętności gry na gitarze lub czyta. Reprezentantka Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, finalistka programu FLEX, współzałożycielka projektów WellNest i Beyond Borders.