Przejdź do treści

Powrót Bibiego – co oznacza dla Izraela i świata?

Na skutek wyborów parlamentarnych z listopada ubiegłego roku większość w Knesecie (izraelskim parlamencie) zdobyła prawicowo-syjonistyczna koalicja, której przewodzi partia Likud. To oznacza, że państwem żydowskim będzie rządzić Benjamin „Bibi” Netanjahu, szef tejże partii. Co to oznacza dla Izraela, Palestyńczyków, arabskich sąsiadów oraz ogólnie pojętej społeczności międzynarodowej?

Zanim odpowiem na to pytanie, warto sobie przypomnieć najważniejsze fakty na temat starego-nowego premiera. Bibi miał bardzo prężną karierę. Jako żołnierz Sił Obronnych Izraela walczył w wojnie Jom Kippur, po czym wyjechał na studia do USA. Jest absolwentem elitarnej uczelni – Massachusetts Institute of Technology (MIT), gdzie studiował zarządzanie. Po powrocie do ojczyzny pracował jako dyplomata, lider opozycji w Knesecie czy minister w rozmaitych rządach. Do tej pory dwa – w latach 1996-1999 oraz 2009-2021, sprawował urząd premiera Izraela. Tym samym jest on najdłużej urzędującym premierem w historii państwa żydowskiego (łącznie przez 15 lat).

Specyficzna koalicja

W 2021 roku jednak utracił władzę na rzecz innego prawicowego polityka, Naftalego Benneta, który wszedł w koalicję z Jairem Lapidem. Jednak po roku okazało się, że rząd tych dwóch panów, który tworzyła różnorodna politycznie koalicja, nie utrzymał się długo, co wykorzystał Netanjahu, tworząc własną koalicję i ostatecznie wygrywając wybory. W tym miejscu warto wyjaśnić jedną rzecz: wybory w Izraelu, podobnie jak te w Polsce, są proporcjonalne. Jednak w odróżnieniu od nas, próg wyborczy do Knesetu jest niski – wynosi on zaledwie 3,25%. Sprawia to, że do izraelskiego parlamentu regularnie dostają się liczne partie. Na przykład dzisiaj w liczącym 120 posłów Knesecie zasiadają członkowie 22 partii. Żeby więc utworzył się jakikolwiek rząd, trzeba utworzyć szeroką koalicję, która zbierze więcej niż 60 posłów.

Benjaminowi Netanjahu udało się ten cel zrealizować. Obecny rząd Izraela tworzy 8 partii, łącznie z największym Likudem, zrzeszając razem 64 przedstawicieli. Partie, które wchodzą w skład tej koalicji, są głównie skrajnie prawicowe, syjonistyczne, a nawet nacjonalistyczne. Jedną z nich jest Religijny Syjonizm (hebr. HaTzionut HaDatit), która chce włączyć Palestynę do Izraela i promuje ideę „Państwa żydowskiego”. Oprócz tego sprzeciwia się legalizacji małżeństw homoseksualnych z powodów religijnych, a także chce finansować naukę Tory. Inną taką partią jest Żydowska Siła (hebr. Ocma Jehudit), której program zakłada między innymi włączenie Autonomii Palestyńskiej do państwa Izrael oraz sprzeciw wobec tzw. „rozwiązania dwu-państwowego” (Two state solution), a także „pogłębianie żydowskiej tożsamości” u dzieci poprzez edukację.

Nowy rząd, nowe trudności

Nowa koalicja rządząca od momentu zawiązania wywołuje w Izraelu i za jego granicami wiele kontrowersji. Szczególną uwagę przykuła sama umowa koalicyjna nowego rządu. Już na samym początku pada stwierdzenie, że „tylko narodowi żydowskiemu przysługuje wyłączne i niezbywalne prawo do całej ziemi Izraela”. Komentatorzy wyrażali obawę, że może to być zapowiedź nie tylko do aneksji żydowskich osiedli na Zachodnim Brzegu, łamiących  prawo międzynarodowe (zob. art. 49 IV konwencji genewskiej), ale również przyłączenia do Państwa Izrael całego Zachodniego Brzegu, co stałoby w sprzeczności chociażby z porozumieniem z Oslo.

Zaprzysiężenie rządu premiera Netanjahu nie powstrzymało kontrowersji. Itamar Ben Gewir, obecny minister bezpieczeństwa wewnętrznego Izraela i lider wspomnianej wyżej partii Żydowska Siła, wszedł na Wzgórze Świątynne, wywołując oburzenie Palestyńczyków. Oprócz tego, minister sprawiedliwości Jariw Lewin (z Likudu) przedstawił plan osłabiający pozycję izraelskiego Sądu Najwyższego. Zakłada on, że większość w Knesecie może anulować jego wyroki, a także będzie miała większy wpływ na wybór nowych sędziów.

Konstanty Gerbert w niedawnej rozmowie z Dariuszem Rosiakiem dla „Raportu o stanie świata” wskazał na możliwą przyczynę chęci wprowadzenia przez Likud takich rozwiązań. Jest nią sam premier Netanjahu. Obecnie w jego sprawie toczy się kilka spraw sądowych, w których szef izraelskiego rządu jest oskarżony o korupcję i nadużycia władzy. Po ewentualnym dokonaniu tych zmian Kneset, w którym większość ma koalicja rządzona przez „Bibiego”, może oddalić ewentualny wyrok Sądu Najwyższego skazujący premiera na jakąkolwiek karę pieniężną lub pozbawienie wolności.

Zdaniem ekspertów ten ruch może podważyć demokratyczne podstawy państwa Izrael. Plan wywołał oburzenie Izraelczyków, którzy w akcie protestu wyszli na ulice głównie dużych miast, takich jak Jerozolima, Tel Awiw czy Hajfa.

Co z Ukrainą?

Często podnoszone jest w przypadku premiera Netanjahu podejście wobec Ukrainy. Nie wykazuje on bowiem ogromnej chęci wspierania naszego wschodniego sąsiada w wojnie z Rosją, nie tylko w kwestii wysyłki broni i amunicji. Eli Kohen z Likudu, nowy minister spraw zagranicznych, zapowiedział, że w sprawie konfliktu będzie „mówił mniej”. Planuje też spotkanie z Siergiejem Ławrowem. Uważa się, że za tak przyjaznym stosunkiem do Rosji kryje się kwestia bezpieczeństwa. Moskwa bowiem ściśle współpracuje z Iranem, którego Netanjahu uznaje za największego wroga Izraela. Od tego państwa Rosja dostaje broń, którą wykorzystuje w walce z Ukrainą, w zamian zaś dostarcza swój sprzęt do Teheranu. Izrael chce więc wpłynąć na Putina, żeby powstrzymywał Iran w kwestii ewentualnych ataków na państwo żydowskie.

Działania Benjamina Netanjahu napawają niepokojem. Mają one szansę poważnie zaostrzyć już i tak bardzo napięty konflikt z władzami palestyńskimi. Co więcej, jest też bardzo możliwe, że „jedyna demokracja na Bliskim Wschodzie” może również przeżyć kryzys związany z naruszeniem autonomii sądownictwa – jednego z filarów państwa demokratycznego. Nie wiadomo, jak to wpłynie na relacje z głównym sojusznikiem Izraela – Stanami Zjednoczonymi. W końcu Joe Biden, obecny prezydent, optuje za rozwiązaniem dwu-państwowym i promuje wartości demokratyczne.

Fot. Yonatan Sindel/AP 

O autorze

Krakowianin z urodzenia, student prawa na UJ. Pasjonat architektury, polityki, podróży, historii, literatury, muzyki i sportu. W wolnych chwilach szwenda się po ulicach Krakowa, słucha muzyki lub podcastów oraz czyta książki i gazety. Próbuje być pilnym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości oraz zapisywać swoje spostrzeżenia. Na łamach Gazety Kongresy pisze głównie o polityce międzynarodowej i krajowej oraz o historii.