Po niezwykle udanej premierze najnowszej płyty Dawida Kwiatkowskiego – „Pop Romantyk”, muzyk wyruszył w trasę koncertową. W siedmiu na dziewięć miast ogłoszono sold-out. Czy artysta sprostał oczekiwaniom fanów i dał występ na miarę prawdziwego romantyka?
„Nie istnieje ktoś taki jak ty”
Dawid Kwiatkowski, a właściwie na czas trwania koncertu Pop Romantyk, zabrał słuchaczy w świat pełen magii, w którym mogli wyrzucić z siebie wszelkie troski i chociaż na chwilę o nich zapomnieć. Już w trakcie wstępu do koncertu obiecał, że pokaże fanom swoją drogę. Oni w zamian mogli otworzyć dla niego swoje myśli oraz serca. Muzyk zapewnił, że tak będzie już zawsze, bo… „nie istnieje ktoś taki jak ty”.
I taki właśnie był cały koncert. Chociaż w łódzkim klubie Wytwórnia zgromadziły się setki osób, to każdy z osobna mógł odnieść wrażenie, że pojedyncza piosenka, nawet najkrótsze słowo jest wypowiedziane bezpośrednio do niego i dotyka jego własnych rozmyślań, problemów, lęków. Artysta stworzył show, obrazujące swoją drogę przez cierpienie, smutek, rozstanie, ale przede wszystkim pragnienie tej prawdziwej, i już ostatniej, miłości.
W trakcie półtoragodzinnego koncertu uczestnicy mogli usłyszeć najnowsze piosenki artysty, ale również powrócić do starszych przebojów. Usłyszeli, między innymi utwór „Na zawsze”, który pochodzi z pierwszego albumu Dawida, ale także „Idziesz ze mną”, rozpoczynający ostatni krążek piosenkarza. Koncert przeplatany był nagraniami, w których wybrzmiała, między innymi wypowiedź młodego Kwiatkowskiego, skierowana do niego z teraz. „Dałem ci wszystko to, co dzisiaj masz, choć wcale nie wiedziałem, że to robię”, „Cierpiałem, żebyś ty dziś wiedział, jak nie ranić” – to jedne ze słów, które padły podczas wprowadzenia do piosenki „Pobite Gary”, opisującej tęsknotę za beztroskim dzieciństwem. Nie zabrakło oczywiście wspomnień. Wizualizacja w postaci zdjęć małego Dawida na tle różnych rysunków czy liter, wyciętych z gazet, dodały jeszcze większego sentymentu za minionymi czasami.
„Nie wiem tylko skąd w Tobie ten romantyk”
Muzyk często wchodził w interakcje z fanami i żartował. Poruszał też tematy ciężkie, pokazując, że nie są sami podczas trudnych dni. Jak stwierdził – każdy, nawet on, został nie raz postawiony w miejscu, w którym zapytał: „Boże, dlaczego akurat ja?”. Był to wstęp do piosenki „Co zostało mi?”, podczas której w tle rozpościerał się górski krajobraz wraz ze wschodzącym słońcem. Właściwie to wszystkie piosenki zostały dopełnione widocznymi za artystą wizualizacjami oraz melodiami granymi na żywo przez zespół. Obok spokojnych i smutnych utworów, pojawiły się również mocniejsze brzmienia wygrywane przez elektryczne gitary wraz z perkusją.
Fani natomiast mogli wybrać piosenkę niespodziankę znajdującą się w jednej z trzech kopert. Los chciał, że padło na utwór „Każdy mały sen”, którego artysta nigdy oficjalnie nie udostępnił. Urozmaiceniem oraz nowością na koncercie była kamera, za pomocą której na ekranie pokazani zostali fani artysty. Nie zabrakło elementów kiss cam, konfetti w kształcie serc oraz wspólnego zdjęcia z całym zespołem muzyka.
Romantyczna dusza
Muszę jednak przyznać, że scena przed koncertem nie sprawiała wrażenia dostosowanej do charakteru płyty. Nie było na niej dekoracji utrzymanych w pastelowych barwach oraz motywów przysłowiowej „głowy w chmurach”. Odwrotnie do poprzedniej trasy, podczas której wszędzie widoczne były czerwone róże, nawiązujące do okładki płyty „Dawid Kwiatkowski”, teraz nie pojawiły się żadne rekwizyty. Fani widzieli tylko, znajdujące się na scenie, instrumenty oraz statywy z mikrofonami.
„Mniej czasem znaczy więcej” – chyba tych kilka słów przyświecało zarówno muzykowi, jak i jego zespołowi przy tworzeniu koncertu. Chociaż sceny nie upiększały żadne rekwizyty, to efekty świetlne oraz wizualne, w postaci wyświetlanych na ekranie filmów, stworzyły romantyczny, czasem nawet nostalgiczny, nastrój. Jakbym napisała, że nie jest to typowy Dawid Kwiatkowski, to bym skłamała. Przez cały występ artysta pokazywał prawdziwego siebie – wrażliwego Romantyka, tęskniącego za młodością i miłością. Podczas wstępu do koncertu każda osoba, zgromadzona w klubie, mogła poczuć się, jakby muzyk kierował słowa bezpośrednio do niej. Jakby właśnie ona znajdowała się w objęciach muzyka obiecującego, że więcej już jej nie puści. Wszystko za sprawą beżowej sylwetki, przytulanej przez Dawida, na której miejscu każdy mógł sobie wyobrazić siebie. Artysta stworzył bez wątpienia przestrzeń, w której każdy mógł być sobą, odsłaniając swego wewnętrznego romantyka.
Fot. nagłówka: Patrycja Karlińska/Gazeta Kongresy
O autorze
Studentka Dziennikarstwa Międzynarodowego na Uniwersytecie Łódzkim. Miłośniczka muzyki, koncertów i widowisk teatralnych, ale przede wszystkim pozytywna osoba, poszukująca swojej drogi w tym zwariowanym świecie.