Przetarła szlak i została legendą – przypominamy historię Poli Negri.
Swoje nazwisko w historii Hollywood Pola Negri zapisała złotymi zgłoskami. Chociaż pierwsze kroki w branży artystycznej stawiała w Warszawie, rozkwitła dopiero w Berlinie i Los Angeles. Do dziś pamiętana jest jako gwiazda kina niemego, barwna i kontrowersyjna celebrytka, a także jedyna Polka z tak imponującym dorobkiem w „fabryce snów”. Niejednokrotnie dzieliła plan filmowy z wielkimi postaciami ówczesnego świata amerykańskiej i niemieckiej kinematografii, a o jej względy zabiegali m.in. Rudolf Valentino czy Charlie Chaplin.
Zanim była Polą
Całkiem niedawno media obiegła wieść o występie Marcina Dorocińskiego w najnowszej odsłonie „Mission: Impossible”, gdzie zagrał u boku Toma Cruise’a. Nieco wcześniej epizod u Quentina Tarantino zanotował Rafał Zawierucha, Piotr Adamczyk dostał angaż w serialu Marvela, Joanna Kulig wystąpiła z Anne Hathaway w „She came to me”, a Tomasz Kot był o krok od głównej roli w filmie o Nikoli Tesli. Równocześnie swój debiut za oceanem realizował reżyser Paweł Pawlikowski, w dodatku angażując do tej produkcji Joaquina Phoenixa i Rooney Marę. Polskich akcentów w Hollywood zatem nie brakuje, ale czy w jakikolwiek sposób da się to przyrównać do statusu Poli Negri w tym środowisku przed stu laty?
Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, należy wrócić do samego początku, czyli momentu, w którym o Poli Negri nikt jeszcze nie słyszał. Był początek 1897 roku, kiedy na świat w Lipnie przyszła Apolonia Chałupiec. W małej miejscowości (wówczas rosyjskiej) pozostała do piątego roku życia, gdy po aresztowaniu jej ojca przez Rosjan i zesłaniu go na Syberię (ponoć za fałszerstwo rubli) wraz z matką przeniosła się do Warszawy.
Szkoła baletowa i zmiana szlaku
To właśnie w stolicy Apolonia zakochała się w sztuce, ale nie od razu w aktorstwie. Zaczęło się od lekcji tańca, do których matkę dziewczyny namówiło małżeństwo nauczycieli baletu. Apolonię wypatrzyli oni, kiedy ta robiła fikołki na osiedlowym trzepaku. Pola wyróżniała się talentem na tyle, że w pewnym momencie mogła spróbować swoich sił w „Jeziorze Łabędzim”, czy balecie „Coppelia”, gdzie wystąpiła brawurowo.
Aż w końcu w 1911 roku – po tym, jak dostała się do szkoły teatralnej – przyszedł czas na premierowy popis aktorski. Miał on miejsce w Teatrze Małym w komedii Aleksandra Fredry „Śluby panieńskie”, już oficjalnie pod pseudonimem zaczerpniętym od ulubionej poetki Apolonii, pochodzącej z Włoch Ady Negri. Recenzentom daleko było jednak do entuzjazmu. Widzowie i krytycy narzekali m.in. na dykcję i głos młodej artystki, który – jak oceniali – może uniemożliwić jej dalszą karierę.
Na szczęście sprzymierzeńcem talentu Poli od zawsze był Kazimierz Hulewicz, pełniący wtedy funkcję wiceprezesa Warszawskich Teatrów Rządowych. To głównie dzięki niemu niedługo później zamieniła deski Teatru Małego na te Wielkiego, gdzie pokazała się w pantomimie „Summurum”, a następnie w operze „Niema z Portici”. A kiedy kolejni widzowie zobaczyli ją w Teatrze Letnim i po Warszawie rozniosła się wzmianka o zdolnej, nastoletniej aktorce, otworzyły się furtki do kina.
Na wielkim ekranie
W 1914 roku, na kinowym ekranie pojawił się pierwszy film z udziałem Poli Negri, zatytułowany „Niewolnica zmysłów” w reżyserii Jana Pawłowskiego. Scenariusz do tej produkcji napisał zaś sam Kazimierz Hulewicz, który – jak pisze Justyna Kobus w „Tygodniku Interii” – „specjalnie dla niej napisał banalny scenariusz: historię dziewczyny, odnoszącej sukces jako tancerka i rzucającej narzeczonego dla milionera (który postanawia walczyć o jej miłość)”.
W tym czasie Negri podpisała również dwuletni kontrakt z wytwórnią „Sfinks”, czym zapewniła sobie występy w całej serii tzw. dramatów apaszowskich (uznawanych za łobuzerskie). W tytułach takich jak „Żona”, „Studenci” czy „Bestia” postacie Apolonii w zasadzie zawsze reprezentowały podobny, by nie powiedzieć identyczny, zestaw cech. Kobiety, w które wcielała się niespełna 20-letnia wówczas artystka, wpisywały się w rysopis femme fatale, raniącej uczucia zakochanych w niej mężczyzn i adoratorów.
Bądź co bądź przepustką Negri do wielkiego filmowego świata stały się wojenne okoliczności. Po zajęciu Warszawy przez Niemców wiele filmów reżysera Aleksandra Hertza, w których występowała, trafiło na rynek niemiecki. Był to podatny grunt dla jego twórczości, a mowa tu zwłaszcza o wspomnianej „Bestii”, która prędko skradła serca i trafiła w gusta widzów zza zachodniej granicy (tamtejsza prasa obwołała nawet Polę „polską Astą Nielsen”, czyli legendą kina niemego pochodzącą z Danii).
Berlin wita nową gwiazdę
Przeprowadzka polskiej aktorki do niemieckiej branży nie przebiegła wcale gładko. Zaproszenie jej do wystąpienia w nowej wersji „Summurum” w berlińskim Deutshes Theater w 1916 roku kolidowało przecież z obowiązującą umową ze „Sfinksem”. Pola była jednak na tyle zdeterminowana i uparta, że Hertz postanowił wytoczyć proces aktorce tylko po to, aby wręcz zmusić ją do pozostania w kraju (tym bardziej, iż spekulowano o jej kontrakcie z niemieckim studiem Saturn). A jednak: nawet takie zabiegi nie były w stanie zatrzymać żądnej atencji w filmowym przemyśle Poli.
Można uznać, że po wyboistym starcie, później już wszystko układało się w Niemczech pod jej dyktando. W „Summurum”, gdzie w błyskotliwy sposób wcieliła się w tancerkę, prowadził ją reżyser Ernst Lubsh, czyli jeden z bardziej znaczących niemieckich twórców ubiegłego wieku (swoją drogą on także później zaistniał w Hollywood). Fachowiec z Berlina miał niebywały instynkt i oko do aktorów i aktorek, przez co również w przypadku Apolonii się nie pomylił. W 1918 roku zaproponował jej główną rolę w filmie „Oczy mumii”, kręconym w Egipcie. Negri zagrała tamtejszą niewolnicę, po czym…zwróciła na siebie oczy całej Europy.
Będąc na ustach niemal każdego zakątka kontynentu, Chałupiec nie zamierzała osiadać na laurach. Finalnie w Niemczech wystąpiła w 22 produkcjach (w ciągu pięciu lat). Dzięki temu dorobiła się całkiem sporego majątku (z którym nie krępowała się obnosić, np. spacerując po ulicach z gepardem na smyczy, za co była nieszczególnie lubiana), a po premierze wielkiego międzynarodowego hitu „Madame DuBarry”, który w pierwszej kolejności urzekł publiczność za oceanem, jasne stało się, że europejskie kino robi się dla Poli Negri za ciasne.
Jak tworzyć, to historię
Do Hollywood miała dotrzeć w 1922 roku, podobno na zaproszenie samego Jesse L. Lasky’ego, szefa Paramount Pictures. Legenda głosi, że kiedy zakotwiczyła w Nowym Jorku, uczczono to odegraniem Mazurka Dąbrowskiego i wiwatem na jej cześć ze strony publiczności zgromadzonej w Metropolitan Opera.
Miłych akcentów w pewnym momencie zabrakło. Mowa tu o konflikcie z Glorią Swanson, nazywaną wtedy „królową Paramountu” i zdecydowanie najlepszą kartą w talii tego studia. Mimo to w przepychance między aktorkami i w walce o palmę pierwszeństwa większym tupetem wykazała się Negri, co sprawiło, że Swanson ostatecznie rozstała się z wytwórnią. I tym samym zwolniła Poli miejsce w branży.
Szczęśliwie zbiegło się to z przybyciem do Ameryki Lubitscha. Swój pierwszy film w fabryce snów zrobił bez Apolonii. Autor poniósł klęskę zarówno finansową, jak i artystyczną. Przez chwilę wydawało się nawet, że film „Rosita” okaże się jego ostatnią próbą za oceanem i zaraz z podkulonym ogonem wróci do Europy. Co więcej, na opus magnum polowała także polska aktorka, a więc aż prosiło się o powrót do współpracy etatowego duetu. Ponownie spotkali się zatem na planie „Cesarzowej”, w której rolą carycy Katarzyny Negri skierowała na swą postać błysk reflektorów i nagłówki gazet. Zaś na dokładkę amerykańska widownia dostała „Hiszpańską tancerkę”, tym razem pod batutą Herberta Brenona. Rozpoznawalność słowiańskiej artystki podrasował ponadto „Hotel Imperial”, który pod względem statusu i popularności niemalże zrównał Negri z takimi postaciami jak Chaplin czy Valentino.
Mówi się, że zarabiała wtedy nawet pół miliona dolarów rocznie, co w latach XX ubiegłego wieku plasowałoby ją na samym szczycie listy zarobków w Hollywood.
Dźwięk kresem sławy
Paradoksalnie unowocześnienie kina, którym było wprowadzenie dźwięku do filmów, wyznaczyło kres beztroskiej sławy i nimbu Poli Negri. W nowy rozdział kinematografii wstąpiła filmem „Na rozkaz kobiety”, który okazał się brutalną weryfikacją jej mankamentów. Znów powróciły słyszane w młodości zarzuty o słabą emisję głosu, a do tego pojawiły się pretensje o zbyt silny akcent.
Pod wpływem gorzkich komentarzy, Chałupiec po latach wróciła na niemiecki rynek. Był to czas dojścia do władzy Adolfa Hitlera, a że ten wręcz uwielbiał Negri na ekranie i miał największy wpływ na praktycznie wszystkie dziedziny życia społecznego i kulturalnego w Niemczech, zaczął zlecać obsadzanie Poli w kolejnych produkcjach (Mazurek, 1935; Madame Bovary 1937; Tango Notturno 1937).
Po wybuchu wojny ponownie zamarzyło jej się Los Angeles. Na decyzję nie trzeba było długo czekać: gwiazda najpierw przedostała się do Portugalii, a potem wskoczyła do tej samej rzeki.
Fabryka już nie daje
Z tym że w nastroje w Ameryce uległy zmianie i Apolonia nie miała już szans na powtórkę z rozrywki. Obywatele USA znaleźli sobie innych idoli, a ją (m.in. ze względu na plotki o płomiennym romansie z fuhrerem) zepchnęli na margines. Zdołała jedynie pokazać się w komedii „Hi Diddle Diddle” w 1943 r., lecz przełom nie nastąpił, a prawie dwie dekady później wystąpiła w „Księżycowych porządkach” (u boku swego geparda). W międzyczasie odmówiła np. młodemu, początkującemu Stevenovi Spielbergowi, mającemu chrapkę na Polę w nagrodzonym canneńską Złotą Palmą „Sugarland Express”.
Kiedy zrezygnowała z filmów, zaczęła grać w klubach. Poznała bogatą kompozytorkę Margaret West, która zaprzyjaźniła się z nią i zaproponowała wspólne mieszkanie w San Antonio w Teksasie. Negri musiała przyzwyczaić się na chwilę do nowego, mniej wystawnego życia, ale i to minęło. Po śmierci West cały majątek przypadł bowiem Poli, która trzeźwo zainwestowała pieniądze w firmę maklerską, dzięki czemu do ostatnich dni żyła w dostatku.
Celebrytka pełną parą
Życie osobiste i uczuciowe Negri było takie jak jej wizerunek: burzliwe i budzące zainteresowanie. Sam fakt, że trzy razy wychodziła za mąż, sporo mówi o dynamice miłosnych relacji Poli. Co ciekawe, tylko za pierwszym razem jej wybrankiem był Polak: Jan Kiepura, z którym jednak rozwiodła się po krótkim czasie. Kolejne małżeństwa też nie przetrwały długo. Najpierw polska aktorka próbowała szczęścia z baronem Georgiem M. Hoyosem, a później księciem Serge Mdivanim, z którym zaszła nawet w ciążę (niestety poroniła) i na chwilę zamieszkała w zamku we Francji.
W międzyczasie w życiu Negri wydarzyły się inne, wspominane do dziś i obrosłe kilogramami plotek i legend związki. Mowa tu o Charlim Chaplinie i Rudolfie Valentino. Uznaje się, że pierwszego poznała w wyniku stłuczki samochodowej, a ten w ramach przeprosin wysłał pod jej okno…hawajską orkiestrę. Niedługo potem Hollywood karmiło się wizją romansu dwóch wschodzących gwiazd kina, z tym że prawdopodobnie była to głównie fikcja.
Pola Negri i Charlie Chaplin/ Fot. AP Photo
Trochę inaczej sprawa wygląda z Valentino. Z nim Negri po raz pierwszy zobaczyła się na balu kostiumowym i obdarzyła go na tyle znaczącym uczuciem, iż do końca życia twierdziła, że Rudolf był jej jedyną prawdziwą miłością. Niestety – aktor zmarł tuż po trzydziestce w wyniku perforacji wyrostka robaczkowego i zapalenia otrzewnej. „Pola Negri pojawiła się na pogrzebie niemal w roli oficjalnej wdowy. Zamówiła cztery wiązanki kwiatów na grób, układające się w słowo P O L A, pozowała fotografom w dramatycznych pozach, mdlała… Gdy rzuciła się z krzykiem na otwartą trumnę, Amerykanie byli zniesmaczeni. Uznano, że zrobiła to dla reklamy” – opisuje Kobus w swoim artykule.
Fot. nagłówka: kobieta.pl
O autorze
Pochodzi z Krakowa, mieszka w Warszawie, studiuje prawo na UW. Interesuje się kinem, polityką i historią, sporo czyta i z zaciekawieniem śledzi wyniki rozgrywek piłkarskiej Ekstraklasy. W wolnych chwilach pisze i publikuje wiersze lub w nieskończoność odtwarza ulubione utwory na Spotify.