Przejdź do treści

„Paragony grozy”, czyli jak marketing strachu wpływa na nasze życie

Można powiedzieć, że sezon urlopowy jest już w pełni, co wiąże się z faktem, iż media społecznościowe zalewane są wakacyjnymi zdjęciami. Wśród postów przedstawiających ujęcia pięknych widoków, coraz częściej można jednak znaleźć i takie, które zawierają fotografie paragonów, obrazujących, zdaniem publikujących, drożyznę w polskich kurortach.

„Paragony grozy”, bowiem to o nich mowa, stanowią utrzymujący się już od kilku lat trend, który notorycznie powraca w okresie letnim oraz w okolicach długich weekendów, podczas których Polacy najczęściej udają się na dłuższe wyjazdy. W tym czasie lokale gastronomiczne przeżywają pewnego rodzaju oblężenie, gdyż oprócz stałych gości odwiedzają je też rzesze turystów oraz inne osoby, które jedzą na mieście tylko „od święta”. Wystarczy dodać do tego jeszcze fakt, iż po raz pierwszy od dwóch lat w trakcie wakacji nie obowiązują żadne pandemiczne obostrzenia, by stwierdzić, że wysyp „paragonów grozy” był nieunikniony.

MARKETINGOWA PROPAGANDA

Warto jednak zadać sobie pytanie, czy wszystkie treści związane z ogólnie pojętą drożyzną w turystycznych miejscowościach mają przełożenie na rzeczywistość. Oczywiste jest, że zamieszczone zdjęcia paragonów sfałszowane nie są, lecz rzadko kiedy towarzyszą im informacje na temat lokalizacji konkretnego punktu gastronomicznego, wielkości porcji itp. Są to informacje dość szczegółowe, które jednak mają znaczący wpływ na cenę. Każdy bowiem się zgodzi, że w restauracji ulokowanej przy głównej ulicy konkretnego miasta będzie dużo drożej niż w lokalu znajdującym się kilka przecznic dalej.

Popularne paragony grozy stanowią zatem nic innego jak kolejny przejaw marketingu strachu, z którym nagminnie można spotkać się zwłaszcza w mediach społecznościowych, ale również i w tych tradycyjnych. Polega on na zachęceniu użytkownika do nabycia konkretnego dobra poprzez przedstawienie oraz wyolbrzymienie wad produktu stanowiącego konkurencję, na przykład poprzez zaprezentowanie wysokich cen w nadmorskich kurortach można nakłaniać do spędzenia urlopu w górach. Kolejny raz zatem tylko i wyłącznie od odbiorcy zależy czy będzie ślepo podążać za napotkanymi informacjami, czy wręcz przeciwnie – będzie starać się samodzielnie je zweryfikować, by móc następnie osądzić, co faktycznie ma przełożenie na rzeczywistość.

INFLACJA A POZOSTAŁE KOSZTY

Nie da się jednak ukryć, że ceny w lokalach gastronomicznych, a zwłaszcza w tych nastawionych na największy zarobek z turystyki, są wysokie. Winić można za to samych właścicieli, którzy niejednokrotnie sztucznie podnoszą ceny w sezonie, by odnotować jeszcze większe zyski i zabezpieczyć się przed ewentualnym zastojem w ruchu turystycznym spowodowanym powrotem pandemii bądź innymi, nieprzewidywalnymi sytuacjami. Nie mniej jednak, każdy ma również świadomość, iż ceny, zwłaszcza produktów spożywczych, drastycznie wzrosły, a galopująca inflacja na ten moment nie zamierza wyhamowywać.

Wciąż jednak nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że na finalną cenę potrawy składa się nie tylko koszt produktów, ale również ogrom innych czynników. Marża narzucona przez restaurację ma wystarczyć bowiem na pensje dla zatrudnionych osób, pracujących niejednokrotnie za najniższą krajową, która z roku na rok wzrasta. Oprócz tego uwzględnić należy koszty wynajmu lokalu, ewentualne naprawy czy inwestycje w udogodnienia, takie jak klimatyzacja, bez których komfort wizyty w restauracji drastycznie spada. Nie możemy również zapomnieć, iż prowadzenie restauracji to biznes jak każdy inny, a zatem musi przynosić on dochód dla samego właściciela.

ŚWIADOMOŚĆ, ŚWIADOMOŚĆ I JESZCZE RAZ ŚWIADOMOŚĆ

Wzrost cen w obecnej sytuacji jest czymś nieuniknionym. Uderza on najbardziej w zwykłych obywateli, którzy nieustannie na własnej skórze odczuwają ciągłe podwyżki – zarówno podczas zakupów, jak i wizyt w restauracjach bądź w trakcie wakacyjnych wyjazdów. Nie zmienia to jednak faktu, iż jest to zjawisko, do którego w pewnym sensie zdążyliśmy, choć minimalnie przywyknąć. Wciąż jednak rzesze osób nie zdają sobie sprawy z tego, jak łatwo poprzez poruszanie drażliwych oraz niekomfortowych tematów dają sobą manipulować, co wyraźnie widać, chociażby na przykładzie „paragonów grozy”. Każdy odbiorca zatem oprócz umiejętności oceny prezentowanych informacji powinien również uodpornić się na konfrontację z marketingiem strachu, by swoją reakcją dodatkowo nie napędzać tej absurdalnej spirali.

O autorze

Ekstrawertyczna studentka dziennikarstwa, której wszędzie pełno. Laureatka LI Olimpiady Literatury i Języka Polskiego, uwielbiająca kontakt z ludźmi oraz aktywne spędzanie czasu. Pasjonatka górskich wędrówek, wciągających książek, a także słodkich wypieków. W wolnych chwilach również animatorka i stylistka paznokci.