Przejdź do treści

Oko za oko, rakieta za rakietę – irański atak na Izrael

wyrzutnia pocisków manewrujących Irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej

„Izraelski atak na irański konsulat był atakiem na Iran” powiedział tydzień temu szef libańskiego Hezbollahu. Izrael wie, że nadchodzi irańska odpowiedź. Zapowiedziana przez Hasana Nasr Allaha odpowiedź miała ona miejsce w nocy z soboty na niedzielę, czasu polskiego. Kilkaset pocisków manewrujących, dronów oraz rakiet balistycznych nadleciało nad Izrael. Był to moment, gdy Bliski Wschód wstrzymał oddech.

W nocy z 13 na 14 kwietnia (czasu polskiego), Iran wystrzelił łącznie 185 dronów, 110 rakiet balistycznych i 36 pocisków manewrujących. Celem były strategiczne instalacje i budynki rządowe w Izraelu. Teheran mścił się za śmierć swoich obywateli w Syrii.

Był to atak wyjątkowy z dwóch powodów. Pierwszy to skala – 331 środków rażenia to w końcu poważna liczba. Drugi to fakt, że ataku dokonał sam Iran. Przez wiele lat walki na linii Tel Aviv-Teheran toczyły się przez pośredników, bojowników Hamasu, Hezbollahu czy jemeńskiego ruchu Huti. Ostatnim razem Izrael padł ofiarą tak zmasowanego ataku innego państwa w roku 1973 (wojna Jom Kippur).

źrodło: oficjalna strona Sił Obronnych Izraela, https://www.idf.il/en/

Imponująca jest także szczelność izraelskiej obrony powietrznej. Rzecznik Sił Obronnych Izraela oświadczył, że strącono 99% dronów i pocisków, wystrzelonych na Izrael. Część miała zostać zniszczona jeszcze nad terytorium Syrii. W operacji udział bezpośrednio brały także i siły amerykańskie, brytyjskie, jordańskie i saudyjskie. Mimo że państwa te jeszcze kilka dni wcześniej „dość chłodno” wypowiadały się o rządzie Benjamina Netanyahu, tak teraz wsparły Izrael w obronie. Teheran mógł być zaskoczony właśnie taką sąsiednich krajów. Jordania broniła de facto własnego terytorium, nad którym przelatywały irańskie drony, jednak finalnie broniła także Izraela. 

Izrael i Iran na psychologicznym ringu

Atak na państwo Izrael był czymś, czego cały świat się spodziewał. Można by powiedzieć, że w wielu domach szykowano przekąski, aby śledzić to, co dzieje się na linii Tel Aviv-Teheran. Rakietowe uderzenie było bezpośrednią kontynuacją tego, co stało się dwa tygodnie temu w Syrii. 

1 kwietnia siły izraelskie zbombardowały konsulat Islamskiej Republiki Iranu w Damaszku. W ataku zginęło siedem osób, w tym dwóch wysoko postawionych funkcjonariuszy Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Korpus, obok regularnej armii, jest drugim filarem sił zbrojnych tego kraju. Jednym z jego zadań jest wspieranie zbrojnych ugrupowań islamskich na świecie. O wspieraniu Hamasu i Hezbollahu przez Iran pisałem w tym artykule

W myśl prawa międzynarodowego, budynki ambasad i konsulatów są terenem państwa wysyłającego, tak więc atak na nie równa się atakowi na samo państwo. To, że irański konsulat był również centrum operacyjnym dla oficerów, koordynujących operacje przeciwko Izraelowi, nie odebrało konsulatowi tego statusu. 

Ostatnie dwa tygodnie były jednymi z najbardziej nerwowych w regionie, ale i na świecie. Kolejne państwa, w tym także Polska, wydawały ostrzeżenia dla swoich obywateli, odradzając im podróże do Libanu czy Izraela. Kolejne kraje ewakuowały (i nadal ewakuują) personel ambasad. 

Lufthansa, Air France, Austrian Airlines i nasz rodzimy PLL LOT odwołały rejsy w tamten rejon świata. Później okazało się, że i tak nic by stamtąd nie przyleciało, bo zarówno Izrael, jak i inne państwa, zamknęły tymczasowo swoje przestrzenie powietrzne. 

Antony Blinken, sekretarz stanu USA, zwrócił się do swojego chińskiego odpowiednika, aby wykorzystał swoje wpływy do nakłonienia Iranu, by ten nie uderzał na Izrael. Do Tel Avivu przybył w czwartek Szef Centralnego Dowództwa Stanów Zjednoczonych, aby koordynować działania obronne sił amerykańskich i izraelskich. Amerykańskie siły w regionie weszły w stan wysokiej gotowości.

Iran także nie próżnował, nie tyle podnosząc napięcie, co starając się je zbalansować i tak rozegrać sytuację, aby nie stracić twarzy, a jednocześnie nie rozpętać wojny. Przez swoich partnerów Teheran przekazał wiadomość, że bazy US Army staną się celem ataku, jeśli Waszyngton wesprze Izrael w ataku na Iran. W świecie tamtych wypowiedzi było to jak najbardziej realne ryzyko. Wywiad alarmował, że Irański Korpus Strażników przemieścił kilkaset rakiet na pozycje startowe. 

Po południu czasu polskiego pojawiła się informacja, że Iran zajął kontenerowiec pływający pod banderą Portugalii, ale mający powiązania z Izraelem. Nie był to pierwszy taki ruch, ale w tak napiętej sytuacji, musiał być układanką większej całości. Jakiej, przekonaliśmy się kilka godzin później.

Reakcja świata

Atakiem na Izrael, Iran zyskał potężny kapitał polityczny w świecie muzułmańskim. Palestyńczycy zobaczyli, że ktoś o nich pamięta i że przeciwko ich wrogowi nie płyną jedynie słowa potępienia, ale również drony i pociski. Do tej pory państwa arabskie wypowiadały się z różną częstotliwością na temat konfliktu w Strefie Gazy, jednak nie szły za tym żadne konkretne działania. 

Teheran pokazuje siebie jako litera „Osi Oporu”. Teraz za słowami poszły również czyny. Tak więc poza sukcesem Izraela, który pokazał skuteczność swojej Żelaznej Kopuły, noc ataku była sukcesem także Iranu. 

Jednocześnie padło bardzo ważne zapewnienie ze strony irańskich sił zbrojnych. Rzecznik irańskiej armii stwierdził,  że przeprowadzili odwet za atak w Damaszku i nie planują następnych operacji przeciwko Izraelowi. Jednocześnie zastrzegł, że jakikolwiek atak na ich terytorium spotka się z jeszcze mocniejszą odpowiedzią. 

minister obrony Iranu generał Mohammad Reza Ashtiani w mundurze wojskowym
źrodło: Tehran Times

Jak wygląda reakcja innych graczy?

W czasie nocnej rozmowy Joe Biden powiedział premierowi Netanyahu, że jego kraj nie weźmie udziału w potencjalnym kontruderzeniu na Iran. Jest to zrozumiałe, a jednocześnie kontrastuje z zapewnieniami o bezwarunkowej pomocy i wsparciu, jakie płynęły zza oceanu jeszcze tydzień temu.

Izraelski ambasador przy ONZ, Gilad Erdan, wystosował prośbę o zebranie się Rady Bezpieczeństwa w celu przedyskutowania sytuacji po irańskich ataku. Najprawdopodobniej zbierze się ona w najbliższych dniach. 

Jednocześnie warto zauważyć, że sam Iran powołał się na artykuł 51 Karty Narodów Zjednoczonych, argumentując tym swoją odpowiedź na wcześniejszy izraelski atak w Syrii:

Żadne postanowienie niniejszej Karty nie narusza naturalnego prawa każdego członka Organizacji Narodów Zjednoczonych, przeciwko któremu dokonano zbrojnej napaści, do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony […]

A więc wojna?

Każdy, kto zajmuje się Bliskim Wschodem, zadaje sobie teraz pytanie „co dalej?”. W kulturze, gdzie żywe jest starożytne prawo „oko za oko, ząb za ząb”, brak odpowiedzi na policzek to słabość. Słabość, która może kosztować władzę albo i wolność.

Gabinet wojenny upoważnił już premiera Izraela oraz ministra obrony do decyzji na temat czasu i sposobu wykonania kontrataku na Iraku. Dotychczasowe wydarzenia mogły być jedynie uchyleniem puszki Pandory. Oficjalny atak na państwo ajatollahów będzie wstrząśnięciem tej puszki, a później jej szerokim otwarciem.  Szef sztabu irańskich sił zbrojnych już zapowiedział, że reakcja jego kraju na potencjalny atak będzie dużo mocniejsza niż to, co świat zobaczył ubiegłej nocy.

Trudno wyrokować, który scenariusz jest bardziej prawdopodobny. Z pewnością Stany Zjednoczone będą chciały zapobiec regionalnemu konfliktowi. Nie będzie on na rękę ani administracji Joe Bidena w przededniu wyborów, ani Pentagonowi, który będzie musiał przekierować część swojej uwagi jeszcze bardziej na Bliski Wschód.

Iran zdaje się nie dążyć do konfrontacji. Zapowiedzi o braku kolejnych działań korespondują z faktem, że wbrew tego co mówią liczby wystrzelonych pocisków, był to atak wyważony. Ajatollah Ali Chamenei, przywódca IRI musiał mieć świadomość, że system obrony powietrznej Izraela strąci większość jego rakiet.

źrodło: oficjalna strona Sił Obronnych Izraela, https://www.idf.il/en/

Dodatkowo mniej lub bardziej pewne informacje na temat środków i czasu ataku dochodziły do nas już od dawna. Wszystko to wygląda tak, jakby Teheran musiał zaatakować, aby pokazać swoją siłę, jednocześnie nie chcąc wywołać wojny. Podobną sytuację mieliśmy na początku 2020 roku, kiedy to proirańskie bojówki zaatakowały amerykańską bazę w Iraku. Iran, mszcząc się za zabójstwo generała Ghasema Solejmaniego, ostrzegł wcześniej Irak o ataku, wiedząc, że ta informacja wycieknie do Amerykanów. Tym sposobem ajatollahowie zachowali twarz, a amerykański personel życie. 

Dzika karta w talii

Teraz jednak sytuacja jest inna. Największą niewiadomą pozostaje „Bibi”, jak nazywa się czasami premiera Benjamina Netanyahu. Od lat panuje narracja, że Iran to odwieczny i nieprzejednany wróg, atakujący państwo Izrael. Teraz, gdy zaatakował, społeczeństwo z pewnością będzie chciało zemsty. Jakiej? Na ten moment nie wiadomo, ale nie musi być to odpowiedź równorzędna. Patrząc na mapę Bliskiego Wschodu, Izrael nie może trafić celów w Iranie, bez pokonania przestrzeni powietrznej Jordanii i Iraku. A żadne z tych państw nie będzie sobie życzyło izraelskich dronów, rakiet czy samolotów nad swoim terytorium. Być może Mossad otrzyma zadanie zabójstwa któregoś z oficerów lub naukowców. Nie byłoby to nic nowego, jeśli chodzi o zmaganie z Teheranem. 

Izraelski gabinet wojenny omawia sytuację po ataku Iranu
źrodło: Tehran Times

Z drugiej strony „Bibi” może chcieć wykorzystać Iran do odwrócenia uwagi od nierozwiązywalnego problemu z Palestyńczykami. Coraz głośniejsze są głosy, że to on jest winny porażki służb z 7 października 2023 roku i długotrwałej, bezowocnej wojny w Strefie Gazy. Teraz, po ataku, trzeba dokonać zemsty. Zemsty, która rozkręci spiralę odwetu na Bliskim Wschodzie. 

Jerozolima i okoliczne tereny pozostają święte dla wyznawców trzech największych religii: chrześcijańska, judaizmu i islamu. Na ironię zakrawa fakt, że mimo pokojowych przesłań powyższych wyznań, Ziemia Święta od lat nie zaznaje spokoju. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że najbliższe dni nie będą początkiem czegoś, co w islamie nazywa się Al-Malhama Al-Kubra (Największa bitwa).

Fot. nagłówka: Jerusalem Post

O autorze

Student kierunku Bezpieczeństwo Międzynarodowe i Dyplomacja.
Chce pisać o świecie i o ludziach, którzy go tworzą.
Prywatnie mól książkowy, koneser herbat oraz wielbiciel dalekich i bliskich podróży.