Przejdź do treści

Nieśmiałość, czyli stara epidemia

woman in black long sleeve shirt covering her face

Przypominam sobie wiele sytuacji z okresu wczesnego dzieciństwa, kiedy to moja nieśmiałość dała się we znaki. Pójście do sklepu i zapytanie ekspedientki o cokolwiek powodowało nadmierną potliwość, ból brzucha czy negatywne uczucia na swój temat – „czy dobrze wypadłem?” Na szczęście, wraz z dojrzewaniem, stres związany ze sytuacjami społecznymi zaczął zanikać, i teraz rozmowa o błahych rzeczach nie sprawia mi żadnego problemu. Można powiedzieć, że przezwyciężyłem młodzieńczą nieśmiałość.

Amerykańskie badania wskazują na to, że nieśmiałość jest zjawiskiem powszechnym. Ponad 80% spośród 5000 badanych stanfordzkim kwestionariuszem nieśmiałości twierdziło, że czuli się nieśmiali w jakimś okresie swojego życia, a 40% spośród nich uważało się za „obecnie nieśmiałych”. Z badań amerykańskiego psychologa Philipa Zimbardo wynika, że bez względu typ osobowości czy różnice kulturowe, nie znalazła się grupa ludzi, w której mniej niż 25% opisywałoby się jako „obecnie nieśmiały”. Zimbardo określa nieśmiałość jako podstępny problem osobisty, który urasta do rangi epidemii społecznej. Ludzie dotknięci nieśmiałością natrafiają w życiu na różnorodne problemy związane z komunikowaniem się z innymi – ze zdobyciem zawodu czy w ogóle funkcjonowaniem w pracy. Leżąca u podstaw nieśmiałości silna niewiara we własne siły powoduje, że mają oni trudności z realizacją swoich planów i nie wykorzystują swoich możliwości.

Dystans i bliskość

Badacz i psychoterapeuta, Leonard Horowitz, rozróżnia dwie kategorie zachowania, które leżą u podstaw wszystkich relacji interpersonalnych: zachowania zmierzające do zmniejszenia dystansu między ludźmi – działania określane jako typu C (ang. closer) i zachowania zmierzające do zwiększenia tego dystansu – działania określane jako typu D (ang. distance). Zachowania typu C pojawiają się tam, gdzie jest chęć współpracy, współdziałania, zbliżenia, zgody, dzielenia się, i wreszcie, miłości. Zachowania typu D – w miejscach, gdzie jest dystans, niezgoda, brak zaufania, dezaprobata, krytycyzm i wrogość.

Czasem zachowania typu D stanowią bariery, które inni muszą chcieć pokonać, zanim okazane zostanie ciepło typu C. Czasem znów osoba nieśmiała wysyła równocześnie dwa sygnały: „Odejdź – Potrzebuje cię”. Może to być niezamierzone tak, jak w przypadku reguły „zawsze ranimy tych, których kochamy”. Może to też być taktyka ochronna, co widać w stwierdzeniu młodego mężczyzny, z którym Zimbardo miał kontakt:

Mam silną potrzebę potwierdzania uczuć. Żeby czuć się bezpiecznie w przyjaźni z drugą osobą, potrzebuję z jej strony mnóstwa pozytywnych sygnałów. Czasem celowo robię różne dziwne rzeczy, żeby upewnić się o wsparciu przyjaciela i mojej własnej niezależności.

Oszukiwanie własnego ego

Te „dziwne rzeczy” mogą być nie tylko testem przyjaźni, lecz także częścią nieświadomego planu, którego celem jest zapewnienie sobie porażki. Wiele osób tak bardzo boi się porażki, że unika sytuacji, które niosą ze sobą choćby najmniejsze jej niebezpieczeństwo – porażki zawodowej, towarzyskiej, czy erotycznej. Gdy sytuacji takiej nie da się łatwo ominąć, pojawia się czasem efekt paradoksalny – człowiek wkłada zbyt mało wysiłku w zdanie egzaminu, czy uzyskanie odpowiedniego stopnia. W ten sposób porażkę można przypisać temu, że za mało się pracowało, a nie temu, czego naprawdę się obawiamy – braku zdolności. W ten sposób łatwiej jest wytłumaczyć sobie ową porażkę, a także uniknąć nieprzyjemnych sytuacji związanych z ocenianiem jej przez innych ludzi. Czasem obawa przed porażką miesza się z obawą przed sukcesem, gdy sukces oznacza zmianę statusu, nowe sposoby działania, porzucenie starych dobrze znanych ścieżek i podjęcie wyzwania, które stawia przed nami nowe i nieznane.

Szkolne imprezy

Każdy z nas uczestniczył choć raz w klasycznej, szkolnej zabawie – z muzyką dyskotekową, coca-colą i przyciemnionym światłem. Niepisaną zasadą było dobranie odpowiedniego ubioru na wyjątkową imprezę. Dziewczęta, które zamiast swoich zwykłych dżinsów miały na sobie sukienki, natychmiast siadały po „damskiej” stronie parkietu. Chłopcy, w sportowych marynarkach i „pod krawatem”, szybko zgromadzili się w strefie „męskiej”.

Przypomina mi się jedna sytuacja – przez dziesięć minut muzyka grała, ale nikt nie złamał szeregów. Następnie grupa chłopców ruchem gąsienicy zaczęła przesuwać się wzdłuż brzegu parkietu w kierunku „damskiego” terytorium. Dziewczęta obserwowały ich ostrożnie.

Idź pierwszy – powiedział ktoś.

Nie zmuszaj mnie. Pójdę, jak będę gotowy.

Ty, ona na Ciebie patrzy.

Wreszcie, jakiś chłopiec zapytał dziewczynę, czy z nim zatańczy i lody zostają przełamane. Muzyka jest szybka i dobrze im się razem tańczy. I już gąsienicowa formacja zaczyna się rozpraszać, już inni chłopcy decydują się wykonać ten wielki krok. Pije się colę, słychać nerwowe śmiechy. Muzyka jest głośniejsza i szybsza, i w końcu parkiet jest prawie pełen, z wyjątkiem dwóch dziewcząt, które usadowiły się w tylnym rzędzie, i „podpierały ściany”. Żeby się do nich dostać, chłopiec musi wykazać więcej wytrwałości i osobistego zaangażowania niż w przypadku dziewcząt z pierwszego rzędu. Okazuje się, że dziewczęta te należą do najbardziej nieśmiałych. Dobrze ilustrują siłę samospełniającego się proroctwa: równie dobrze mogę usiąść z tyłu, bo i tak nikt nie będzie chciał ze mną tańczyć. I pewnie, że nikt ich nie poprosi do tańca – zapuściły korzenie w ogrodzonej strefie, w której nigdy nie rozkwitną.

Sytuacja była swego rodzaju „grą”. I choć wtedy tak tego nie postrzegałem, to teraz zauważam jej komiczność. Każdy uczestnik zabawy walczył z nieśmiałością – ci, którzy jako pierwsi zaczęli tańczyć, zazwyczaj wychodzili ostatni. Byli najbardziej zadowoleni. „Podpierający ściany” bawili się najgorzej. U osób chronicznie nieśmiałych, biorących udział w takich zabawach, proces podejmowania decyzji o poproszenie do tańca jest nadmiernie uświadamiany, gdyż za bardzo przejmują się one tym, czy są odpowiednie i do zaakceptowania. Osoby takie w jaskrawy sposób wyobrażają sobie wszystkie okropności, które mogą wyniknąć z kontaktu i są obsesyjnie skoncentrowane na relacji zysków i kosztów wynikających z kontaktu z każdym.

Małe jest jednocześnie duże

Z tego samego powodu Zimbardo utożsamia pojęcie nieśmiałości ze strachem przed ludźmi, który może obejmować szerokie kontinuum psychologiczne: od okazjonalnego uczucia skrępowania w obecności innych ludzi do traumatycznych okresów lęku, które całkowicie niszczą życie jednostki. Wyniki badań z kolei pozwoliły mu sformułować wnioski co do rozpowszechnienia zjawiska oraz odpowiedzieć na pytania, kto jest nieśmiały i jak nieśmiałość wpływa na ludzi. Zimbardo stwierdza, że nieśmiałość może być postrzegana jako rodzaj skromności, bezpretensjonalności, dyskrecji. Jak wynika z jego badań, niektórzy ludzie odkryli zalety nieśmiałości i wybrali taki styl życia.

Skutki nieśmiałości

Wielu z nas ma swoje lęki – boimy się latać, boimy się ciemności i różnych innych rzeczy. W przypadku większości z nas są jednak sposoby na przystosowanie się do tych fobii. Osoba z lękiem wysokości może mieszkać na farmie lub w piwnicy. Osoby, które boją się latać, mogą jeździć pociągami. Osoby bojące się węży mogą mieszkać w miastach, a ci, którzy boją się ciemności, mogą spać przy zapalonym świetle. A co z tymi, którzy boją się innych ludzi? Unikając skutecznie przedmiotu swoich obaw, nieśmiali skazują siebie na bycie obcymi w obcym kraju. I płacą za to.

O autorze

Przewodniczący Młodzieżowej Rady Miasta Płocka. Entuzjasta literatury.

Przewodniczący Młodzieżowej Rady Miasta Płocka. Entuzjasta literatury.