W cztery lata dżuma uśmierciła 50 milionów Europejczyków. Wymiotła głównie osobniki słabe i schorowane. Pozostawiła młode, zdolne do pracy, o lepszym zestawie genów. Geny te przekazali oni swojemu potomstwu, tworząc pokolenie zdrowsze, bardziej odporne, chciałoby się powiedzieć – „lepsze”. Z czasem znacząco poprawiła się jakość życia tych, którzy epidemię przetrwali i tych, którzy urodzili się już po niej. W Anglii, wskutek braku rąk do pracy, zakończyła się epoka pańszczyźnianego wyzysku.
Z kolei dwuletnia epidemia hiszpanki zgarnęła o wiele większe żniwo niż I wojna światowa. Szacunki śmiertelności są różne i wynoszą od 25 do nawet 100 milionów ofiar. Z chorobą miała styczność jedna trzecia populacji świata. Po jej zakończeniu nastąpił okres wielkiego rozkwitu kultury i sztuki. Szalone lata dwudzieste to epoka jazzu, Hemingwaya, Fitzgeralda, art déco, charlestona i wielkich przyjęć, jakie znamy, chociażby z historii o Wielkim Gatsbym.
Pandemia koronawirusa nadal trwa, ale życie już straciło 1,87 miliona ludzi. Chociaż to zdecydowanie jeszcze nie koniec, powoli możemy mówić o skutkach. Ludzie bardziej doceniają relacje z innymi, zwiększa się też świadomość higieny. Firmy w większym stopniu wykorzystują potencjał pracy zdalnej, a duża część konsumentów deklaruje chęć wspierania lokalnych przedsiębiorców, również po zakończeniu pandemii. Kto wie, jakie jeszcze zmiany nas czekają?
Z pewnością w każdym wielkim wydarzeniu w historii ludzkości można znaleźć pozytywne skutki. Można też przytoczyć słynne „co cię nie zabije, to cię wzmocni” i uznać, że ci, którzy podczas epidemii nie stracą życia, wyjdą z niej silniejsi, ale czy na pewno? I czy w ogóle możemy rozpatrywać taki problem, patrząc na ogół ludzkości? Gdzie w tym wszystkim miejsce dla zwykłego człowieka i jego doświadczeń?
Pozostawanie w domu, brak rzeczywistego kontaktu z innymi ludźmi, stała niepewność, stres i obawy – to wszystko składa się na problemy psychiczne coraz większej liczby ludzi, głównie młodych. Niestety zdrowie psychiczne nadal jest w Polsce tematem tabu. Podczas gdy na każdym kroku słyszymy o problemach ze zdrowiem fizycznym, o psychice mówi się niewiele, w dodatku bardzo ogólnikowo. Izolacja ma chronić nas przed zakażeniem koronawirusem, a co ochroni nas przed depresją i lękiem społecznym? Jeśli fizycznie wyjdziesz cało z epidemii, ale w Twojej głowie pojawią się tak poważne zmiany, to czy aby na pewno będziesz silniejszy?
Biznesy upadające z dnia na dzień, masowe zwolnienia, bankructwa i betonowe koła ratunkowe od rządu – to właśnie konsekwencje zamykania gospodarki. I to nawet w tych z branż, które wykazały pełną gotowość do działania w reżimie sanitarnym. Jednak przede wszystkim są to kolejne dramaty zwykłych ludzi. Tych, którzy stracili pracę i tych, którzy musieli zwalniać. Tych, którzy słyszą, że inni mają gorzej i powinni się cieszyć, że nie są chorzy. No i że co ich nie zabije… Oni przez długi czas będą próbowali podnieść się z kolan i odbudować to wszystko, co stracili. I może kiedyś, za wiele, wiele lat spojrzą wstecz i pomyślą, że to doświadczenie jakoś ich wzmocniło, ale jakim kosztem? I nie mówię tutaj tylko o pieniądzach.
Tak naprawdę każdy z nas może teraz wyciągać wnioski i robić postanowienia: dbania o higienę i odporność, doceniania swoich bliskich i swojej pracy, korzystania z życia, póki można. Więc cała ta sytuacja może nas wzmocnić… w bardzo odległej perspektywie. A na drodze do tego wzmocnienia czeka to wszystko, z czym będziemy się mierzyć przez kolejne lata – nadwyrężona służba zdrowia, plajty biznesów, zmiany w psychice. Nie są to przecież rzeczy, z którymi poradzimy sobie ot tak i będziemy cieszyć się nowym, lepszym życiem.
Wszystko to, co kiedyś może okazać się pozytywnym skutkiem epidemii koronawirusa, dzisiaj jest dramatem prostego człowieka. Tego, który stał na skraju zdrowia fizycznego, psychicznego czy został pozbawiony dochodów. Którego nikt nie pytał, czy może chciałby poświęcić tyle dla potencjalnego lepszego życia przyszłych pokoleń. Którego wirus co prawda nie zabił, ale odcisnął na nim swoje piętno. I znów chciałoby się temu człowiekowi powiedzieć: „Co cię nie zabije, to cię wzmocni”. Problem w tym, że konkretnie jego to nie wzmocni. I ten zwykły człowiek wcale nie wyjdzie z tego silniejszy.
O autorze
Interesuję się psychologią, procesami społecznymi i marketingiem, a moją największą pasją jest teatr. Pracuję nad różnymi projektami artystycznymi, działam też w lokalnym sztabie WOŚP i Młodych Libertarianach.