Znowu wybory. Ulice są zaklejone, słupy reklamowe owinięte mundurkami z wyborczych plakatów niczym potężna cebula. Maraton wyborczy nabiera prędkości, ale nasza wiedza na temat tego, na kogo realnie głosujemy, jest naprawdę nikła. Przecież i tu, i tu dają karteczki, i tu, i tu głosujemy na partię, a nie na jednostkę, a przecież tak czy siak to nie ma znaczenia, bo nasze serce podporządkowane jest jednej opcji politycznej, na której przedstawicieli głosujemy w każdych wyborach.
Samorządowe, nie parlamentarne!
Postawa, którą ironicznie opisałem w leadzie, jest bardzo powszechna i bardzo szkodliwa. Nie wiemy, na kogo głosujemy, nie wiemy kto, ma jakie uprawnienia. W zasadzie ogromną bolączką Polaków jest to, że kierujemy się sercem, a nie rozumem. W wyborach parlamentarnych wybieramy partię pod kątem naszego całościowego światopoglądu, a nie lokalnych potrzeb. Co z tego, że kandydat partii „X” kiedyś ładnie mówił o prawach człowieka, popiera legalizację aborcji do 12. tygodnia życia, jest za związkami partnerskimi i podniesieniem PKB na zdrowie, skoro przez ostatnie kilka lat zabetonował place, powycinał parki i oddał wiele cennych terenów z potencjałem na dalszy rozwój w ręce pazernych deweloperów.
Może lepiej postawić „X” w miejsce kandydata, który nie miał okazji wypowiadać się na te główne tematy światopoglądowe, ale od lat działa społecznie w mieście, jest za modernizacją infrastruktury dla osób z niepełnosprawnościami, chce zazielenić miasto i po prostu w rzetelny i konkretny sposób odpowiedzieć na potrzeby mieszkańców?
Ci z Ruchów Miejskich to jacyś dziwni…
Lepiej nie. Przecież nie znam nazwy tego komitetu wyborczego, a jego przedstawiciele tak negatywnie wypowiadali się o kandydacie, na którego chciałem zagłosować! Nie daj Boże, jakiś z PiS-u, a jak nie to pewnie zaraz to samo będzie mówił co oni. Otworzę listę mojej ulubionej, dużej partii, postawię „X” przy jedynce, bo tam przecież zawsze jest najlepszy kandydat i na pewno nie pożałuję swojego wyboru.
To nie tak, że przez ostatnie sześć lat kląłem za każdym razem, gdy schody ruchome w moim rodzimym mieście znowu nie działały. To nie tak, że wściekałem się w sekcji komentarzy, gdy znowu obcinano kursy autobusów miejskich. Wcale nie denerwuje mnie jak upadają klimatyczne lokale, sklepy, restauracje, piekarnie, cukiernie… Ani razu nie miałem sytuacji, w której chciałem pójść do teatru, ale ceny biletów wybiły mi ten pomysł z głowy.
Nie wiem, co się dzieje w moim mieście, ale jakby ten kandydat coś robił, przecież bym o tym wiedział!
Płacę przecież niski czynsz. Mój tramwaj nigdy się nie wykoleja, a autobusy zawsze przyjeżdżają na czas. Nie wycięto ani jednego drzewa. Poprawka. Ani jednego ZDROWEGO drzewa. Przecież kandydat mojej partii mówi, że one były już chore, że już zagrażały samochodom zaparkowanym na tym parkingu. Tak, dokładnie na tym parkingu, gdzie kiedyś był całkiem fajny skwer, ale już go nie ma. Pewnie dlatego, że ludzie tam nie przychodzili i bardziej przydał się kierowcom.
Ale ten kandydat z ruchów miejskich to jakiś nie mój. Nie słyszałem w ogóle o nim przez ostatnie lata. To nie tak, że wcale nie czytam prasy lokalnej, nie śledzę tego, co dzieje się w mojej okolicy. Rada osiedla? Coś takiego w ogóle istnieje? Pewnie dla miasta nic nie zrobił. Narzeka tylko, hejter jeden, a sam nic nie umie. Ciekawe, skąd on w ogóle ma kasę na tę kampanię, pewnie Kaczyński sam druczek do przelewu wypełniał.
_____________________________________
Wystarczy. Tak, w tym artykule wyśmiewam postawę ślepego głosowania w samorządowych na to samo, co w parlamentarnych, prezydenckich i europarlamentarnych. Oczywiście – ślepo. Wcale nie wykluczam możliwości, że program partii, którą wybraliśmy w wyborach parlamentarnych również pasuje nam najbardziej w kontekście naszego regionu.
Zauważyłem jednak, że wiele wyborców zachowuje się jak dzieci, które zjadły jedną potrawę, która bardzo im zasmakowała i chcą ją jeść na każdy możliwy posiłek. Na potrzebę artykułu uznajmy, że to parówki i pajda chleba ze szczypiorkowym serkiem kanapkowym i plastrem pomidora.
Nie jedzmy wyłącznie parówek, szanujmy się
Nie przeczę, że fajnie zjeść parówkę na śniadanie, sam to czasem praktykuję, ale zapewne gdybym był rodzicem i moje dziecko chciało jeść te nieszczęsne parówki jeszcze na obiad, deser, kolację i następnego dnia to samo od rana, to zapewne sięgnąłbym po broń ostatecznego rażenia, mianowicie pokazałbym zdjęcia czy filmy ukazujące, z czego te parówki powstają.
Tak samo trzeba zrobić w wyborach samorządowych. Głosowałeś na KO w parlamentarnych? Świetnie, ale to nie oznacza, że ich propozycja dla samorządów również przypadnie Ci do gustu. Co musisz zrobić, żeby dowiedzieć się, czy tak się stanie? Uwaga, uwaga, szanowni państwo – przeczytać program! A jeżeli nie jest udostępniony szerszemu gronu, pytać się kandydatów na ulicach, od czasu do czasu obejrzeć spotkanie wyborcze, czytać lokalną prasę i orientować się w tym, co dzieje się w naszej najbliższej okolicy. Na jeden dzień przez pięć lat jesteśmy trochę jak greccy Bogowie z Olimpu, bo poprzez jednego „X” decydujemy czy chcemy ten buspas, czy nie, czy tam postawić plac zabaw, czy lepiej boisko, wybudować pomnik Jana Pawła II z dopiskiem w stylu „W 1986 roku, w tym miejscu Jan Paweł II zjadł mentosa, a następnie popił go colą”, czy może skatepark już bez żadnych podpisów.
Czytajmy programy wyborcze, orientujmy się, bądźmy świadomi, jaką przyszłość wybieramy dla naszego otoczenia poprzez tego jednego „X”. To serio ważne. Ktoś mądry powiedział kiedyś „myśl globalnie, działaj lokalnie”. Jeżeli chcemy, żeby na świecie było lepiej, zacznijmy od tego, co jest najbliżej nas.
Fot. Nagłówka: Unplash/Cyrus Crossan
O autorze
Piszę o polityce, sporcie, sprawach społecznych, kebabach, młodych ludziach i Polsce moich marzeń. Próbuję być publicystą. Lubię historię, od czasu do czasu coś pogotuję. Moje kibicowskie serce jest podzielone między Lecha Poznań a Liverpool FC. Torunianin z urodzenia, Poznaniak z wyboru.