Przejdź do treści

NFT i niewymienialna Planeta A

Przerwa w koncercie. Tłum zdezorientowanych fanów obserwuje Steve’a Aokiego, który zza konsoli wymachuje telefonem. DJ zapragnął pochwalić się świeżo nabytą grafiką przedstawiającą różowego kosmitę, jakby wyjętego wprost ze średnio ambitnej kreskówki. Za NFT popularny muzyk zapłacił blisko milion dolarów.

Wygenerowany sukces

NFT (Non-Fungible Token, Niewymienialny Token) to rodzaj certyfikatu, który stanowi potwierdzenie własności cyfrowego obiektu. Ma postać niepodrabialnego zaświadczenia, więc nie da się go idealnie skopiować. W wyniku próby powielenia otrzymamy bowiem plik o innych danych. Unikatowy dowód posiadania nie oznacza jednak, że niemożliwe jest kopiowanie przypisanego do certyfikatu dobra. Chociaż taka sytuacja może budzić wątpliwości, grono użytkowników NFT dynamicznie się zwiększa.

Jedna z pierwszych zawrotnych kwot związanych z niewymienialnymi tokenami padła w domu aukcyjnym Christie’s. Certyfikat posiadania zbioru prac Mike’a Winkelmanna (szerszej znanego jako Beeple) sprzedano za równowartość ponad 280 milionów złotych.

Sztandarowym przykładem wzrostu popularności certyfikatów jest Bored Ape Yacht Club (BAYC). Do grona członków-nabywców dołączają liczni celebryci, wydając przy tym niebotyczne sumy. Wchodzą w posiadanie grafiki przedstawiającej jedną z taśmowo generowanych małp, które są schematyczne i znudzone – być może właśnie od mdłej losowości.

NFT zawitało również do Polski, czemu towarzyszy żywa – i raczej nieprzychylna – reakcja odbiorców. W ostatnim czasie szczególnie głośnym echem odbiło się wykupienie uczestnictwa w Fancy Bear Metaclub m.in. przez Krzysztofa Gonciarza i Magdę Gessler. Kontrowersje w najbliższym czasie się nie zakończą – sprawę zbada bowiem UOKiK.

Druga Holandia

Niepokoje związane ze wzrostem popularności certyfikatów wzmaga troska o środowisko. NFT opiera się przede wszystkim na sieci Ethereum, która weryfikuje transakcje algorytmem Proof of Work (PoW). Brzmi to niegroźnie, póki nie uświadomimy sobie gigantycznych poborów energii, koniecznych do przeprowadzenia procesu.

Bezpieczeństwo wspomnianego PoW warunkuje przede wszystkim ogromna liczba obliczeń, które wykonują komputery rozmieszczone na całym świecie. W efekcie monstrualny pobór energii sieci Ethereum jest porównywalny do rocznego poboru Holandii, a rozmiary tworzonego śladu węglowego w niczym nie ustępują szwedzkiemu odpowiednikowi.

Możliwe jest jednak korzystanie z cyfrowych poświadczeń własności bez zabiegania o katastrofę klimatyczną. Znacznie mniej obciążający algorytm Proof of Stake stosuje sieć Tron, na której opierać się będzie zapowiedziany nowy standard NFT.

Na skutek wzmożonej krytyki, która przejawiała się np. w antybitcoinowej deklaracji Elona Muska, sieci pokroju Ethereum zapowiedziały zmianę profilu zużycia na bardziej zrównoważony. Warto zaznaczyć, że deklaracje te pozostają niezrealizowane. Gigantom technologicznym zdaje się to nie przeszkadzać – sympatię wobec NFT wyraziła kilka dni temu Susan Wojcicki, szefowa YouTube’a.

Własności kultury

Posiadanie certyfikatu posiadania często powszechnie dostępnego pliku może uchodzić za absurdalne. Narodziny tego zjawiska nie powinny jednak dziwić. Powszechna cyfryzacja odbiera wszelkim przejawom ludzkiej działalności unikatowość, której współczesny odbiorca kultury nadal potrzebuje – przecież w ostatnim czasie płyty winylowe sprzedają się najlepiej od 30 lat.

Niektórzy eksperci dostrzegają w NFT zapowiedź przełomu, który zapoczątkuje funkcjonowanie Sieci 3.0. Poświadczenia własności sprzyjają bowiem decentralizacji danych. Osłabi to rolę cyfrowych monopoli, coraz skuteczniej uzurpujących sobie prawo m. in. do dystrybucji różnych form sztuki.

To właśnie artyści mają szczególnie skorzystać na NFT. Bezpośredni dostęp do odbiorcy ułatwi wschodzącym twórcom budowanie realnej społeczności odbiorców. Konsekwencją tego byłaby marginalizacja roli pośrednika, co powinno przełożyć się na zmniejszenie wyzysku np. ze strony serwisów streamingowych.

Niestety, o ile schematyczność prac nie jest bezpośrednio wpisana w koncepcję NFT, przypadek bezduszności BAYT stanowi jedynie czubek góry lodowej. Powtarzalność to cecha symptomatyczna dla przytłaczającej liczby kolekcji. Twórcy pazerni bądź krańcowo nieuzdolnieni (a nawet reprezentujący obie te cechy) zasypują galerie NFT produktami odpowiednio zaprogramowanych edytorów graficznych. Popyt na te arcydzieła tłumaczyć można chyba tylko praktykami spekulacyjnymi.

Powszechne zbieractwo

Może leży to w ludzkiej naturze, a może stanowi cechę wykształconą u społeczeństw konsumpcyjnych – dość, że potrzeba prywatnej własności skutecznie kształtuje naszą kulturę. Własność spod znaku niewymienialnych tokenów jest jednak o tyle niecodzienna, że umożliwia jednoczesne upowszechnianie dóbr.

NFT budzą tyle samo nadziei, co wątpliwości. Przede wszystkim łatwo o niepełne zrozumienie ich potencjału i pogrążenie się w ślepym zbieractwie. Kolekcjonowanie sztuki może równie dobrze przemienić się w sztukę kolekcjonowania.

O autorze

Student Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek SSUJ. Zainteresowania: muzyka (ostatnio Idles, Khruangbin), książki (Pilcha i Kundery), antroposprawy.