Chyba nie ma osoby, która nie znałaby „Akademii Pana Kleksa” Jana Brzechwy. Filmowa adaptacja książki z 80. roku spotkała się z uznaniem wśród widzów, mimo to Maciej Kawulski podjął próbę jej ponownej ekranizacji. Reżyser odniósł ją częściowo do obecnych realiów, dostosowując pod współczesnego widza. Film czaruje oglądającego nie tylko świetną grą aktorską czy muzyką, ale przede wszystkim scenografią, która przenosi nas w kolorowy, lekko zwariowany świat Ambrożego.
UWAGA: W dalszej części artykułu mogą wystąpić spojlery!
Nietypowa adaptacja
Kawulski nie odtworzył 1:1 książki Brzechwy, tworząc z niej po części własną bajkę. Akcja przede wszystkim nie dzieje się w Polsce – na chwilę przenosimy się do różnych państw, m.in. Japonii czy Brazylii. Widzimy tam niedoceniane przez rodziców dzieci, którzy ograniczają ich wyobraźnię i marzenia. Dlatego też uczniowie Akademii reprezentują różne kultury i języki. Produkcja już w tym aspekcie porusza temat równości i akceptacji wszystkich ludzi – nawet jeśli różnią się od nas wyglądem i sposobem bycia, są warci poznania. Dużym zaskoczeniem jest natomiast zamiana głównego bohatera – niezdarnego Adama Niezgódki – na dojrzałą, jak na swój wiek, i rezolutną Adę Niezgódkę.
Z ulic Londynu do kolorowej krainy
Do świata Pana Kleksa (Tomasz Kot) trafiamy z jednej z polskich dzielnic Londynu, gdzie mieszka Ada Niezgódka (Antonina Litwiniak). Dziewczynka musi mieć wszystko zaplanowane, czym sprawia wrażenie, że nie ma wcale dziecięcej wyobraźni. Ada od samego początku jest sceptycznie nastawiona do Akademii, ptaka Mateusza (Sebastian Stankiewicz), jak i samego Profesora. Ci jednak od samego początku dbają, aby dzieci czuły się tam komfortowo. Profesor nie tylko uczy ich magii, ale przede wszystkim wiary we własne możliwości. Nie ma tam słowa „ale”, a tym samym wymówek. Dzieciom zamiast tego wpaja się, że ciągła praktyka, a co ważniejsze wysokie poczucie własnej wartości doprowadzą ich do spełnienia zamierzonych celów.
Film jednak nie jest, w mojej opinii, przeznaczony dla najmłodszych widzów. Obok pięknie wykreowanej kolorowej krainy jest przerażający świat wilkusów, żądnych zemsty. Nie tylko sceny, w których wilkusy pojawiają się na ekranie są mroczne, ale również bardziej drastyczne. Sami bohaterowie budzą niepokój, który sądząc po reakcjach obecnych na sali kinowej dzieci, zdecydowanie odczuwały. Dodatkowo postaci mówią swoim językiem, przez co przez większość filmu obecne są napisy.
Dużym atutem produkcji jest zdecydowanie gra aktorska. Młoda Antonina Litwiniak świetnie poradziła sobie z odtworzeniem charakteru oraz emocji swojej postaci. Również Tomasz Kot, jak i Sebastian Stankiewicz idealnie pasują do swych ról. Ptak Mateusz nie tylko doprowadza widza do śmiechu, ale przede wszystkim porusza, dzieląc się swą historią i dalszym losem. Pan Kleks natomiast jest postacią energiczną, zabawną, ale również nieco niezdarną. Chociaż byliśmy przyzwyczajeni do obrazu Piotra Fronczewskiego, odgrywającego Ambrożego, to muszę przyznać, że Kot wypadł w tej odsłonie zdecydowanie lepiej. Jednak Fronczewski z filmu nie znika, a pojawia się jako… No właśnie, kto? Na początku poznajemy go jako sąsiada Ady, następnie widzimy w roli lekarza, a końcowo nawet samego Brzechwy.
Jednak film nie tworzy jednej spójnej historii. Przeplatanie różnych wątków, które nie wnoszą nic szczególnego do fabuły, wprowadza niekiedy chaos. Pewne sceny są zdecydowanie przerysowane. Fragment zamarzającego w jeziorze chłopca, który zgubił się, uciekając przed wilkusami jest kopią wyjętą z Titanica. Odniosłam wrażenie, że reżyser zbyt mocno chciał w pewnych momentach wywołać nostalgiczny nastrój, co niekoniecznie było potrzebne.
Muzyczne i wizualne dopełnienie
Bajeczna kraina nie byłaby jednak tak niesamowita, gdyby nie efekty wizualne. Wchodząc do świata Pana Kleksa, rozpościera nam się obraz malowniczego miejsca, pełnego kolorów. Nie tylko widzimy różowe polany, niebieskie niebo pełne idealnie białych chmur, ale również znajdujące się dookoła, latające wyspy. Obok Akademii żyją bohaterowie innych bajek, do których można wejść za sprawą rozmieszczonych w lesie magicznych drzwi. Poznajemy, co prawda tylko przez chwilę, zimową aurę bajki Dziewczynki z zapałkami, czy też krainę Śnieżki. Muzyka jeszcze bardziej dopełnia bajeczny charakter filmu, tworząc radosny nastrój pełen sielanki i beztroski. Ciekawym rozwiązaniem jest wykorzystanie wierszyka „Na wyspach Bergamuta”, który przekształcono w piosenkę, komponowaną wspólnie przez Kleksa z dziećmi.
Słysząc niektóre rozmowy dorosłych po zakończonym seansie, można wywnioskować, że zarzucają oni reżyserowi pozostawienie ratowania Akademii w rękach dzieci. Jednak takie rozwiązanie ma na celu ukazać moc dziecięcych marzeń, a przede wszystkim empatii, dzięki której jesteśmy w stanie zrozumieć czyny drugiego człowieka. To przecież za sprawą głównej bohaterki, która potrafiła dostrzec w przywódcy wilkusów dobro, wojna dobiegła końca. Może sam Pan Kleks oraz ptak Mateusz odchodzą w drugiej części filmu na dalszy plan, stając się więźniami, nawet trochę tchórzliwymi, ale dają tym samym szansę młodym, którzy zaczynają wierzyć w swoje możliwości. To oni, wykorzystując nabyte wcześniej umiejętności, z których wyśmiewali się ich właśni rodzice, pokonują zło. I chyba właśnie o to chodziło reżyserowi – by pokazać magię i moc wyobraźni, empatii, ale przede wszystkim wiary w samego siebie.
Fot. nagłówka: Materiały Prasowe Next Fillm
O autorze
Studentka Dziennikarstwa Międzynarodowego na Uniwersytecie Łódzkim. Miłośniczka muzyki, koncertów i widowisk teatralnych, ale przede wszystkim pozytywna osoba, poszukująca swojej drogi w tym zwariowanym świecie.