Ola Koczurko-Porzycka jest śpiewaczką oraz edukatorką pokazującą, że opera jest aktualną dziedziną sztuki, skupiającą się wokół bliskich nam historii, jednak opisanych dość odległym językiem. Ola jest znana pośród internautów pod pseudonimem @blecanto, bo taką właśnie nazwę nosi jej konto utworzone na platformie Instagram, gdzie dzieli się swoją ogromną pasją do opery. Założona przez nią w ramach eksperymentu działalność, którą obecnie prowadzi już 2 lata, zdobyła rzeszę fanów, chętnie śledzących ciekawostki ze świata muzyki poważnej.
W.H.: Czy uważasz, że możemy mówić o pewnego rodzaju ,,modzie” na kulturę? Mam tutaj na myśli operę, teatr i muzea.
O.K.P.: Raczej nie powiedziałabym jeszcze o modzie na kulturę, ale niewątpliwie coś zaczyna się dziać na tym polu. Na obecną chwilę, mimo że zainteresowanie tymi tematami rośnie, wydaje mi się, że jako twórcy nadal mamy za dużą konkurencję.
W.H.: Co przez to rozumiesz?
O.K.P.: Rynek jest przepełniony wieloma tańszymi i łatwiejszymi źródłami muzyki, do których zdecydowanie nie zalicza się wyjście do opery. Chociażby na Spotify codziennie pojawia się tak wiele utworów, że połowa z nich nigdy nie zostanie przesłuchana. Wydaje mi się, że kluczowe jest, aby widza wprowadzać w tajniki sztuki, szukać z nim wspólnego języka i budować więź.
W.H.: Jakbyś miała określić, jaki jest największy koszmar śpiewaczki operowej, to co by to było?
O.K.P.: Nie mogę mówić za wszystkich, jednak dla mnie na pewno byłoby to śpiewanie do pustej publiczności. Niestety, co wiąże się z Twoim poprzednim pytaniem. Obecnie wydaje mi się, że instytucje kultury nie zabiegają o odbiorców, do tego stopnia, że niedługo możemy nie mieć dla kogo grać.
W.H.: Rozumiem, że poniekąd właśnie chęć popularyzowania muzyki i opery stała się kołem napędowym do powstania @blecanto?
O.K.P.: Przede wszystkim pomysł na założenie @blecanto pojawił się w mojej głowie podczas pandemii. Gdy teatry były zamknięte i nie mogłam koncertować, nadal czułam potrzebę dzielenia się z publicznością piękną muzyką. Uznałam, że media społecznościowe to najlepsze miejsce, aby to robić. Wtedy właśnie zdecydowałam się na eksperyment – opowiadanie o operze na Instagramie! Moim głównym celem było sprawienie, by muzyka kojarzona dotychczas z elitami, stała się bardziej dostępna i zrozumiała dla młodych odbiorców. Uznałam, że gdy ją zrozumieją, to będą w stanie ją pokochać.
W.H.: Jak się okazało, był to świetny pomysł! Spodziewałaś się, że zdobędziesz tak szerokie grono odbiorców?
O.K.P.: Nie ukrywam, że bardzo ciężko pracowałam na sukces @blecanto, jednak nie spodziewałam się, że będzie on aż tak spektakularny. Tym bardziej, że z początku nawet moi bliscy, chociaż bardzo spodobał im się mój pomysł, niespecjalnie wierzyli w jego powodzenie. Cały czas zaskakuje mnie, jak pięknie rozwija się ten profil i jestem bardzo wdzięczna każdej osobie, która decyduje się słuchać mojego „gadania o operze”.
W.H.: Dużo mówimy na temat @blecanto, ale skąd w ogóle wzięła się taka nazwa?
O.K.P.: Pomysł na tę nazwę to kwestia… literówki! Podczas pisania pracy magisterskiej, z niewiadomych przyczyn, mój komputer ciągle zmieniał mi „bel canto” na „ble canto”. W pewnym momencie uznałam, że to genialna nazwa dla mojego profilu.
W.H.: „Bel canto” jest terminem muzycznym opisującym technikę wokalną i jak większość takowych terminów jest po włosku. Jakie jest Twoje ulubione słowo w tym języku?
O.K.P.: Nie ważne o jaki język byś mnie spytała, w każdym byłoby to słowo „miłość”, które po włosku określamy jako „amore”.
W.H.: Teraz zaczęłam się zastanawiać, czy posiadacie jako śpiewacy jakiś rodzaj gwary zawodowej? Jakieś typowe dla siebie słownictwo?
O.K.P.: Może nie posługujemy się gwarą w takim typowym znaczeniu tego słowa, ale przede wszystkim posługujemy się językiem włoskim. Często takie słownictwo określa tempo utworów np. allegro, lento albo sposób ich wykonywania np. crescendo czy rubato. Pamiętam, jak początkowo nauczenie się ich było dla mnie niezwykle problematyczne, jednak później cieszyłam się z tego, że je znam, ponieważ dzięki nim mogę teraz płynnie poruszać się po muzycznym świecie.
W.H: Jak to się stało, że zostałaś częścią muzycznej społeczności? Czy przejawiałaś już jakieś zacięcie w tę stronę w okresie dzieciństwa?
O.K.P.: Moja przygoda z muzyką poważną zaczęła się jeszcze zanim poszłam do przedszkola. Uwielbiałam słuchać z mamą Vivaldiego, który jest jej ulubionym kompozytorem. O dziwo, gdy już zjawiłam się w przedszkolu, to na zajęciach umuzykalniających stwierdzono, że kompletnie nie interesuje mnie muzyka… Mój tata na szczęście i tak zdecydował się zapisać mnie na lekcje gry na fortepianie.
W.H.: Vivaldi jest ulubionym kompozytorem Twojej mamy. Zatem kto jest Twoim?
O.K.P.: To bardzo trudne pytanie. Ciężko mi wskazać jednego kompozytora, którego muzyka jest mi bliska. Kocham Czajkowskiego za jego „Eugeniusza Oniegina” oraz przepełnioną rozpaczą IV Symfonię. Chętnie sięgam też po dzieła Rachmaninowa – szczególnie jego II koncert fortepianowy oraz pieśni. Uwielbiam słuchać też pełnych emocji oper Pucciniego, kompozycji Chopina i Szymanowskiego, no i oczywiście nie zapominajmy o Mozarcie oraz Bachu. Ten ostatni jest ze mną od początku moich studiów i uwielbiam śpiewać jego kantaty.
W.H.: Co uważasz za najpiękniejsze w muzyce?
O.K.P.: Jako choleryczka, nie potrafię zrozumieć nic na logikę, dlatego w muzyce pokochałam emocje, które we mnie wzbudza. Jeszcze zanim zaczęłam ją tworzyć, stanowiła dla mnie przestrzeń do radzenia sobie z tym, co obecnie przeżywałam.
W.H.: Gdy prześledziłam Twoją działalność, zauważyłam, że lubisz eksperymentować również z innymi, bardziej alternatywnymi gatunkami muzyki, nie tylko z operą. Czy planujesz kiedyś oprzeć swoją sztukę jedynie na muzyce popularnej?
O.K.P.: Moje autorskie utwory powstają w ramach projektu, który współtworzę z moim mężem Piotrkiem. Postanowiliśmy zacząć wspólnie tworzyć, ponieważ czujemy taką potrzebę, a sam proces bardzo pogłębia naszą relację. Piotr tworzy elektroniczne beaty, gdzie ja znajduje przestrzeń do rozliczania się ze swoją przeszłością. Stworzyliśmy już cały album. Czy kiedyś go wydamy? Bardzo bym tego chciała. Na obecną chwilę, nie wiem, gdzie poniesie mnie moja artystyczna droga. Pragnę pozostać sobą i być szczęśliwą, nieważne czy tworząc własne utwory, czy śpiewając w operze.
W.H.: Może chciałabyś zdradzić, jak się poznaliście, i czy połączyła was wspólna pasja?
O.K.P.: Z jednej strony to dość sztampowa historia, z drugiej sposób, w jaki się poznaliśmy, miał w sobie trochę magii. Byłam wtedy świeżo po rozstaniu, a w rozmowie z koleżankami powiedziałam im, że chcę pobyć sama. One jednak nie dały za wygraną i założyły się ze mną, że w niedługim czasie utworzę konto na portalu randkowym. Warto zaznaczyć, że nigdy wcześniej takiego nie miałam. Na pierwszą randkę umówiłam się z Piotrkiem, a po wejściu do restauracji gdzie mieliśmy się spotkać, już wiedziałam, że będzie moim mężem. Tak oto, po 4 dniach ze sobą zamieszkaliśmy, a po dwóch latach wzięliśmy ślub.
W.H.: Muszę przyznać, że to romantyczna historia! Czy obecnie nad czymś wspólnie pracujecie?
O.K.P.: Na razie, jako iż zakończyliśmy pracę nad albumem, to odpoczywamy. To był dla nas trudny i pełen wyzwań okres, dlatego na obecną chwilę chłoniemy inspiracje.
W.H.: Wracając do tematu opery; jaką poleciłabyś osobom, które chciałyby zacząć swoją przygodę z muzyką poważną?
O.K.P.: Uwielbiam to pytanie! Uważam, że nie ma jednego takiego tytułu. To trochę jak z poleceniem serialu albo książki – koleżance, która interesuje się historią i kocha romanse polecę inny tytuł niż mojej mamie, która kocha kryminały. Wybierając operę na ten pierwszy raz, powinniśmy wziąć pod uwagę kilka rzeczy: czy historia opowiadana w utworze, czyli libretto, nas interesuje? Czy będziemy w stanie zidentyfikować się z jakimś bohaterem, przeżywać jego historię? Czy podoba nam się muzyka danego kompozytora i z danej epoki? (Żeby to stwierdzić, wystarczy wyszukać w Internecie kilku popularnych fragmentów, na przykład uwerturę, arie, czy finał). Pierwszą operą, którą ja zobaczyłam na żywo, była „La Traviata” Verdiego. To opowieść o śmiertelnie chorej kurtyzanie, która dzięki miłości postanawia odmienić swoje życie. A mojemu mężowi jako pierwszą operę pokazałam „Eugeniusza Oniegina” Czajkowskiego, bo wiedziałam, że spodoba mu się muzyka tego kompozytora.
W.H.: To interesujące, jak można podchodzić do gatunku muzyki, jak do literatury. W takiej odsłonie to pewnie też bardziej namacalne dla wielu osób. Powiedz, proszę, jak to wygląda z aktualnością oper? Które są w Twoim odczuciu najbardziej wpasowujące się tematycznie w obecne czasy?
O.K.P.: Jest bardzo wiele takich oper. Myślę, że z każdej z nich da się wyłowić coś, co można przenieść do naszych czasów i uwypuklić ten aspekt, chociażby za pomocą współczesnej inscenizacji. Natomiast kiedy zobaczyłam to pytanie, od razu pomyślałam o „Halce” Moniuszki. Ta opera opowiada historię o porzuconej przez chłopaka dziewczynie, która nie zrobiła niczego źle – po prostu urodziła się w gorszej rodzinie. A chłopak bał się, co ludzie powiedzą, jeśli się z nią ożeni, więc ożenił się z inną, a tą pierwszą zwodził tak, że w końcu odebrała sobie życie. Ta prosta i smutna historia mogłaby zostać opowiedziana w każdych realiach i chyba każdy może w niej znaleźć postać, z którą będzie się utożsamiać.
W.H.: To smutna historia i niewątpliwie ponadczasowa. Na koniec chciałabym zapytać o to, czy w najbliższym czasie będziemy mogli usłyszeć Cię np. w operze lub na deskach teatru?
O.K.P.: Nie chcę zdradzać konkretnych planów, ale marzę o tym, żeby poszerzyć działalność @blecanto o koncerty i nie tylko mówić do Was o muzyce, ale również ją dla Was śpiewać. Czy to się wydarzy? Plany i marzenia są duże. Myślę, że już niedługo, powoli zaczną się spełniać.
W.H.: Cudownie to słyszeć! Mam nadzieję, że wszystkie plany pójdą po Twojej myśli. Dziękuję, że poświęciłaś mi czas i zdecydowałaś się opowiedzieć co nieco o swojej pasji.
O.K.P.: Również dziękuję! To była przyjemność.
Foto nagłówka: Instagram prywatny Oli – @koczurko
O autorze
Miłośniczka muzyki wszelkiej maści. Gdy pracuje, na jej uszach zawsze znajdują się słuchawki. Do swoich szczególnych zainteresowań, Weronika zalicza interpretację polskiej poezji, kontemplowanie muzyki oraz przede wszystkim, rozwój indywidualnego warsztatu pisarskiego.
Weronika w 2020 roku ukończyła Samorządową Szkołę Muzyczną I stopnia w Tarnowie Podgórnym w klasie saksofonu, gdzie zdobyła swoje pierwsze wykształcenie muzyczne. Kierowana pasją, zdecydowała się na kontynuację swojego zacięcia artystycznego w nurcie muzyki elektronicznej i malarstwa, wygrywając konkursy oraz realizując wernisaże.
Obecnie, Weronikę pasjonuje analiza utworów pod kątem nie tylko brzmieniowym, ale również tekstowym. Jest ciekawa tego, jakie nowe dźwięki skrywa dla niej przemysł muzyczny oraz w jaki sposób ubierze je w słowa.