Przejdź do treści

Milczenie feminizmu

W czasach MeToo i praw kobiet jedna grupa ofiar przemocy dalej jest traktowana z nieufnością, a jednak większość aktywistów woli ten problem przemilczeć.

Życie utracone za wcześnie 

Pewnego kwietniowego wieczoru 2022 roku jeden z partnerów zamordował drugiego, z zimną krwią wbijając nóż w brzuch. Obniżenie już niskiego wyroku – 15 lat pozbawienia wolności – uzasadnione „działaniem z zamiarem ewentualnym” oraz wpływem emocji. Kontrowersyjna decyzja nie spotkała się z krytyką aktywistek i aktywistów na co dzień wrażliwych na wszelkie przypadki krzywdzenia kobiet. Powód, dla którego morderczy wybuch agresji, podobny do tego u OJ Simpsona, motywuje do złagodzenia wyroku raczej niż do zaostrzenia, jest jednak dość prosty. Sprawca to kobieta. 

Morderca jest kobietą, a ofiarą mężczyzna. Jak powiedziała Mildred Pagelow, tacy ludzie nie istnieją. Igor B., zamordowany przez swoją partnerkę w wieku 21 lat, to jedynie wymysł mizoginistów, stworzony, aby utrudnić kobietom walkę o swoje prawa. Nie jest to jednak odosobniony przypadek. Kilka innych przykładów to:

Z co najmniej siedmiu mężczyzn zamordowanych w okresie 1989-1990 przez Aileen Wuornos.

Wartość jednego człowieka

Oni, jak i wiele innych ofiar nadal istnieją. A jednak formy wsparcia, udzielane na co przez dziesiątki organizacji, są dla nich niedostępne. Nie posiadają zrozumienia ani kredytu zaufania, ich głos jest często kwestionowany. Do tego wystarczy jeden przypadek wcześniejszej kłótni, aby świat uznał morderstwo za samoobronę partnerki. Mężczyzna chcący zaskarżyć przemoc partnerki, musi się bronić przed każdym kontrargumentem, bez względu na ich absurdalność. To obowiązek, z którego w znacznym stopniu kobiety są zwolnione.

Nie jest to jednak zdziwieniem, skoro środowiska zajmujące się przemocą domową ignorują często otwarcie przypadki, kiedy to mężczyzna jest ofiarą. Wspomniany na początku artykuł Pagelow może być skrajnym przypadkiem, ale stwierdzenie, że mężczyźni ofiary nie są warci uwagi ze względu na ich częstotliwość, jest już powszechne. Na co dzień wrażliwa na punkcie słów pod postacią zaimków i feminitatywów krakowska wykładowczyni Joanna Hańderek nie widzi problemu w stwierdzeniu, że przemoc ma płeć. Miliardy są przy tym oskarżone, miliony ofiar są zamiecione pod dywan jako ledwo istniejące. Powodem ma być to, że statystycznie kobiety padają nią częściej, napisała w odpowiedzi na artykuł krytykujący stwierdzenie, przedstawianie przemocy jako męskiej.

I głos jego krzywd

Ile zatem jest potrzebnych ofiar? Ile gróźb, uderzeń, wyzwisk, zabójstw muszą mężczyźni doświadczyć, by Hańderki tego świata ich zauważyli? Każde stwierdzenie, że „przemoc jest męska” jest głosem oskarżenia, głosem uciszenia każdego mężczyzny będącego ofiarą, głosem kwestionującym ich świadectwa. Jeśli ofiara słyszy zewsząd, że jest winowajcą zaczyna powątpiewać we własne cierpienie, że ma prawo być wysłuchanym, że ma prawo do pomocy.

Jak zresztą ma mieć prawo do pomocy, skoro nikt mu tego wsparcia nie oferuje. Ze wszystkich domów samotnych rodziców w Polsce, tylko jeden przyjmuje też mężczyzn. Niebieska Linia wprawdzie nie ogranicza swojego wsparcia tylko do kobiet, ale skład jej zespołu ma poważne problemy z różnorodnością. Jaka zatem jest gwarancja, że kobieta pracująca wyłącznie w kobiecym środowisku będzie wyrozumiała dla męskiej ofiary? Albo że będzie w stanie kogoś takiego przyjąć bez wypytywania, czy to może on nie jest agresorem.

Sprawcy przemocy w związkach często obarczają swoje ofiary poczuciem winy za sytuację. Każdy, kto jest odrobinę zaznajomiony z tym polem jest tego świadomy. Agresywna partnerka ma zatem wolną rękę, aby usprawiedliwiać się oskarżeniem partnera o mizoginię. Jej ofiara nie zrozumie, że to manipulacja, nikt z boku nie odróżni czy to prawda i nie zastanowi co się naprawdę dzieje. Bo po prostu nikt nie rozmawia o męskich ofiarach.

Kiedyś uciemiężona, wiecznie szlachetna

Żyjemy w czasach, kiedy patriarchat odchodzi, a z nim jego toksyczne relacje. Oznacza to, że nieubłaganym skutkiem feminizmu jest świat, gdzie kobieta i mężczyzna mają równą możliwość popełnienia zła. Ile organizacji jest tego świadome? Ile mówiących, że zajmują się tylko kobiety, bo statystyki, dopuszcza możliwość odwrócenia sytuacji? Mamy uwierzyć, że przy odpowiednich trendach za dwadzieścia lat Hańderek będzie mówić, że przemoc jest kobieca?

Jedyny powód, dla którego kobiety nie zapisały się w historii przemocy jest ich przeszła niewola. Fakt ten na co dzień oczywisty, kiedy myślimy o braku kobiet wśród artystów czy naukowców. Staje się on jednak zapomniany przy omawianiu zbrodniarzy. Wtedy jest to wrodzona wyższa moralność kobiet, która trzymała ich przed pokusami. W końcu to nie one mają bawić się w wojny za dziecka i kłócić się o najdrobniejsze urazy. Kobiety równie inteligentne, równie odważne, równie charyzmatyczne, ale nigdy równie przemocowe, równie rasistowskie, równie żądne władzy. To, czego nie lubimy pozostaje domeną mężczyzn.

A w co była ubrana? A jaką mieli płeć?

Jest prosty sposób, aby przezwyciężyć ignorancję wobec ofiar przemocy i uwzględnić uniwersalnie, że i mężczyźni mogą być jej ofiarami. Nie ma powodów, aby ograniczać zasoby i uwagę fundacji tylko do części społeczeństwa. Zamiast tego potrzebne jest podejście indywidualne. Takie, gdzie nie będzie mówione, że w zależności od płci prawo ma pójść po pomoc do takiej, a nie innej fundacji. Ostatecznie też nadamy głos i pewność siebie tym wszystkim ofiarom, które boją się przyznać, że są krzywdzone. Nie ze względu na presję męskości, ale ze względu na przekonanie, że mogą być tylko jej sprawcami.

Tak, o ile ta propozycja może się wydawać niektórym kontrowersyjna, jest jedna strefa, która tę zmianę już przeszła. Mowa o przemocy seksualnej. Jest to być może jedyna zbrodnia, o której wszystkie feministyczne organizacje z łatwością przyznają, że jej ofiarami mogą być i mężczyźni. Nikt też nie znajdzie stwierdzeń, że gwałt ma płeć.

Ostatecznie, pamiętajmy, że pierwsze feministki walczyły o prawa kobiet, pomimo statystyk sugerujących, że są one gorsze. Czemu się zresztą dziwić – brak dostępu do edukacji, wychowanie wyłącznie pod obowiązki domowe, wszystko to sprawiało, że statystycznie kobiety mniej nadawały się do pełnienia odpowiedzialnych zawodów. Ironicznie Hańderek sama przyznała, że wady mężczyzn są skutkiem ich wychowania, podobnie jak często jest u kobiet. Różnica jest taka, że żadna feministka nigdy nie powie, że borderline jest kobiecy.

Grzechy przodków na dzieci nasze

Kiedy usłyszałem po raz pierwszy słowa Jamesa Baldwina, aktywisty walczącego o równe prawa dla Afroamerykanów, słowa mówiące Nie jestem murzynem, jestem człowiekiem moje serce zostało natychmiast poruszone moralną prostotą jego manifestacji. Niczym kolejne Ecce Homo pokazywał siebie i wszystkich swoich rodaków jako godnych ludzi wobec stereotypów białej większości. Nie jesteśmy kolorem skóry, narodem, językiem, jakim mówimy. Jesteśmy wartościowymi jednostkami, jednostkami, które z samego faktu swojego istnienia zasługują na równe traktowanie.

Był to okres strajku kobiet, więc uniwersalność przesłania przenikała też na dyskryminację płciową. Nie jest się kobietą, jest się człowiekiem, mówiły ulice tamtych zimowych dni. Nadzieje, jakie nam towarzyszyły nie wygasły razem z protestami. Zasiały one w naszych sercach ziarno obietnicy świata, gdzie wszyscy jesteśmy wolni. Tak więc i teraz należy przypomnieć, że jest się człowiekiem, nie mężczyzną. I jako człowiek zasługuje się na to, aby nie być sądzonym przez stereotypy płci. Aby być wolnym od narracji, które podważają twoje prawa ofiary. Jeśli to się nie zmieni, feminizm stanie się w przyszłości ruchem znanym nie z walki o głos pokrzywdzonych kobiet, ale o uciszenie pokrzywdzonych mężczyzn. A tysiące chłopców, jeszcze nie nauczy się chodzić,  a już ich potępią za zbrodnie sprzed stuleci.

 

Fot. nagłówka: Jason Leung | Unsplash