Przejdź do treści

„Międzynarodowiec”, czyli felietony sięgające dalej [recenzja]

12 czerwca premierę miała nowa książka Grzegorza Dobieckiego „Międzynarodowiec, czyli paradoksy globalnego zaścianka”. To zbiór niepowtarzalnych felietonów, które ukazywały się w Raporcie o stanie świata Dariusza Rosiaka, a teraz, dzięki przelaniu na papier, mają szansę zyskać ponadczasowy charakter.

Od szczegółu do ogółu

Jak możemy przeczytać we wstępie, felietony, które znajdziemy w „Międzynarodowcu”, pierwotnie składały się na cykl „Świat z boku”. Wybór, który otrzymaliśmy, jest oczywiście niepełny, a ułożenie tekstów nie ma porządku chronologicznego. Książka zawiera ponad 80 felietonów, przy czym najstarsze pochodzą z początku 2022, a najnowsze ukazały się na początku tego roku. Teksty pogrupowano w rozdziały quasi-tematyczne. W jednym z nich wszystkie teksty rozpoczyna refleksja o drobnym detalu, takim jak krawat czy kapelusz, która przeradza się potem w ogólny komentarz dotyczących bieżącej sytuacji na świecie.

Tak oto wkraczamy w rzeczywistość, w której to właśnie detal odgrywa wielką rolę. Dobiecki bacznie przygląda się przywódcom z całego świata, ale inaczej, z boku właśnie, bo nie przez pryzmat wielkich szczytów i politycznych gierek, a zwracając uwagę chociażby na ich ubiór:

W Europie politycy odstawieni, że stróż w Boże Ciało by pozazdrościł – tyle że wszyscy tak samo. Tymczasem ci, którzy z poświęceniem bronią narodowej tożsamości, mogliby na rzecz słusznej sprawy poświęcić również swoje kosmopolityczne kostiumy.

No właśnie, zaznacza potem autor, dlaczego prezydent Andrzej Duda nie nosi kontusza, a lider Partii Maorysów, Rawiri Waititi, występuje w tradycyjnych strojach? Nie otrzymujemy odpowiedzi, bowiem zasianie ziarna niepokoju, ale i zadumy to stale towarzyszące uczucie podczas lektury. Jeden wielki paradoks, podszyty mnóstwem humoru. Czasem zapominamy, że politycy też mają ludzką twarz (nie „prawdziwą” na potrzeby kampanii wyborczej), rodzinę, noszą śmieszne krawaty i mają psa, na przykład labradorkę Novą, która nie bacząc na skandal, hasała wesoło po Hyde Parku, nastręczając problemów premierowi Wielkiej Brytanii, Rishiemu Sunakowi.

Na głęboką wodę

Grzegorz Dobiecki wymaga od czytelników wiedzy i obycia. Szasta nazwiskami, tworzy pajęczą sieć powiązań, które – choć czasem absurdalne i naprawdę grubymi nićmi szyte – doskonale oddają paradoksy tytułowego globalnego zaścianka. W tych popisach erudycji, subtelnego (i bardziej dosadnego) puszczania oka do czytelnika, trzeba umieć się odnaleźć. Czasem to jednak szukanie igły w stogu siana, bo żmudna bywa pogoń za prostym rozwiązaniem, kiedy u podstaw wszystkiego leży absurd. Tutaj autor dotrzymuje kroku i językiem stara się uświadomić nam, że konwencje, hierarchie i w gruncie rzeczy cały porządek, którego nie kwestionujemy, waha się, gdy tylko poddamy go w wątpliwość. U Dobieckiego bowiem krawat będzie raz to elementem „galanterii okołoszyjnej”, innym razem „zwisem męskim przednim”, a czasem także po prostu przybierze formę „paska materii zasupłanego pod grdyką i eksponowanego wertykalnie”. Czy nie ma w tym prawdy?

Kto nie zna dziejów rodziny Buendía z Macondo, nie zdoła rozpoznać kryptocytatu z „Mistrza i Małgorzaty”, nie porusza się swobodnie w polskich powiedzeniach, które Dobiecki nieustannie dekonstruuje (tutaj jedno szczególnie zapada w pamięć: „Syn Łokietka zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną wojnę z Krzyżakami”) – nie odnajdzie się w tej książce. A to dopiero początek góry lodowej, bo nie brak tu także odwołań muzycznych, i to zarówno do współczesnej sceny (mowa tutaj o raperze Łona, Sex Pistols czy Rolling Stonesach), jak i monumentów klasyki w typie Beethovena. Tak jak w życiu, w felietonach Dobieckiego słowa wielkich poetów, które czasem bezwiednie cytujemy, przeplatają się z poczciwą, przyziemną, polityczną walką o głosy.

Puszczając oko

fot. Małgorzata Kostrubiec/Gazeta Kongresy

Żonglowanie brzmieniem wyrazów w wykonaniu Grzegorza Dobieckiego to istne arcymistrzostwo. Jeszcze lepszy efekt osiąga, kiedy słuchamy felietonów w sugestywnej interpretacji samego autora. Czytając wersję papierową, w głowie słyszę miarowy, spokojny głos Dobieckiego i wrażenia tego nie mogę się pozbyć. Tak więc jeśli zamysłem miał być tekst, który przeczytamy bez żadnych przed-sądów, w moim przypadku nie wypaliło. Nie żebym miała pretensje – w końcu w felietonach postać autora gra ogromną rolę, nadając całości dynamiki.

Lingwistyczne zabawy znaczeniem to jeden z głównych elementów humorystycznych. Mamy przyjemne, bo to naprawdę „literacka publicystyka”, i pożyteczne – dowiemy się czegoś o świecie, tym dalszym, który w ferworze walki polsko-polskiej znika bądź pełni funkcję ciekawostek. Dobiecki zaczyna często od wywołania uśmiechu jakimś z pozoru absurdalnym tokiem myślenia:

Są przecież państwa, które wyłamują się z roli pionka. Dowodzą, że małe nieraz może być całkiem spore. Że liczy się nie tylko rozmiar, lecz także zamiar. Jak również wymiar, w którym wolę i plan przekuwa się w czyn.

Tak uwiedzionego czytelnika przekonuje zaś, że nie tylko wielkie imperia mają znaczenie na arenie międzynarodowej. Tak samo jak nie liczy się tylko nasz ogródek i walka między elektoratami. Choć Dobiecki nie stroni od polskiej rzeczywistości i historii, bowiem uciec od niej nie sposób. Stanowią one tylko kontekst, puszczają oko do odbiorcy zamiast sytuować tekst i autora po konkretnej stronie barykady. Tym samym felietony te znacząco różnią się od typowych przykładów tego gatunku, które możemy przeczytać w najpopularniejszych tygodnikach opinii.

Czy felieton może się dobrze zestarzeć?

fot. Małgorzata Kostrubiec/Gazeta Kongresy

Czytanie felietonów Grzegorza Dobieckiego jest i przyjemnością, i wyzwaniem. Poza siecią nazwisk, odwołań, wpadania w wir skojarzeń, musimy się także orientować, o co w zasadzie w nich chodzi. Skoro były tworzone w ramach cotygodniowego Raportu o stanie świata Dariusza Rosiaka, muszą w jakiś sposób odnosić się do aktualnych ówcześnie tematów. Tutaj pojawia się problem: nie jesteśmy w stanie wszystkiego spamiętać, a przy szczątkowym zarysowaniu sytuacji, tracimy wątek. Niektóre felietony niestety nie przeszły pozytywnie próby czasu i bestialsko się zdezaktualizowały. W warstwie faktów oczywiście, bo język pozostaje bezbłędny. Nieważne, jaka to kampania, na jakiej szerokości geograficznej, do wszystkich pasują przecież te słowa:

W kampanii przemawianie do rozumu jest bowiem przereklamowane, magia się liczy, abrakadabra. Nadzwyczajne moce sprawcze, wiedza tajemna, gór przenoszenie, rzek zawracanie, łyżeczek siłą woli zaginanie. Ezoteryka w służbie polityki, nawet metempsychoza.

Ale nie zawsze jest tak ślicznie, literacko i z odwróconym szykiem. Autor potrafi też jako baczny obserwator rzeczywistości „z boku”, który przez wiele lat pracował we Francji jako korespondent TVP i „Rzeczpospolitej”, bezlitośnie rzec:

Politycy zasadniczo się nie przebierają, ale nie zawsze wyglądają tak samo. Zdarzają się bowiem okresy, kiedy ich koszule wpadają w bielszy odcień bieli, garnitury modnieją, w spodniach wyostrzają się kanty, a marynarki – gdzie tam marynarki, marynary! – niosą zawartość, jak skrzydła, ku nowym pięknym dniom. [] Wtedy politycy są wszędzie, wyłażą z każdej dziury, roją się jak pluskwy w Paryżu. Wiadomo, wybory.

Kto tak mówi? Może znudzeni wyborcy, poirytowani niespełnianiem obietnic. Na pewno nie polityk. To zaś najlepsza reklama felietonów – pisać wprost, choć zawoalowanie. Te dwa podejścia zdają się nie do pogodzenia, Dobiecki łączy je jednak idealnie. W tym tkwi tytułowy paradoks.

fot. nagłówka: Małgorzata Kostrubiec/Gazeta Kongresy

O autorze

„Zainteresuj się polityką, zanim ona zainteresuje się tobą". Zajmuję się polityką i stale staram się zrozumieć, jak działa jej świat. Dzień bez podcastów jest dla mnie dniem straconym. Jestem studentką twórczego pisania i edytorstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Uważam że, w życiu najważniejsza są pasja i charyzma, które codziennie pchają nas do przodu i pozwalą spełniać marzenia.