Przejdź do treści

„Matki, jak czarni bohaterowie, wymagają czułości”. Recenzja biografii „Bezmatek”

Gaja – mityczna matka ziemia, Ewa – biblijna matka ludzkości czy Maryja – matka zbawiciela z Nowego Testamentu. Gdzie nie spojrzeć, u zarania dziejów zawsze stoi matka. Kobieta przepełniona bezgraniczną miłością, łagodna, przejęta losem swojego potomstwa, skłonna do wyrzeczeń. Na przestrzeni wieków cierpi, poświęca swój czas na rzecz innych,  niejednokrotnie jest niedoceniana i spychana do roli głupiej kury domowej. W końcu sfrustrowana wyrzuca to wszystko przy świątecznym stole. Krzyczy, że ma już dosyć stania przy garach, prania, prasowania, sprzątania i wstawania do dziecka w środku nocy. Żąda należytego szacunku, docenienia, równouprawnienia i odpoczynku. Aż wszystkie te słowa przestają się mieścić w zaciszu domowego ogniska i z hukiem wypadają za drzwi. Przedostają się do książek, filmów czy na deski teatru. 

Szczególnie chętnie przenikają do współczesnej, polskiej literatury. Mieszają się ze zdarzeniami równie trudnymi, a zarówno pierwotnymi, jak życie i śmierć. Na przestrzeni ostatnich lat autorzy podejmują tematykę relacji matka-dziecko, chętnie rozważają jej specyfikę w obliczu straty i żałoby. Uczynił to chociażby Marcin Wicha w nagrodzonym nagrodą Nike zbiorze esejów „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” czy Mira Marcinów w książce „Bezmatek”, wyróżnionej Paszportami Polityki, której to pozycji został poświęcony ten tekst.

Fot. lubimyczytać.pl

Autorka dotychczas publikowała prace naukowe i eseistyczne, podejmując w nich tematykę szaleństwa, psychiatrii i literatury. Zasłynęła szczególnie dzięki pozycji „Historia polskiego szaleństwa”. W 2020 roku wydała swój debiut prozatorski, opowieść niezwykle osobistą, można wręcz powiedzieć autobiograficzną, przedstawiając w niej historię relacji z matką i traumę, jaką była jej śmierć. 

Śledząc kolejne rozmowy pszczelarzy o ulach, w których umarła matka, rozpaczałam

Jak okazuje się podczas lektury, tytułowy Bezmatek nie jest przypadkowym słowotworem. To termin używany do określenia ulu pszczelego, który stracił swoją królową. Pszczela matka gwarantuje bowiem spójność i trwałość roju. Kiedy znika, pszczoły porzucają swój dotychczasowy aktywny tryb życia i produkcję miodu. Stają się niesamowicie nerwowe, latają w chaotyczny sposób, wydają z siebie charakterystyczne buczenie, wycie lub wręcz przeciwnie, popadają w skrajną apatię i całymi dniami przesiadują bezczynnie.

bees, hive, insects
Fot. PollyDot, Pixabay

Ta zgrabna metafora generalizuje przypadek opisany w książce, nadaje jednostkowej historii żałoby szerszy wymiar. Przedstawia odwieczne, niemal cyklicznie powtarzające się relacje matek z córkami. A przy tym jest niesamowicie czuła, prywatna i kameralna.

W gruncie rzeczy mama jest twoim dzieckiem 

Jak każda historia życia, ta również zaczyna się od okresu dziecięcego. Matka jest tutaj niepodważalną królową. Główna bohaterka obdarza ją bezkrytyczną miłością i podziwem. Patrzy na nią z fascynacją i zachwytem. Opisuje ją w niezwykle czuły sposób. Zwraca uwagę na szczegóły, specyfikę wypowiedzi i styl bycia, przez co kreuje w umyśle czytelnika unikalną postać.

Przez ten bajeczny obraz przebija się jednak bieda, problemy z alkoholem, niestabilność emocjonalna, toksyczność relacji matka-córka. Wszystko to, czego dziecko nie rozumie i co brzmi dla niego niesamowicie obco i znajomo jednocześnie. Wszystko to, co wpływa na dalsze życie głównej bohaterki, odbija się na jej psychice i zostaje w niej na długo.

Z czasem pozycja królowej jednak słabnie. W nastoletnim umyśle wyodrębnia się własne ja, które dostrzega patologiczne zachowania matki. Główna bohaterka trafia do poradni zdrowia psychicznego, gdzie w wieku piętnastu lat po raz pierwszy słyszy właśnie te słowa: W gruncie rzeczy mama jest twoim dzieckiem. Dociera do niej, że role są odwrócone i jak drastycznie może się to odbić na jej dorosłym życiu.

Sięgając po tę pozycję, miałam pewne obawy przed gloryfikacją postaci matki. Bo czy właśnie nie tak nauczono nas, aby wspominać zmarłych? Pamiętać o tych dobrych chwilach, bo przecież było ich tak wiele. Mimo to we współczesnej literaturze pojawiła się w końcu przestrzeń na wyrażenie odmiennej opinii. Uczyniła to chociażby dawna gwiazda Nickelodeon, Jennette McCurdy w swojej książce ,,Cieszę się, że moja mama umarła”. (więcej o tej pozycji: https://www.gazetakongresy.pl/ciesze-sie-ze-moja-mama-umarla-czyli-bestsellerowe-wyznanie-bylej-gwiazdy-nickelodeon/)

Marcinów znajduje pewien balans między obiektywizmem a sentymentalizmem. Wyraża się o niej w wielu superlatywach, jednocześnie przyznając, że wiele jej zachowań było w stosunku do córki krzywdzących.

Matka była źródłem mojej największej przyjemności. I moich największych przykrości

W końcu nastaje bezkrólewie. Okres umierania, odchodzenia matki i pierwszego zderzenia z żałobą. Emocje i przeżycia towarzyszące głównej bohaterce są przekazywane czytelnikowi w niesamowicie prosty, fragmentaryczny sposób. Chwilami w postaci fragmentów piosenek, niekontrolowanych strumieni myśli czy wpisów rodem z internetowych blogów.

5 rzeczy, które warto zrobić z umierającą na raka matką:

  1. Chodzić często na lody/kawę/wino/wódkę/skręta/łososia/ciastko/krewetki.

  2. W przypadku przerzutów do mózgu: pamiętać, że to jest dorosła kobieta.

  3. Wybaczyć lub przeprosić.

  4. Spędzać jak najwięcej czasu razem. Żadne tam quality time. Wspólne oglądanie, patrzenie, trzymanie się za ręce. Dużo razem się nudzić.

  5. Pogadać od serca o tym, że umiera.

Czytając, schodzimy coraz głębiej w kolejne stadia żałoby, aż dochodzimy do momentu, w którym pisana jest książka. Marcinów, jak będzie potem opowiadać w wywiadach, włącza tryb samolotowy w telefonie w czasie urlopu macierzyńskiego i pozwala wypłynąć żałobie na kartki „Bezmatka”. Pamiętnik z żałoby staje się formą terapii, jednocześnie uświadamiając innym borykającym się ze stratą najbliższych, że nie są z tym sami. Śmierć i żałoba dotykają wszystkich i od samego początku jesteśmy na nie skazani.

Podsumowując w „Bezmatku” można znaleźć wszystko: zaczynając od wypowiedzi z forum pszczelarskich i zdań rodem z nagłówków gazet, fragmentów utworów muzycznych, matczynych rad na życie, przechodząc przez dziecięce wspomnienia, czułe, wielowymiarowe obrazy matki i kończąc na samym procesie żałoby. Opowiastki i przepełnione miłością opisy przerywane są krótkimi, bolesnymi zdaniami wybijając rytm żałoby. Pustka bije z zapisanych pojedynczymi słowami kartek oraz ich treści. Czy chwilami zahacza to o banalny przepis na odegranie żałoby? Być może. Lecz mimo to jest niesamowitym głosem w dyskusji o relacjach matki z córką, problematyce straty, żałoby i wychodzenia z niej.

Sprawdź poprzednie recenzje książek, filmów i spektakli klikając tutaj!

Fot. nagłówka lubimy czytać

O autorze

studentka dziennikarstwa na UW. Uwielbia czytać literaturę piękną, oglądać thrillery psychologiczne i pisać wszelakie twórcze teksty: artykuły, opowiadania oraz wiersze.