Przestarzałe, zapomniane, nudne – tak bym podsumował ocenę kultury elitarnej w wieku XXI, której marsz ku upadkowi ruszył w latach 60tych. Trwał on niemal pół stulecia, ale wydaje mi się, że dogorywające popioły zadeptywane są jeszcze dziś. Na czym polega fenomen deformalizacji? Dlaczego nieświadomie zubożyliśmy swoje życie kulturalne? Jaką winę ponosi za to edukacja?
Na te pytanie chcę odpowiedzieć w tym krótkim artykule, którego tytuł może nie jest pełny, gdyż pochylimy się tu na tematach od architektury, ubioru, muzyki po… kinematografię i teatr.
I tym, dlaczego diametralnie uległ zmianie przez ostatnie stulecie.
W czym jest problem?
Główną osią tematyczną tego tekstu będzie problem tego, iż z roku na rok, mimo ”darmowej edukacji”, mimo programów obywatelskich, mimo rozpowszechnienia ”kultu dobrobytu”, zanikają, korodują, lub odchodzą w zapomnienie elementy życia społecznego, kulturalnego, czy nawet osobistego, wymagające dobrze rozwiniętych kompetencji intelektualnych. Symbolem tego ustanowiłem na potrzeby tekstu ogólne pojęcie ”kultury elitarnej”. W naszym społeczeństwie jest ono niestety obciążone intelektualnym jarzmem historii; latami ustroju socjalistycznego i komunistycznego. Zapewne duża część słysząc ”elita” zdystansuje się od spraw związanych z pojęciem, mimowolnie kojarząc to słowo z podziałem i alienacją jednostki powszechnej, a jest to błędem! Bowiem kultura wysoka zawiera w sobie pewien paradoks – jest wymagająca, od twórcy i od odbiorcy. Wymaga wiedzy, poznania, nie jest instynktowna. Jest czymś co w każdym aspekcie w obrębie dzieł koresponduje ze sobą, poszerzając horyzonty. Paradoksem jest fakt iż mogą tworzyć ją nieliczni, lecz mimo tego -skierowana jest do wszystkich. Będąc owocem najwyższych uczuć, najszlachetniejszych form jest produktem społeczeństwa, narodu i cywilizacji, dzięki temu należąc do każdego z nas. Tu pragnę zaznaczyć z całą stanowczością, że mimo iż wymaga wykształcenia – to uważam, iż daleko mi do określenia wykształcenia jako tytułu po studiach czy ilości lub prestiżu skończonych uczelni! Nic bardziej mylnego – wykształcenie kulturowe nie idzie w parze (już nie) z tym formalnym, naukowym. Ponieważ podstawą wykształcenia w tej sferze jest samorealizacja poprzez odbiór treści, chęć ich zrozumienia, to kwestia odczuć. Tak więc widzimy, że jest mimo swej skomplikowanej natury – jest czymś dostępnym dla każdego z nas. Każdy ma prawo tworzyć i być odbiorcą, to część naszego wspólnego dorobku. A naprawdę warto poznawać kulturę wysoką. To rzecz piękna; podróż po naszych marzeniach, sercach, snach i historii. Opowiada o wczoraj, dziś i mówi o jutrze. Ale w sposób najpiękniejszy i najbardziej dopracowany – to właśnie kwestia jej charakterystyki, kompetencji jakich wymaga i faktu iż skupia się na ”rzeczach wyższych” odróżnia ją od kultury masowej; niższej, której zrozumienie, kreacja nie jest ograniczona intelektem. Jest instynktowna, opierająca się na najniższych potrzebach i emocjach, prosta i łatwa w tworzeniu i odbiorze. Dziś niemal wyparła kulturę wysoką – i to jest omawiany przeze mnie problem. Wybaczcie mi tak kolubrynowy wstęp, ale chciałem możliwie jasno i klarownie opisać pojęcie, na jakim operuję. Poniżej zaś, przedstawię swoją teorię na temat dlaczego ubywa nam piękna. Wytrwajcie!
Sypiąca się fasada
Problem upadku kultury wysokiej i jego geneza, sięga realiów i czasów, gdy narodziła się podstawa tego, co dziś nazywamy dorobkiem wysokim. Otóż od najdawniejszych czasów dostęp do wszelakich dóbr, które zaspokajały potrzeby wyższe, miały elity społeczne. Posiadały one zasoby; wykształcenie, które dawniej faktycznie szło w parze z edukacją formalną, by tworzyć i czerpać z pereł dorobku kulturalnego. Dlatego widzimy dysonans między wspaniałymi gmachami, pałacami, dożów weneckich, a biednymi chatami sycylijskich chłopów; różnicę między życiem paryskich elit a życiem w rynsztoku większości społeczeństwa. Elita zawłaszczyła niejako swój dorobek, ograniczając jego poznanie większości. Nie zrobiła tego jednak nawet świadomie. Nietrudno sobie wyobrazić, że będąc pracownikiem fabryki, chłopem, nie mając zasobów i znajomości, a przede wszystkim pracując do upadłego – nikt nie myślał o kupnie książek, wizycie w teatrze czy operze – takie były warunki. Jednak sytuacja się zmieniała – już przed I Wojną Światową widzimy pozytywny skutek francuskich wartości ”wolności, równości i braterstwa”. Otóż rozwój cywilizacyjny, gospodarczy i technologiczny sprawiły, że o wiele większe grona mogły poprzez poprawę swojej sytuacji życiowej kształcić się, poznawać i mając czas oraz zasoby – cieszyć się dobrami kultury wysokiej.
Najważniejszym jednak czynnikiem było to, że przykład szedł z góry. Otóż jako ludzie mamy w sobie potrzebę wzoru, autorytetu. W czasach, gdy osoby wychowane w duchu kultury wysokiej sprawowały władzę, naturalnie inspirowały społeczeństwo. Król inspirował arystokrację, ta z kolei mieszczaństwo, a to docierało do innych. Od salonu w pałacu pod strzechę chaty, przykład spływał naturalnie. Bo człowiek dąży do poprawy swojego życia; dzięki temu się rozwija. I tu widzimy genezę upadku. Ponieważ to ludzie posiadający władzę są wzorem. Tak więc gdy I Wojna Światowa przypieczętowała upadek europejskich monarchii, ekspansji Europy. Spowodowała przemiany społeczne, w wyniku których władzę przejęli inni ludzie. Wymiana elit sprawiła, że przykład idący z góry był przeciwieństwem poprzednich treści. Bolszewik miast Cara, socjalista miast szlachcica, chłop miast profesora. Taki obraz można było zaobserwować choćby w Rosji w wiadomym okresie. Niskie horyzonty, a często i wartości wyznawane przez osoby na górze, sprawiły, że dawały taki przykład jaki potrafiły… marny. A jak wiemy, podobne, choć mniej przerażające zmiany, dotknęły cały kontent. Koniec kolejnej wojny i podział Europy między ZSRR a USA sprawił, że świat jaki znaliśmy – padł. Nastał nowy, prymitywny, ponury i ubogi.
Od guzika po gmach!
Spójrzmy jednak bezpośrednio na tę drogę ku upadkowi. Skupię się na dwóch płaszczyznach; świecie zagarniętym przez ZSRR i drugim przez USA. Jak wiadomo gdy ZSRR upadło narody się zjednoczyły, a te dwa światy się wymieszały i stworzyły dzisiejszy. Ale do konkretów.
Władza może wszystko. Władza tworzy i niszczy, a w ZSRR i na ziemiach na których panowało, nie było innej siły. Filozofia władców skupiała się na tym, iż ideały Lenina i Marksa odnośnie do społeczeństwa wcielono w życie. Człowiek pospolity, ubogi intelektualnie, jako źródło krzywd miał widzieć każdego kto miał lepiej. Ciemnota miała nienawidzić inteligencji, biedni mieli nienawidzić bogatych… mieli ich zamienić w popiół. Jednak poza zbrodnią na ludzkim życiu, obok maszerowała inna. Człowieka nie da się zabić – ale da zniszczyć. Ponieważ obok tego że mamy ciała, mamy i duszę, mamy dorobek. I to właśnie dorobek znienawidzonych elit trzeba było zmieść z powierzchni ziemi. Walczono więc na każdym etapie i poziomie z wszystkim, co kojarzyło się z elitą. Dosłownie. Zaczęto od rzeczy najbardziej osobistej. Cenzury dzieł. Treści płynących z przekazów. Ale nie pominięto ubioru… socjo-inżynieria wie dobrze, że ubiór jest manifestem naszych poglądów czy gustu; obok funkcji pierwotnej, praktycznej spełnia też tą duchową. Zatem robiono wszystko, by zamienić szafy ludzi wolnych na szafy robotników. Dopiero inwigilacja na tym poziomie gwarantowała, że ostatnia linia obrony, najprostszy element osobisty – będzie kontrolowany. Wiemy doskonale, że to jak się ubieramy ma wpływ na to jak się zachowujemy. Ubranie eleganckie wydobywa z nas nasze wysokie uczucia i maniery. Jesteśmy bardziej pewni siebie, jesteśmy sobą. Zaś by społeczeństwo kontrolować, zaczęto tworzyć obrazy ”burżuja”, obrzydliwą karykaturę typowego człowieka elity, gentlemana. Od tej pory cylinder, frak, smoking, garnitur miały być symbolem świni i tyrana. A na przeciw stał wyzwoliciel – robotnik i jego szaty. Wiemy jak takowe wyglądają; ubiór praktyczny, niespersonalizowany, zdeformalizowany. Dalej musieliśmy wpłynąć na naukę i muzykę; ograniczenie edukacji sprawiło, że kolejne pokolenia, nawet przy próbach rodziców, nie mogły posiąść wiedzy by zrozumieć treści cichcem przekazywane – wszelkie publiczne treści były pod kontrolą. Na sam koniec zostało – a jakże – to, co widzimy, tak więc socjalistyczne budownictwo, które miało wymazać ciężką betonową bryłą każdy florystyczny ornament na ostatniej z kamienic. Nieliczne stare relikty, miały być państwowe by pokazać triumf. Bo jak człowiek mieszka tak i z czasem myśli.
Na Zachodzie zaś, gdzie musiano odbudować świat, nikt nie miał czasu, w pogoni za pieniędzmi, dbać o estetykę. Owszem, miała się tam kultura wysoka o niebo lepiej, jednak bez podziału, elity musiały konkurować z prostym przekazem prostych ludzi, a że prostych było więcej, to i szybko komercja, prostota, wyparły kulturę wysoką. Zaczęło się od tego, że prezydent USA zszokował ludzi, gdy po zaprzysiężeniu miast w cylindrze pokazał się w homburgu (typ kapelusza, którego nie zna nawet autokorekta). Dalej poszło lawinowo. Gdy ZSRR upadło – biedni mentalnie i ekonomicznie ludzie wymieszali się z tymi o nieco lepszych warunkach finansowych – rozmyły się ostatnie granice, kultura wysoka opadła cicho na dno, pełne kurzu. Prosto w odmęty zapomnienia.
I nie próbowaliśmy tego naprawić?
Ostatnie dekady zawierają próby przywrócenia dawnych wartości i blasku naszej cywilizacji, jednak w bastionach kultura wysoka, która już wcześniej zaczynała się gubić, poczęła jeszcze bardziej korodować. Udziwnienia, coraz dziwniejsze firmy sprawiły, że artyści zaczęli tworzyć nurty, które będąc niepraktyczne i enigmatyczne zniechęcały ludzi; abstrakcja stała się symbolem elit, które żyjąc z pokolenia na pokolenie w takich warunkach, same się zmieniły. Widać to w poezji, malarstwie, architekturze czy w ubiorze.
I co dziś nam z tego?
I dziś żyjemy w czasach, gdzie mimo ogromnej inżynierii, zdolności i technologii, nie umiemy dorównać kunsztem architektom sprzed 100 lat. Bloki, beton, szkło, coraz większe i coraz bardziej puste. Znamy to; dalej i dalej od natury, samo to że niegdyś bielizna – biała koszula, podstawa stroju każdego, ale to KAŻDEGO – dziś poza dandysami, jest utożsamiana z politykami, prezesami, kierownikami i innymi karierowiczami, zaś człek normalny, to tylko na ślub przywdzieje. O ile ma jakąkolwiek. Żyjemy w świecie tandety i prymitywności, gdzie miast patrzeć na estetykę, jakość, patrzymy na cenę i staliśmy się banerami, ubrani tak samo z logiem marki na białym tle, jak banery… taka jest prawda. Zero indywidualności w nas, i nie oszukujmy się, nikt mi nie wmówi że to przez finanse, dobrze wiemy że dziś tandetny t-shirt jest droższy od marynarki. A tandetny, jeden z miliarda takich samych zegarków ceną bije chyba każdy wyrób na zamówienie. Ale to tylko wizualizacja naszych oczekiwań; otóż po dekadach, wiekach zmian, nie umiemy inaczej. Nie umiemy. Dziś muzyka instrumentalna żyje tylko w filmach, kościołach. Istnieją opery, festiwale, galerie, ale ilu z nich korzysta? A ilu z nas jest w stanie w pełni zrozumieć i cieszyć się tymi treściami? I problemem nie jest to że nie nosimy fraka, bo to bzdura w porównaniu z tym, że nie rozumiemy, że jedna cegła obaliła mur, i dziś ten mechanizm kreuje wszystko, od diety, po ubranie, od ulicy po nagrobek. Dlatego, poza edukacją formalną, bądźmy ciekawi, szukajmy piękna, samych siebie. Póki mamy z czego czerpać. Ostatnio jednak widzę nadzieję. Kolejne pokolenie, nienaznaczone piętnem totalitaryzmu, otwiera przyłbicę! Budzi się znów piękno, tam gdzie się spodziewał, od osobistej szafy, po domy, może niebawem, pójdzie to dalej. O ile poradzimy sobie z innymi zagrożeniami i ”spadkiem” poprzedniego pokolenia. Ku lepszemu!
O autorze
Gazeta Kongresy to młodzieżowe media o ogólnopolskim zasięgu. Jesteśmy blisko spraw ważnych dla młodego pokolenia – naszych spraw.