Przejdź do treści

Kultura na wakacje: „You may just like the opening band…”

Byliście kiedyś na koncercie zespołu, o którym nie mieliście żadnego pojęcia? Jest to doświadczenie co najmniej dziwne, jednocześnie ciekawe, ale też trochę nieprzyjemne, ciężkie do opisania widzisz wszystkich tych fanów stojących przy scenie, bawiących się, śpiewających (jeśli piosenka na to pozwala), czasami nie słychać nawet wykonawcy. Aż chce się poczuć te emocje towarzyszące wszystkim dookoła, ale mimo wszystko czuć dystans pomiędzy tym, co się dzieje dookoła, a tobą. Większość czasu w takiej sytuacji najlepiej jest po prostu skupić się na muzyce, dać szansę – a może akurat mi przypadnie do gustu?

Jako dziecko zdarzyło mi się być na paru koncertach, głównie wykonawców słuchanych przez rodziców. Jeszcze wtedy nie rozróżniałam ich za bardzo, wszyscy wydawali mi się bardzo podobni do siebie. A mimo to kojarzyłam pojedyncze piosenki, więc chyba nie można powiedzieć, że szłam na występ kompletnie na oślep, prawda? Gorzej, jak grali tylko i wyłącznie to, czego akurat się nie zna…

Jak już zaczęłam sama wybierać, na jakie koncerty pojadę, to zauważyłam tę różnicę pomiędzy szczątkową znajomością dyskografii wykonawcy, a kojarzeniem większości (lub wszystkich) utworów. Może to tylko moje odczucia, ale dopiero wtedy naprawdę poczułam jedność z grupą, z wykonawcą, z chwilą…. I pomijam tutaj kwestię drogich biletów i myślenia „jak już wydałam pieniądze, to wypadałoby się dobrze bawić”.

Na Mystic Festival 2023, żeby pilnować swojego miejsca zaraz przy barierkach, staliśmy ze znajomymi bez przerwy około sześć godzin, czekając na ostatni koncert i przy okazji uczestnicząc w dwóch wcześniejszych. Finalnie spędziliśmy tam ponad osiem godzin, nie licząc nawet kolejki przed wejściem. Czy wiele osób by stwierdziło, że to już za dużo? Że tyle godzin czekania na dwie godziny ostatniego występu nie było tego warte? Oczywiście, że tak. Czy ja, gdyby znowu do takiej sytuacji doszło, z chęcią przeżyłabym to jeszcze raz? Bez wahania. Gdy w grę wchodzi występ live zespołu, którego dyskografię znasz od deski do deski, jesteś w stanie wytrzymać więcej, niż ci się wydaje.

Fot. Amelia Jakimiuk

Czasem jednak warto dać się ponieść ciekawości

Czemu więc zdecydowałam się, wcale nie tak dawno temu, na koncert wykonawcy, z którego dyskografii kojarzyłam jedynie jeden album, i to jeszcze nie w całości? Którego słuchałam mimochodem, niespecjalnie nawet myśląc o zagłębieniu się w niego poza tym, co już o nim wiedziałam? Odpowiedź jest prosta, może i nawet naiwna albo lekko głupia, w zależności jak się o tym pomyśli: chciałam dać szansę czemuś nowemu. Czy byłyby to nowe piosenki, nowe doświadczenia  to nie miało dla mnie wtedy znaczenia, chodziło bardziej o sam fakt tej nowości, przy jednoczesnym uczuciu znajomości tematu, w skrócie: nowość bez obcości. Całkiem bezpieczne wydanie swoich pieniędzy, jakby nie patrzeć.

Różnica pomiędzy poprzednimi wspomnianymi przeze mnie koncertami a tym, była jedna, może niezbyt duża, ale zasadnicza: wyjątkowość tego wykonawcy. Albo raczej konkretnej piosenki w tym jednym znanym mi albumie: Nobody Likes the Opening Band.

Nie wiem jak, ale go znalazłam

I DONT KNOW HOW BUT THEY FOUND ME (tak, bez apostrofu), w skrócie iDKHOW, to nawet nie zespół, a jednoosobowy projekt dawnego członka Panic! At the Disco, Dallona Weekesa. Początkowo trzymany w sekrecie, zadebiutował  jeszcze wtedy w duecie z Ryanem Seamanem  w 2017 roku, piosenką Modern Day Cain (która obecnie jest jedną z moich ulubionych!). Większość z was mogłaby założyć, że iDKHOW poznałam właśnie przez wcześniejsze poczynania założycieli, czy to przez P!aTD, czy inny projekt Weeksa, The Brobecks, ale prawda jest zgoła inna. O powiązaniu tych nazw dowiedziałam się stosunkowo późno, najprawdopodobniej przez to, że wyżej wymienionymi zespołami się wcześniej nie interesowałam. No cóż, moja strata  teraz muszę nadgonić.

Co do samej piosenki, od której mój pomysł na tutejszy wywód się zaczął: skromnej piosenki z albumu Razzmatazz (ale tak naprawdę wypuszczonej już dwa lata wcześniej) Nobody Likes the Opening Band. Tytuł oraz pierwsze zwrotki mogłyby sugerować ironiczne albo wręcz prześmiewcze podejście do tematu  przecież wszyscy my, którym zdarzało się uczęszczać na koncerty, spotkaliśmy się chociaż raz z tzw. opening acts, supportami, mało znanymi zespołami, które grają przed tym głównym. Nikt ich nie zna, większość czasu ich styl może nie być jeszcze wypracowany albo wymagający poprawy, ponadto mogą po prostu nie trafić w gusta tej konkretnej publiki… Czyż to nie oczywiste, że piosenka skupiona na nich będzie wyśmiewać ideę tego typu występów?

Fot. Materiał promocyjny/winiarybookings.pl

You may just like the opening band

But if you lend an ear

And give them just one little chance

You may just like the opening band

Tak właśnie brzmią trzy ostatnie zwrotki utworu. To była przedostatnia piosenka koncertu, co było dla mnie sporym zaskoczeniem w tamtej chwili, natomiast słuchając sobie jeszcze raz słów Weeksa w odniesieniu do niej, rozumiem ten wybór.

Tutaj możecie przeczytać jego słowa po polsku (moje tłumaczenie):

Rozumiem wasze zagubienie, bo przecież dzisiaj nie było żadnych supportów, ale muszę wam coś wyjaśnić: ta piosenka nie ma na celu zniechęcić nikogo do zespołów otwierających, nie, bo nieważne, czy jesteś piosenkarzem, gitarzystą, magikiem czy… stylistą? Na Broadwayu? Chodzi mi o to, że każdy na pewnym etapie jest czyimś supportem, tak działa show-biznes, my też znowu kiedyś będziemy. Tak naprawdę, ta piosenka jest o dawaniu nowym rzeczom szansy, także bardzo dziękuję wam za wsparcie, kiedy sam zaczynałem z tym projektem, kiedy to miał być jedynie sekret, tylko dla mnie… A teraz jestem tu, po drugiej stronie świata, dla wszystkich tych obcych ludzi będących tu dla tego małego sekretu, nazwanego przeze mnie „I DONT KNOW HOW BUT THEY FOUND ME”.

A poniżej zamieściłam oryginał (spisany z nagrania):

I understand that’s strange ’cause there were no opening acts, but I need to make something very clear: this song is not about discouraging the opening acts, no, because if you are indeed a singer, a guitar player or a magician, or a… hairdresser? For Broadway? The point is, you will be someone’s opening act at some point, that’s how showbizness works, and we’ll be someone’s opening act again some day, that’s how it works. What this song is really about is getting new things a chance, so thank you for getting on board this thing when I started it, when it was all just a secret, no one was supposed to know, it was just for me… And here we are, on the other side of the world, around the strangers, all for this little secret thing I called „I DONT KNOW HOW BUT THEY FOUND ME”.

Oczywistym jest, jak bardzo tekst tego utworu jest odniesieniem do przeżyć i odczuć autora, sam się z tym w żaden sposób nie kryje. Co jednak bardziej mnie fascynuje, to fakt, że mimo silnie osobistego wydźwięku, ta piosenka była w stanie rzeczywiście mnie zachęcić do wyjazdu (wcale nie aż tak łatwego w realizacji, do naszej kochanej stolicy jechałam pociągiem ponad pięć godzin) i rzeczywiście dać szansę temu metaforycznemu supportowi. I innym wykonawcom, których miałam okazję od tamtego czasu poznać. Bo przecież, mogą mi się akurat spodobać.

Fot. nagłówka: Pexels/picjumbo.com