Przejdź do treści

Konflikt izraelsko-palestyński w mediach [ROZMOWA]

people using phone while standing

Sytuacja w Strefie Gazy pogarsza się. Zginęło już ponad 10 tysięcy osób, w tym 4 tysiące dzieci. Pod ostrzałem znajdują się również szpitale. Siły obrony Izraela nie zamierzają powstrzymać ataków na cywili, dopóki wśród nich ukrywają się członkowie Hamasu. Śmiertelnych ofiar przybywa również wśród Izraelczyków. Ponad dwustu czterdziestu ciągle znajduje się w niewoli. Tragiczna sytuacja humanitarna i polityczna jest coraz szerzej komentowana na arenie międzynarodowej i w mediach.

Jak każdy z nas, przyglądam się tym informacjom przez krzywe zwierciadło. Wpadam w sidła stronniczej narracji, uprzedzeń i dezinformacji. Jakub Katulski (politolog i kulturoznawca, szerzej znany z bloga i podcastu Stosunkowo Bliski Wschód) z którym rozmawiałam kilka dni temu, zwrócił uwagę, że spora część tego konfliktu rozgrywa się teraz w sferze mediów i opinii publicznej. Zapytałam więc, jak się w tym wszystkim odnaleźć i faktycznie zrozumieć, co się dzieje.

Fot. camilo jimenez | Unsplash

Jak poprawnie nazwać wydarzenia, które mają obecnie miejsce w Izraelu i Palestynie?

Ja używam słowa konflikt. Jest to termin politologiczny, który ma również swoją definicje w prawie międzynarodowym. Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze prowadzi śledztwo w sprawie zbrodni wojennych popełnionych w trakcie konfliktu izraelsko-palestyńskiego, więc byłoby to dziwnym, gdybyśmy używali innego określenia. Co prawda można się spotkać z takimi opiniami, że to nie jest konflikt, że lepiej mówić o okupacji, kolonializmie czy apartheidzie (ideologia oparta na segregacji rasowej i wyższości rasy białej). W ramach konfliktu mogą być stosowane różne narzędzia, jak czystki etniczne czy terroryzm. I to pojęcie nie umniejsza ani nie usprawiedliwia potencjalnych zbrodni popełnionych w trakcie trwania konfliktu.

Czy to wojna?

To jest ciężkie pytanie. Wojna jest terminem politycznym, trudnym do zróżnicowania. Teoretycznie do wojny dochodzi, gdy mamy konflikt między państwami, które formalnie wypowiadają akt wojny. Izraelczycy po pierwszych strzałach, które padły 7 października, próbowali używać tego terminu, aby podkreślić, że jest to bardzo intensywny konflikt. Na razie nie było formalnego wypowiedzenia wojny, dlatego ja używam określenia konflikt izraelsko-palestyński.

W taki sposób określa Pan strony tego konfliktu?

Tak. To, że doszło do pewnej eskalacji konfliktu izraelsko-palestyńskiego, w której walczy ze sobą Izrael i Hamas nie powoduje, że Palestyńczycy nie biorą w nim udziału. W końcu to oni padają ofiarami ostrzałów, a często nie mają nic wspólnego z Hamasem. Gdybyśmy chcieli ograniczyć ten konflikt tylko do sił obronnych nazwalibyśmy go walką sił obronnych Izraela i Hamasu, ale to przecież nieprawda, bo jak już mówiłem, ofiarami padają głównie cywile, którzy nie mają nic wspólnego z siłami zbrojnymi. Uważam, że jest to kolejna odsłona konfliktu izraelsko-palestyński i niestety nie ostatnia.

Dlaczego jest to taki trudny temat?

Jest wiele czynników, które utrudniają dyskurs, na to co się teraz dzieje. Według mnie, głównym z nich są osoby w ogóle nie związane z konfliktem, które szukają okazji, aby jasno opowiedzieć się po którejś ze stron. Przez to dochodzi do prób wymuszenia konkretnej narracji na dziennikarzach. Ludzie mają myśleć o konflikcie określone rzeczy, w określony sposób. Stąd próby wymuszenia na opinii publicznej chociażby użycia konkretnych określeń, jak terroryzm czy unikanie słowa konflikt oraz prowokacyjne pytania do ekspertów w stylu: Czy potępiasz Hamas? Czy potępiasz działalność sił obrony Izraela? To bardzo trudna sprawa. Duża część tego konfliktu dzieje się w tym momencie w sferze mediów i opinii publicznej. Ciężko o tym rozmawiać w wyważony sposób. Próba opowiedzenia o konflikcie z szerszej perspektywy (tło historyczne, religijne, kulturowe), często spotyka się z negatywną reakcją ze strony potencjalnych odbiorców. Ludzie piszą, że nie interesuje ich historia konfliktu tylko ludzkie odruchy. Nie neguje tego, ale to po prostu utrudnia tę rozmowę.

Co zrobić, że lepiej zrozumieć konflikt?

Trzeba skupić się na jego przyczynach. Czy ten konflikt rzeczywiście zaczął się 7 października, czy ciągnie się już od jakiegoś czasu? Co można teraz realnie zrobić? Przyglądając się wydarzeniom, sięgając do ich historii i genezy możemy znaleźć wiele argumentów, które podawane są przez jego strony. Warto zauważyć, że ten konflikt ma po prostu dwie strony. Nie jest to prosta dychotomia między dobrem a złem, jak starają się to przedstawić różni politycy i aktywiści. Jest to zależność między aspiracjami dwóch żyjących obok siebie narodów, które nie dysponują może symetrycznymi siłami, ale starają się realizować swoje dążenia przy pomocy dostępnych im narzędzi.

Czy w tak trudnej sytuacji da się w ogóle znaleźć jakieś potencjalne rozwiązania konfliktu lub próbować go złagodzić?

Na pewno nie ma sensu palcem wytykać sprawcy, mówiąc, że to jego wina. To wcale nie spowoduje, że rozwiążemy konflikt i znowu, na pewno nie ułatwi nam rozmowy. Potencjalnych rozwiązań konfliktu trzeba szukać w zrozumieniu, jakie są aspiracje obu stron. Wszyscy mają swoje ambicje. Palestyńczycy chcą niepodległego państwa. Izraelczycy chcą bezpiecznego państwa. Być może są to aspiracje nie do pogodzenia, ale jeśli będziemy się tylko przerzucać oskarżeniami, to nic to nie da.

Skąd czerpać informacje?

Nie jestem w stanie wskazać źródła, które opisuje ten konflikt bez żadnych uprzedzeń, bo niestety wszyscy je mamy. Ja staram się czerpać informacje ze wszystkich źródeł, które są dla mnie dostępne i je analizować. Zarówno izraelskie media, hebrajskojęzyczne oraz te bardziej arabskie, czyli https://www.aljazeera.com/. Są również strony anglojęzyczne opisujące rzeczywistość Izraela, jak https://www.jpost.com/ czy https://www.timesofisrael.com/. Warto śledzić też te, które skupiają się raczej na arabskiej perspektywie, jak https://www.middleeasteye.net/. Oczywiście są też polscy influencerzy i dziennikarze, którzy rzetelnie śledzą ten konflikt, np. Karol Wielczyński czy https://outride.rs/pl/. Niestety trzeba sobie samemu wyważyć te informacje.

To zapewne nie ułatwia tej rozmowy?

Tak. Problemem jest, że często nie oczekujemy od źródeł wiedzy, by nimi tak naprawdę były. Chcemy, żeby źródło potwierdziło nam nasze własne oczekiwania i obserwacje. To też zaburza sposób patrzenia na ten konflikt i całą rzeczywistość, bo problem nie dotyczy tylko obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie, ale ogólnie naszego stosunku względem mediów. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: oczekujemy potwierdzenia tego co już wiemy czy rzetelnych informacji?

Fot. nagłówka: camilo jimenez | Unsplash

O autorze

uczennica warszawskiego liceum o profilu humanistycznym. Uwielbia czytać literaturę piękną, oglądać thillery psychologiczne i pisać wszelakie twórcze teksty: artykuły, opowiadania oraz wiersze.