Już za kilka dni wraz z wyborami odbędzie się referendum. Wzbudza ono mnóstwo emocji. Przeciwnicy polityczni atakują wzajemnie swoje stanowiska wobec tego wydarzenia. Oprócz wątpliwości co do legalności i uczciwości przeprowadzenia owego referendum, należy się też skupić na samej treści pytań. Co mówią o tym, kto je zadaje?
Referendum wątpliwości
Zgodnie z art. 90 ustawy z 2003 roku o referendum ogólnokrajowym, może się ono odbywać w tym samym dniu, co wybory parlamentarne. Z pewnością obniża to koszty organizacyjne, ponieważ komisje wyborcze stają się automatycznie odpowiedzialne również za organizację referendum. Dlaczego więc poprzednie referenda nie odbywały się przy okazji wyborów?
15 października otrzymamy trzy karty do głosowania – do sejmu, senatu i kartę referendalną. Mimo przeprowadzania kampanii, referenda nigdy nie cieszyły się zbyt dużą frekwencją, która jest kluczowa dla ważności tej formy demokracji. Być może wynika to z przywiązania Polaków do demokracji reprezentacyjnej: skoro wybieram odpowiadającą moim poglądom partię lub kandydata, to oczekuję, że będzie on realizował moje interesy. W takim wypadku wystarczy mobilizacja okołowyborcza. Problem polega na charakterze mandatu poselskiego: jest on wolny. Wybrany przez nas kandydat może, kuszony zdobyciem władzy, dzień po wyborach dołączyć do innej, niewspieranej przez jego wyborcę partii. Nie grożą mu za to konsekwencje – przynajmniej do najbliższych wyborów, kiedy to obywatele ocenią jego wiarygodność, gdy ten będzie starał się o reelekcję.
Oczywiście pojawiają się pomysły, aby uniemożliwić takie swobodne przepływy posłów. Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiadał, że każdy, kto po wyborach odejdzie z Polskiego Stronnictwa Ludowego, będzie musiał zapłacić milion złotych na wybraną organizację non-profit. Jednak zgodnie z art. 104 Konstytucji RP byłoby to niezgodne z ideą wolnego mandatu.
Niechęć do referendum objawia się również w przypadku tego zaplanowanego na 15 października. Nade wszystko należy się zastanowić nad zasadnością zadawanych w nim pytań.
Powrót do przeszłości
Mimo organizacji „przy okazji” wyborów parlamentarnych, referendum wiąże się z kosztami. Kilkadziesiąt milionów to kwota, z jaką trzeba się liczyć, oczywiście bez kosztów kampanii referendalnej. W nią włączyło się mnóstwo fundacji i spółek skarbu państwa, jak na przykład Totalizator Sportowy Lotto, który z pytaniami referendalnymi ma zdecydowanie niewiele wspólnego.
W związku z kosztami, które mają szansę „zwrócić się” tylko przy wystarczającej frekwencji, referendum powinno być organizowane wyłącznie w przypadku spraw kluczowych dla kraju. A język użyty do konstrukcji tych pytań przeczy powadze owego głosowania.
Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?
„Wyprzedaż” nie jest słowem neutralnym. Kojarzy się nam ze sprzedażą towaru ze zmniejszonym zyskiem, podczas gdy jego wartość pozostaje niezmienna. Problem polega na tym, że zgodnie z podstawową zasadą techniki prawodawczej jedno pojęcie ma jedno znaczenie, a więc sprzedaż nie oznacza wyprzedaży. Dodatkowo słowo to nie występuje w polskim prawie, a pytania referendalne powinny posługiwać się językiem nienacechowanym i jednoznacznym.
To samo tyczy się wyrazu „utrata”. Sugeruje, że obecnie obywatele mają realną kontrolę nad strategicznymi sektorami gospodarki. Dodatkowo w pytaniu jest podkreślona sprzedaż jedynie podmiotom zagranicznym. W takim wypadku nie wypowiadamy się o częściowej prywatyzacji tychże spółek i przedsiębiorstw, przeprowadzonej na przykład przez odsprzedanie ich części osobom prywatnym z Polski.
Już pierwsze pytanie nie jest bezstronne. Działa na emocje i snuje ponurą wizję utraty, wyprzedaży, braku bezpieczeństwa.
Czy popierasz podniesienie wieku emerytalnego, w tym przywrócenie podwyższonego do 67 lat wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn?
W zasadzie to pytanie mogłoby brzmieć: Czy popierasz przywrócenie podwyższonego do 67 lat wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn? To, co widzimy, to tautologia, czyli tak zwane „masło maślane”. Zabieg ten służy wzmocnieniu efektu synonimów „podniesienie” i „podwyższonego”. Na uwagę zasługuje również użycie rzeczownika „przywrócenie”, wskazującego na powrót, cofnięcie się, wreszcie na porównanie. Porównanie do poprzednich rządów oczywiście. Prawdziwy sens tego pytania nie leży w samym wieku emerytalnym (wtedy zdanie zakończyłoby się przed przecinkiem), lecz w przypomnieniu o tym, kto ten wiek obniżył. Nie należy jednak zapominieć o tym, że Mateusz Morawiecki współdecydował o podwyższeniu wieku emerytalnego. Premier zasiadał w Radzie Gospodarczej w latach 2010-2012 i doradzał Donaldowi Tuskowi. Publicznie popierał te reformę; co więcej, jego wypowiedź na ten temat pojawiła się także w tzw. aferze wizowej. Nic dziwnego, że premier w tym temacie nie jest wiarygodny i drugie pytanie ogłaszała Beata Szydło.
Język niepokoju
Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?
Pytanie trzecie, w przeciwieństwie do dwóch pozostałych, nie jest długie. Nie jest też wyjątkowo tendencyjne. Wyraz „bariera” kojarzy się z czymś nieprzekraczalnym, zapewniającym bezpieczeństwo, ale też z drugiej strony z przeszkodą, utrudnieniem. Czy jest tak w rzeczywistości? Mamy prawo mieć poważne wątpliwości co do jego skuteczności. Uważam, że to pytanie, jako jedyne w najbliższym referendum, jest zbudowane w sposób dopuszczalny, jasny pod kątem językowym. Pytanie tylko, czy jest zasadne, gdyż obecnie żadna z liczących się partii nie proponuje obecnie likwidacji tejże bariery: może oprócz należącej do Lewicy Jany Shostak, która jednak zdecydowanie nie jest pierwszorzędną przedstawicielką tego ugrupowania. Już dziś można przewidzieć wynik tego głosowania.
Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?
Ostatnie pytanie jest najdłuższe i jest w nim najwięcej wyrażeń nie tyle nieneutralnych, co wręcz nieprofesjonalnych. Począwszy od niedokładnego i raczej potocznego wyrażenia „tysiące”, które wskazywałoby na naprawdę ogromną liczbę, mamy do czynienia z pytaniem z narzuconą tezą. Określenie „nielegalni”, nie powinno być zestawiane z nazwą imigranci:
Przede wszystkim o nikim nie można powiedzieć, że jest nielegalny. Można powiedzieć, że imigrant ma nieuregulowany czy nieudokumentowany status prawny.
Tak mówił Paweł Cywiński z portalu uchodźcy.info (https://oko.press/nielegalny-imigrant-nielegalny-uchodzca-prostu-uchodzca-pis-manipuluja-pojeciami-wyjasniamy). Tak nakazuje też zwyczajna językowa przyzwoitość. Wskazanie na pochodzenie tych migrantów wzbudza strach przed tzw. multikulturalizmem, który rzekomo miałby zagrażać rodzimej tradycji i jednolitości. W rzeczywistości bez podania konkretnej liczby nie można budować napięcia. Jest różnica między trzema tysiącami, a dwustoma tysiącami migrantów. Nie będę nawet tego pytania odnosić do tzw. afery wizowej, która podważa wiarygodność referendum.
Presja to inaczej przymus. Akcja, która wywołuje reakcję. Czwarte pytanie referendalne ma za zadanie wzbudzić w społeczeństwie lęk i zmobilizować do obrony. To w dużej mierze pomogło Prawu i Sprawiedliwości wygrać wybory w roku 2015.
Wreszcie sformułowanie, które najbardziej mnie zdziwiło: „biurokracja europejska”. Biurokracja kojarzy się jednoznacznie źle. Dodatkowo przymiotnik „europejska” wzmaga niechęć obywateli wobec Unii Europejskiej. Rozumiem jednak użycie tych słów. Nawet jeśli uprawniony do głosowania w referendum nie wie, na czym ma polegać mechanizm relokalizacji, to z pewnością pojmuje, czym jest biurokracja. Zawsze zagłosuje przeciwko.
Czytanie ze zrozumieniem
Większość z nas twierdzi, że umie czytać ze zrozumieniem. Zazwyczaj dość szybko orientujemy się, co ktoś chce nam przekazać i nie musimy przeznaczać na to wiele czasu. Są jednak sytuacje, kiedy, jak w szkole podstawowej, zadajemy sobie pytanie, co autor miał na myśli. Tak powinno być w przypadku tegorocznych pytań referendalnych. Nie wystarczy samo dostrzeżenie sensu: trzeba czytać między wierszami. Pojedyncze słowa niosą za sobą znaczenie, które może ważyć na treści: język w służbie referendum. Czy nie powinno się ono bronić samo?
Źródła:
fot. nagłówka: Pixabay
O autorze
„Zainteresuj się polityką, zanim ona zainteresuje się tobą". Zajmuję się polityką i stale staram się zrozumieć, jak działa jej świat. Dzień bez podcastów jest dla mnie dniem straconym. Jestem studentką twórczego pisania i edytorstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Uważam że, w życiu najważniejsza są pasja i charyzma, które codziennie pchają nas do przodu i pozwalą spełniać marzenia.