Wyobraź sobie, że budzisz się o poranku, z uśmiechem na ustach, gotowy spędzić dzień na wyjaśnianiu, jak wypełnić kartę do głosowania zdezorientowanej chmarze obywateli. Witamy w życiu pracownika komisji wyborczej, gdzie „każdy głos się liczy” często przekłada się na „liczy się każda przerwa na kawę”. Od rozszyfrowania tajemnej sztuki formularzy rejestracji wyborców i znalezienia nowych sposobów powiedzenia „proszę użyć długopisu” praca nigdy nie jest nudna. Ale jak dokładnie wygląda od środka?
ETAP 1 – zgłoszenie i poszukiwania czajnika
Kiedy wyślemy już zgłoszenie do urzędu, mówiące, że chcemy zostać członkiem komisji, a urząd nas powoła, czas zakasać rękawy. Praca w komisji rozpoczyna się dzień przed wyborami. Rano należy stawić się w lokalu wyborczym, aby porozwieszać informacje dla głosujących, odpowiednio ustawić stoliki i podpisać się na liście obecności. Następnie należy wykonać najbardziej monotonne zadanie tego dnia, czy przeliczyć wszystkie karty wyborcze. Przyjadą one do lokalu razem z resztą materiałów wyborczych, taksówką, spakowane w bardzo zgrabne, kilkudziesięciokilowe, płócienne worki. Podczas liczenia można zaznajomić się z pozostałymi członkami komisji i ustalić grafik pracy na dzień wyborów.
ETAP 2 – uroczyste otwarcie
W dzień wyborczy należy stawić się w lokalu już o szóstej rano, co jest bez wątpienia najtrudniejszym elementem tego dnia. Teraz następuje ponowne przeliczenie kart do głosowania, aby sprawdzić, czy żadna z nich nie zaginęła w ciągu nocy. Później wszystkie należy starannie ostemplować pieczątką z numerem naszej komisji. To istotne, ponieważ głos oddany na karcie bez pieczątki jest nieważny. Trzeba też zająć się głównym punktem programu, czyli urną wyborczą, która wymaga zaplombowania. Po wykonaniu tych czynności i oczywiście po zaparzeniu kawy, o godzinie siódmej rano otwierają się drzwi lokalu wyborczego. Od tego czasu zaczynają przychodzić petenci, chcący oddać głos na swojego faworyta w wyborach. Nasze zadanie polega na odnalezieniu nazwiska takiego delikwenta w spisie wyborców, sprawdzenie jego dowodu osobistego i poproszenie go o podpis w stosownej rubryczce. Wydajemy mu ostemplowaną kartę z nazwiskami i obserwujemy, czy aby na pewno kończy ona złożona w urnie.
ETAP 3 – sądna godzina
O godzinie 21 następuje zamknięcie lokalu wyborczego, jeśli oczywiście nie ma w nim już nikogo poza członkami komisji. Wtedy przychodzi moment, na który wszyscy czekali i który jest tak często pokazywany w wieczornych wiadomościach podczas okresu wyborczego, czyli otwarcie urny i wysypanie wszystkich głosów na podłogę. Teraz rozpoczyna się najciekawszy etap, czyli etap liczenia głosów.
Po dokładnym przeliczeniu kart sporządza się protokół, w którym wpisuje się liczby głosów oddanych na kandydatów. Natomiast dokument z wynikami głosowania wywiesza się na drzwiach lokalu. Tutaj, tak na dobrą sprawę, kończy się dzień wyborczy dla większości członków komisji, ponieważ dalsze kroki podejmują już przewodniczący i wiceprzewodniczący komisji. Oni muszą spakować protokół i pozostałe materiały wyborcze z powrotem do worów i odwieźć je do urzędu miasta.
ETAP 4 – oczekiwanie na przelew i chwalenie się znajomym, że działasz społecznie
Kiedy następnego dnia cały naród ekscytuje się wynikami wyborów, przychodzi czas na przybranie skromnego uśmiechu i wspomnienie w rozmowie, że było się członkiem komisji wyborczej. Po miesiącu na nasze konto wpłynie wypłata, której wysokość jest zależna od rodzaju wyborów i naszego stanowiska w komisji. Najczęściej wiceprzewodniczący dostaje około 100 zł więcej od szeregowego członka komisji, a przewodniczący o 200 zł więcej. Na tym kończy się służba w ochronie demokracji.
Fot. nagłówka Andrea Piacquadio/ pexels.com
O autorze
Studentka prawa międzynarodowego, z pasją do pisania tekstów wszelkich. Żywo zainteresowana czytaniem książek z działu literatury pięknej i obyczajowej oraz zgłębianiem tajników komedii.