Większość z nas, niezależnie od wieku, dorastała w otoczeniu wpływów amerykańskiej kultury. Globalizacja sprawiła, że większość z nas widziała filmy amerykańskiej produkcji lub czytała książki o tym, jak wygląda życie za oceanem. Jednak to wszystko to tylko refleksja prawdziwego życia. Czy informacje z nich płynące oraz nasze wyobrażenia na temat tego, jak naprawdę wygląda życie w amerykańskim liceum, są prawdziwe? Sama zadawałam sobie to pytanie, kiedy dostałam informację, że będę w stanie wyjechać na roczną wymianę do Stanów Zjednoczonych. Już samo to, że zostałam wrzucona w zupełnie inną kulturę, do nowego domu i miejsca, było dla mnie dosyć sporym szokiem. Jednak uważam, że szkoła jest tutaj jednym z większych części mojego pobytu i zdecydowanie nie przypomina tej, którą znałam z mojego dosyć małego, przeciętnego miasta.
Gdzie tak właściwie jestem?
Swoją wymianę zaczęłam w połowie sierpnia. Miałam takie szczęście, że mój lot był bezpośrednio z Warszawy do Nowego Jorku, a następnie do Portland w Maine. Podróż to na pewno jedna z bardziej męczących kwestii wyjazdu, zaraz obok pakowania swojego całego życia w 23 kg bagażu. Jednak dla mnie wszystko przebiegło bez większych problemów i tak 20 sierpnia wylądowałam w średniej wielkości domu w nadbrzeżnym miasteczku w południowej części stanu. Cape Elizabeth to miasto, którego populacja delikatnie przekracza 9,000 mieszkańców. Znajduje się na przedmieściach Portland, z wieloma plażami i zatokami.
Wychowanie fizyczne vs. USA
Piłkarze i cheerleaderki, ogromne boiska, hale sportowe, uczniowie kibicujący swojej drużynie sportowej. Właściwie wszystko, co znamy z filmów jeżeli chodzi o sport w amerykańskiej szkole średniej, jest prawdą. W czasie roku szkolnego są trzy sezony: jesienny, zimowy oraz wiosenny. Większość osób skupia się na jednym sporcie i trenuje na konkretny sezon, jednak teoretycznie można być częścią aż trzech drużyn sportowych w ciągu roku. Treningi zaczynają się już w sierpniu i często odbywają się dwa razy dziennie, co razem składa się na 4 godziny każdego dnia przez około trzy tygodnie wakacji. W czasie roku szkolnego są to zazwyczaj dwie godzinny dziennie, a w weekendy odbywają się mecze. Cały kampus szkoły jest zresztą przystosowany w dużej części do sportowego rozwoju uczniów. Budynek mojej szkoły, który uznawany jest za jeden z mniejszych w stanie z jedynie około 500 uczniami, wyposażony jest w basen, siłownię, halę, sześć kortów tenisowych, boisko do futbolu amerykańskiego, trzy boiska do piłki nożnej, lacrosse, czy hokeja na trawie, bieżnię oraz boisko do baseballu i softballu. Nie wspominając o tym, że szkoła umożliwia również dołączenie do drużyny hokeja, żeglarstwa, czy narciarstwa alpejskiego i biegowego. Możliwości są właściwie nieskończone.
Czy oni się tam w ogóle czegoś uczą?
Przyjeżdżając tutaj, słyszałam mnóstwo stereotypów na temat tego, że poziom nauczania jest niższy niż w Polsce. Czy to prawda? Tutaj odpowiedź według mnie nie jest jednoznaczna. Tak, myślę, że widać zdecydowaną różnicę w tym, czego nastolatkowie są uczeni. Na pewno nie każdy jest w stanie wymienić wszystkie organella w komórce, czy narysować wzór funkcji. Jednak dużo bardziej rozwijana jest kreatywność i samodzielne myślenie. Wyrażanie swojej perspektywy przez eseje czy zwyczajne dyskusje podczas lekcji to codzienność. Co da się jednoznacznie ocenić, to zaplecze akademickie. Uczniowie mają dostęp do zbioru książek, e-booków, aktualnych gazet oraz audiobooków zupełnie za darmo w bibliotece. Dodatkowo każdy dostaje swoje urządzenie, które w moim przypadku było iPadem, zastępujące większość zeszytów i książek, dzięki czemu mogłam pożegnać się chociaż na chwilę z problemem dźwigania codziennie 5 kg papieru do szkoły. Same zajęcia odbywają się w czterech rotacjach, gdzie każdy ma swój indywidualny plan. Uczniowie już od pierwszego roku w liceum są w stanie wybrać dla siebie zajęcia, na które chcą uczęszczać. Oczywiście nie chcę nikogo zmylić, są pewne wymogi, które przez cztery lata należy spełnić, aby skończyć szkołę. Różnorodność tutaj jest jednak ogromnym plusem, ponieważ można uczęszczać na matematykę, historię czy fizykę zaraz obok ceramiki, teatru, fotografii czy psychologii. Rzeczą, która była dla mnie zdecydowanie zaskakująca, były tzw. study halls. Są to lekcje, na których uczniowie mają czas, żeby iść do nauczyciela, jeżeli potrzebują w czymś pomocy, odrobić pracę domową w bibliotece, czy zwyczajnie odpocząć.
Coś, co w Polsce zupełnie nie istnieje, a tutaj jest bardzo dużą częścią chodzenia do szkoły średniej, to wszelkie wydarzenia, które się wokół niej dzieją. Po pierwsze sporty, w które uczniowie są nie tylko zaangażowani poprzez granie, lecz również kibicowanie swoim drużynom. Każda dyscyplina ma swoje zawody i rywalizacja międzyszkolna jest naprawdę rozwinięta, a każdy mecz jest ogromnym wydarzeniem, również socjalnym. Do tego stopnia, że przy ważniejszych meczach na poziomie stanowym cała szkoła ubiera się w kolory placówki. Szkoła jest więc właściwie miejscem w którym uczniowie spędzają większość swojego dnia, nie tylko ucząc się, lecz również uczestnicząc w spotkaniach klubów i wydarzeniach. Świetnym przykładem są również musicale i przedstawienia teatralne, a nawet TED talks organizowane przez uczniów.
Przeciwnie do tego co wiele osób myśli, amerykańskie High School to nadal szkoła i mimo różnic, nadal chodzi głównie o naukę. Dostaję sporo pytań na temat tego jakie są największe różnice i czy jest lepiej. Lubię odpowiadać, że właściwie szkoła różni się wszystkim i niczym. Jednak zdecydowanie jest to niezwykle ciekawe i niespodziewane doświadczenie które polecam każdemu.
O autorze
Uczennica drugiej klasy liceum, aktywistka, działaczka społeczna oraz miłośniczka wschodów słońca, kawy i programów pana Roberta Makłowicza. W wolnych chwilach szlifuje umiejętności gry na gitarze lub czyta. Reprezentantka Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, finalistka programu FLEX, współzałożycielka projektów WellNest i Beyond Borders.