Przejdź do treści

Jak oceniać po okładce – wydawnictwa, nie książki

Okładki – domyślnie mające informować nas o tym, jaką książkę mamy w rękach – stały się w pewnym momencie sposobem na ich promocję. Muszą one zwracać na siebie uwagę, by przyciągnąć wzrok potencjalnego nabywcy w tym przejaskrawionym i przebodźcowanym świecie. Wiecie, drodzy czytelnicy, co jest najskuteczniejszą taktyką wydawnictw, by wyróżnić się spośród konkurencji? Jest to praktyka niezbyt często wykorzystywana (może ze względów finansowych), jednak skuteczna przy podnoszeniu „prestiżu” publikacji. Używana głównie w przypadku wydań kolekcjonerskich, bo nikt przecież nie zapłaci prawie dwa razy więcej niż normalnie za ładną książkę, która może kompletnie nie trafić w nasze gusta. Tak, mówię tu o barwionych (uszlachetnionych) brzegach. Jak się one odnoszą do oceniania wydawnictw po okładce, skoro nie są nawet jej częścią? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. I o niepłacenie artystom, jak już o tym mowa. I o użycie sztucznej inteligencji… Pozwólcie mi wyjaśnić.

Aj, znowu to AI

Projektowanie książek jest sztuką samą w sobie. Może to dziwić osoby niewtajemniczone w ten proces, bo co jest trudnego w dodaniu ramki tekstowej na jakiejś tam grafice oraz przepisaniu tytułu i autora? Nie będę wchodzić w szczegóły, ale często po samym wyglądzie okładki widać już, jak bardzo wydawnictwo przemyślało projekt książki. Ale nie wszystko jest takie oczywiste. Co, jeśli wszystko wygląda na pierwszy rzut oka dobrze, ale zaczyna się rozpadać, gdy tylko spróbujesz przyjrzeć się szczegółom? To brzmi jak AI.

AI, artificial intelligence, sztuczna inteligencja – od pewnego czasu podbija internet swoją kontrowersyjnością, i to nie bez powodu. Skupię się tu głównie na sztucznie generowanych obrazach, gdyż jest to istotne w omawianym przeze mnie kontekście. Jak powstają takie obrazy? W skrócie – algorytmy biorą ze swojej bazy danych (w większości przypadków z internetu) obrazy z konkretnymi przedstawionymi (i opisanymi) elementami, a następnie przy ich pomocy wypluwają z siebie bryłę mającą imitować te elementy. Celowo używam tu słowa „wypluwać”, gdyż w przeciwieństwie do ludzi replikujących coś, co widzą, AI nie uczy się, nie rozumie, jak przedstawiona rzecz wygląda, a jedynie przetwarza to, co ma w swoich zasobach, w coś innego o podobnym charakterze. Dlatego też, gdy chodzi o coś bardziej skomplikowanego (na przykład dłonie), bądź gdy algorytm nie ma dostatecznie dużej liczby materiałów, końcowym produktem są często bezkształtne plamy, które z daleka może przypominają to, czym miały być, ale tak naprawdę nie przedstawiają nic. Oczywiście, z biegiem czasu technologia ta rozwinie się na tyle, że wyeliminuje większość takich przypadków, ale obecnie jest to najskuteczniejsza metoda rozpoznawania treści AI.

Kapitalizm lubi to

Trudno się dziwić, że zaczęto tej technologii używać do celów zarobkowych – za drobną opłatą masz przecież nieskończoną ilość obrazów do swojej dyspozycji. Wiele osób, w tym ja, kwestionuje jednak etyczność tych praktyk, głównie ze względu na wykorzystywanie w swoich bazach danych zdjęć bądź rysunków bez informowania (a tym bardziej zgody) autorów oryginalnych dzieł. Deweloperzy algorytmów AI często pobierają opłaty za korzystanie z ich modeli, jednocześnie nie płacąc tym, bez których by one nie działały. Teraz są one wykorzystywane do projektowania grafik, zajmując miejsce artystom. Jest to praktyka, którą zdarza mi się widywać coraz częściej, zwłaszcza w przypadku okładek książek. „Tak w przyszłości będzie wyglądać większość rynku wydawniczego” – słyszę od osób mniej ode mnie zainteresowanych – „To tak jak maszyny zajmujące stanowiska ludzi w liniach produkcyjnych w ubiegłym wieku”. Ciężko z tym dyskutować, zwłaszcza że większość społeczeństwa zdaje się nie przejmować tym stanem rzeczy. Mimo wszystko AI to jest jedynie narzędzie, zostało stworzone, by pomagać ludziom. Szkoda tylko, że jest wykorzystywane do czegoś zupełnie innego. Na przykład do szybkiego zysku niskim kosztem.

Ciekawym przykładem jest tutaj wydawnictwo Albatros oraz ich nowa seria specjalnych wydań Kinga. Pozornie są to wydania estetyczne, z ilustracjami i uszlachetnionymi brzegami. Zapewne zasługują na swoją cenę, wyższą o prawie dwadzieścia złotych, oraz plakaty promocyjne na przystankach autobusowych, prawda? A co, jeśli powiem wam, że cała ta seria to jest sposób na łatwy zarobek polskiego wydawcy? Z użyciem obrazków AI zakupionych ze strony Freepik, bo subskrypcja tam wychodzi taniej niż zatrudnienie artysty? Swego czasu zrobiłam z ciekawości małe rozeznanie w tej kwestii. Znalazłam wszystkie elementy okładek PóźniejInstytutu. Odkryłam jedną dość przykrą rzecz o całej tej sytuacji. Widzicie, Freepik to strona, na której można znaleźć zdjęcia, wektory i inne, do komercyjnego użytku. Niektóre są za darmo, do innych potrzebna jest subskrypcja. Od zwykłej strony ze stockami różni ją jednak to, że wspiera zarówno sprzedawanie obrazów AI, jak i to, że ma dostępny taki generator. Jedyną ratującą tę stronę rzeczą jest fakt, że wymaga ona od sprzedających oznaczanie swoich produktów jako sztucznie wygenerowanych, o ile oczywiście takie są. Żeby tylko jeszcze użytkownicy się do tego stosowali…

Fot. Wydawnictwo Albatros

Jednym z bardziej widocznych elementów okładki Później (zdjęcie powyżej) jest miasto i budynki w tle. Spójrzcie proszę na okna tych budowli – coś z nimi jest nie tak. Czy to po prostu bardzo niespójny chwyt artystyczny? Czy może nieumiejętność AI w generowaniu powtarzalnych wzorów? Gdy zajrzymy na stronę, z której wzięty został obraz, dostrzeżemy parę ciekawostek: po pierwsze, na profilu sprzedawcy jest dostępnych wiele podobnych ilustracji, z czego większość z nich jest oznaczona jako sztucznie wygenerowana. Po drugie: ta konkretna nie jest. I, mówiąc o tym, że te obrazy są podobne, nie mówię tylko o podobnym stylu. One wszystkie wyglądają prawie identycznie – kolorami, stylem i kompozycją, różnią je tylko szczegóły. To już powinno zapalić czerwoną lampkę każdemu przeglądającemu, bo ten konkretny użytkownik łamie w tym momencie wytyczne strony. A mimo to, dostał (i pewnie wciąż dostaje) pieniądze za to, co umieścił.

Fot. Amelia Jakimiuk
Fot. Amelia Jakimiuk

A jaka jest rzeczywistość?

Warto zapytać się w tym momencie, czy dla wydawnictwa jest jakaś różnica między zwykłym kolażem ze stockowych zdjęć a użyciem już wcześniej gotowych obrazów AI. Przecież sami nie używają tej technologii, a równie dobrze to mogą nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, że obraz, którego użyli jest sztucznie wygenerowany. I tutaj wchodzi kwestia etyki. To tak jak nieświadome kupowanie produktów od nieetycznej marki obowiązek świadomej konsumpcji spoczywa na konsumencie i ciężko jest usprawiedliwić cokolwiek słowami „przepraszam, nie wiedziałem”. Finalnie, działania osoby odpowiedzialnej za projekt graficzny, a za tym, działania całego wydawnictwa, wyglądają po prostu na ignorancję. Pokazują, że nie uznają twórczej pracy artystycznej za istotnej, zatrudniając jako graficzkę osobę już związaną z firmą i minimalizując koszty związane z ilustrowaniem. Przypomnijmy tylko, że cała ta seria nowych wydań książek Kinga (które mają na karku już przynajmniej parę lat), jako swój główny atut ma właśnie aspekt estetyczny. Wystarczy wejść do pierwszej lepszej księgarni, by zobaczyć, jak wiele nowych wydań jest oznaczonych logiem Albatrosa. Oczywiste jest, że nie brakuje im funduszy na projekty, zwłaszcza że mogą sobie spokojnie reklamować swoje najnowsze wydania na przystanku tramwajowym koło mojej uczelni. Mam dowód.

Fot. Amelia Jakimiuk

Co jednak da nagłośnienie tego problemu w jednym artykule? Przecież rzeczywistości i tak nie zmienimy. Większość ludzi wciąż będzie kupować te wydania, bo są „estetyczne”, a są nawet całe społeczności osób wspierających produkcję takimi metodami. Wygląda na to, że jedyne, co można z tym zrobić, to nagłaśniać to, mówić o tym i próbować uświadamiać o problemie. Nie oczekuję dużego odzewu w tej kwestii, natomiast nie czułabym się dobrze, gdybym się tym z wami nie podzieliła. Tak, jak już wcześniej wspomniałam, wiem, że świat idzie do przodu i że nie da się już powstrzymać wykorzystania AI w czymś, co powinno być w założeniu „sztuką”. Na koniec jednak zadam jedno, najważniejsze dla mnie pytanie: jeśli oddamy sztucznej inteligencji wszystkie sposoby ekspresji artystycznej, to co zostanie dla nas?

Źródła:

https://www.wydawnictwoalbatros.com/ksiazki/pozniej-edycja-limitowana/

https://support.freepik.com/s/article/AI-generated-resources-General-guidelines?language=en_US&Id=ka0Tb00000012qzIAA

https://www.freepik.com/author/cubydesign

Fot. nagłówka: Monstera Production/Pexels