Obecna polska polityka zagraniczna przyjmuje bierną postawę wobec wyzwań, które stawia nam współczesny świat. Kiedyś może było to wynikiem racjonalnej kalkulacji siły, dziś wyrazem najprostszej głupoty. Za naszą granicą wybuchła wojna, Unia Europejska jest powolna oraz płochliwa; to idealny moment, aby Polska wykorzystała ten trend i powróciła do klubu lokalnych mocarstw europejskich.
Do niedawna Polsce przepowiadano pozycję kluczowego rozgrywającego w Europie Wschodniej oraz filar europejskiej integracji. Nadzieje jednak okazały się dla nas płonne, gdyż zamiast szanować nasz kraj na arenie międzynarodowej, państwa Europy traktują go jak pionka. Polska stała się kolejnym państwem, którego największe osiągnięcie to jedynie status członka europejskiej wspólnoty. Nasze dzisiejsze położenie okazuje się jeszcze bardziej ponure, gdy uwzględni się, że zaledwie osiem lat temu (po wynikach referendum Brexitowego) Polska była naturalnym następcą Wielkiej Brytanii pod względem politycznym. Gdyby rodzima klasa polityczna zachowała swoje ostrożne podejście dyplomatyczne, po wybuchu wojny na Ukrainie, Polska byłaby już nie tylko motorem integracji Unii Europejskiej, ale również jej politycznym liderem. Wątpliwości budzi również to, czy po wygranej opozycji w nadchodzących wyborach polityka zagraniczna rzeczywiście przejdzie do ofensywy. Może, że elita polityczna obawia się, że próba zajęcia jakiegoś konkretnego stanowiska może rozdrażnić inne państwa europejskie?
Jednakże to właśnie arena europejska powinna być najbardziej aktywnym kierunkiem polskiej dyplomacji. Naturalnie nie należy oczekiwać, że Polska stanie się ważnym geopolitycznym graczem, aczkolwiek może rościć pretensje do wpływu na sprawy europejskie. Jesteśmy bowiem motorem gospodarczym Europy Wschodniej oraz najbardziej zaludnionym państwem Unii Europejskiej za linią Odry, dlatego spełniamy wszystkie przesłanki, aby wychodzić z inicjatywami reformy europejskiej wspólnoty. To Polska wydaje się teraz jedynym państwem w Unii Europejskiej, którym mógłby zainicjować powstanie jednolitego systemu azylowego oraz migracyjnego. Wraz z wojną w Ukrainie premier mógłby rozpocząć dyskusję o europejskich składkach na wspólną obronność. Na ten moment jedynie polska armia utrzymuje wystarczający poziom zdolności bojowej, aby w ogóle stawić czoło rosyjskiemu napastnikowi. Zatem dlaczego tylko polscy podatnicy powinni płacić za obronę całej Europy? Następnego Cudu nad Wisłą nie będzie, a przynajmniej nie za darmo. To tylko kilka z wielu inicjatyw, które polska strona mogłaby wnieść na szczytach Rady Europejskiej. Dzięki tym zabiegom mogłaby odmienić swoją reputację ,,chorego człowieka Europy” oraz poprawić położenie polskich obywateli.
Ten zwrot w podejściu polskiej dyplomacji przyczyniłby się do zmiany obrazu Polski na arenie międzynarodowej oraz przede wszystkim poprawiłby położenie polskiego obywatela. Warszawa mogłaby reprezentować interesy państw Europy Wschodniej oraz być wizerunkowym liderem całej Unii Europejskiej. Czemu więc z tego rezygnujemy?
O autorze
Uczeń Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Pawła II w Żarach. Interesuje się polityką, historią oraz prawem. Finalista 63 edycji Olimpiady Wiedzy o Polsce i Świecie Współczesnym.