Z ankiety przeprowadzonej na rzecz kampanii „To nie komplement” wynika, że 80% młodych ludzi przynajmniej raz w życiu doświadczyło catcallingu. Jednak, jak duża skala problemu, tak mała w społeczeństwie wiedza na jego temat.
„Byłam jeszcze w gimnazjum. Czekałam rano na otwarcie sklepu, a naprzeciwko mnie siedziało dwoje dorosłych mężczyzn. Odzywali się do mnie w wulgarny sposób, proponowali mi alkohol, i komentowali mój biust. Byłam sparaliżowana, nie wiedziałam co zrobić. Nikt inny nie zareagował.”
– Monika, 20 lat
„Wracałam z zakończenia roku szkolnego z koleżanką. Trzymałyśmy świadectwa w rękach. Przechodziłyśmy koło budowy, dwoje pracowników zaczęło do nas krzyczeć. Spytali się czy mamy czerwone paski, i zaproponowali, że oni też mogą nam takie zrobić. Miałam 15 lat.”
– Agnieszka, 19 lat
„Ja musiałam wygooglować co to catcalling. Raczej się z nim nie spotykam, jestem pewnie już za stara;) Może kiedyś przechodząc koło robotników na budowie, ale to klasyk.”
– Kasia, 34 lata
Catcalling to forma ulicznego nękania słownego o charakterze seksualnym kierowana w przeważającej mierze do kobiet. Zaliczamy do tego całe spectrum zachowań: od gwizdania, cmokania po wulgarne komentarze, zaczepki i prowokacyjne gesty. Bez względu na to jak bardzo wydaje się komuś, że prawi kobiecie komplement, catcalling jest słowną formą molestowania seksualnego i 88% ankietowanych osób nie uważa tego zjawiska za pozytywne (ankieta „To nie komplement”, 2019 r.). Skąd więc pomysł, by traktować je jako wyraz sympatii?
Zaczęło się w piaskownicy
Wyobraźmy sobie następującą sytuację: dzieci bawią się w piaskownicy, chłopiec zaczyna sypać na dziewczynkę piaskiem. Dziewczynka idzie poskarżyć się mamie, mama mówi jej, że to dlatego, że chłopiec ją lubi. Nieodpowiedzialna mama? Nie, po prostu tak była nauczona przez swoją mamę. „Dokucza ci, bo mu się podobasz”, czyli słowa, które większość dziewczynek usłyszała przynajmniej raz w życiu, od najmłodszych lat pozbywają nas odpowiednich narzędzi do radzenia sobie z przemocą. Dziewczynki nie potrafią budować i utrzymywać granic, chłopcy natomiast uczą się, że nie muszą ich szanować. Mężczyzna zaczepia kobietę na ulicy, stawia ją w niekomfortowej sytuacji, kobieta nie potrafi się z niej uwolnić. Nie wie jak, a przede wszystkim nie wie, że może wyjść z piaskownicy.
Oczywiście patrzymy na sytuację w mikroskali. Szkodliwość takiego sposobu myślenia jest szczególnie uderzająca, gdy uzmysłowimy sobie skalę przemocy wobec kobiet. Z raportu WHO wynika, że co trzecia kobieta na świecie doświadczyła przemocy fizycznej lub seksualnej ze strony swojego partnera lub przemocy seksualnej od innej osoby.
Rozpraszasz chłopców!
Przenieśmy się teraz do szkoły. Tu obowiązują poważniejsze zasady niż w piaskownicy. Wszystkie spisane są w regulaminie szkolnym, który w kwestii dresscodu wyjątkowo skupia się na wyglądzie uczennic – kolorze paznokci, makijażu, ramionach, dekolcie, dozwolonej długości spódnicy. Po odsłonięciu kilku „nieregulaminowych” centymetrów ciała, nauczyciel ma prawo zwrócić uwagę, skomentować wygląd uczennicy i postawić ją w niekomfortowej sytuacji, nawet na forum klasy. To nie przypadek, że czuje się winna, w końcu złamała zasady. W takich okolicznościach zazwyczaj przeważa argument rzekomego rozpraszania, prowokowania chłopców. Tymczasem,
„Każda próba zawstydzania, poniżania czy sugerowania, że kobieta wyglądem np. prowokuje innych do przekraczania norm, jest formą przemocy psychologicznej.”
– mówi pedagożka Iwona Chmura-Rutkowska w rozmowie z Krytyką Polityczną. Dziewczynki uczą się, że szacunek wobec nich jest względny. To, czy się im należy, determinuje ich sposób ubierania, ciało, ogółem wygląd zewnętrzny. Kobieta już w ławce szkolnej jawi się jako obiekt seksualny, również w oczach swoich kolegów. W późniejszym życiu, gdy zostaje wygwizdana na ulicy, uruchamia te same mechanizmy myślenia („To moja wina, nie powinnam zakładać tej sukienki.”), którym towarzyszy wstyd i poczucie winy. W szerszej perspektywie, zjawisko to zakorzenione jest w kulturze gwałtu, czyli skupianiu uwagi na ofierze zamiast na sprawcy. Analizowane jest, czy przypadkiem sama nie sprowadziła na siebie przemocy drugiej osoby przez swój wygląd, czy zachowanie.
Być jak pani z reklamy…
Ze szkoły wracamy do domu, włączamy telewizję, gdzie akurat leci reklama butów luksusowej marki. Widzimy znaną modelkę w krótkiej, czerwonej sukience, która w rytm funkowej muzyki przemierza ulice Nowego Yorku niczym na wybiegu mody. Na trąbienie samochodów i gwizdanie młodego chłopaka odpowiada uśmiechem. Cała scenka wygląda jak punkt widzenia mężczyzny. Nie trudno się domyślić, że to nie kobieta stała za kamerą na planie.
Określenie „male gaze”, czyli „męskie spojrzenie” pierwszy raz zostało użyte przez Laurę Mulvey w eseju „Visual Pleassure and Narrative Cinnema”. W dużym skrócie jest to zjawisko przedstawiania kobiet w produkcjach filmowych, literaturze, mediach z męskiej perspektywy i zazwyczaj dla męskiej heteroseksualnej widowni. Zastanawiałeś/łaś się kiedyś dlaczego Lara Croft biega po grobowcach w dżungli ubrana w szorty i obcisły top? Czemu Harley Quinn na misję samobójczą nie nałożyła nawet spodni? Male gaze jest tu odpowiedzią. Męskie spojrzenie obecne w filmach, teledyskach, grach komputerowych a nawet bajkach dla dzieci (szczególnie tych o księżniczkach) odciska piętno na tym, jak postrzegamy siebie i otaczającą nas rzeczywistość. Kobietom sprzedawana jest wizja świata, w którym zawsze są i powinny być obiektem pożądania. W takim świecie catcalling jest komplementem, jest czymś z czego mamy być zadowolone. Ktoś woła za tobą na ulicy? Powinnaś się cieszyć, w końcu jesteś o krok bliżej do bycia jak gwiazda z ekranu.
Mandacik dla pana
Wychowujemy się i żyjemy w kulturze, w której problem catcallingu jest lekceważony. W społecznej świadomości przeważnie jawi się jako coś naturalnego lub wręcz pozytywnego.
Potwierdzają to wyniki badania przeprowadzonego przez Ipsos na zlecenie marki L’Oréal. Na pytanie, czy padły ofiarą molestowania ulicznego, 41 % kobiet odpowiedziało, że tak. Jednak po podaniu konkretnych przykładów i uzmysłowieniu im jakie zachowania wchodzą w skład tego pojęcia, liczba wzrosła do 84%. W poszukiwaniu rozwiązań problemu, warto obserwować zmiany zachodzące za granicą.
Holandia, rok 2017. Dwudziestoletnia mieszkanka Amsterdamu Noa Jansma zakłada na Instagramie profil o nazwie „dearcatcallers”. Przez miesiąc publikuje zdjęcia ze sprawcami catcallingu. Łącznie wstawia 20 selfie z uśmiechniętymi panami w różnym wieku, cytując w opisach ich uliczne zaczepki. Akcja studentki zyskuje popularność. Niedługo po tym Holandia wprowadza kary pieniężne do wysokości 4 tysięcy euro, czyniąc wulgarne komentarze i gwizdanie na kobiety karalnym.
Francja, rok 2018. Zgromadzenie Narodowe uchwala ustawę przeciwko molestowaniu seksualnemu w przestrzeni publicznej. Wszystko po tym, jak mieszkanka Paryża Marie Laguerre publikuje nagranie z monitoringu jednej z miejskich kawiarni. Widzimy na nim jak kobieta zostaje zaatakowana po sprzeciwieniu się zaczepiającemu ją mężczyźnie. W ten sposób catcalling we Francji staje się wykroczeniem karanym mandatem do wysokości 750 euro. Funkcjonariusz policji może go wręczyć na miejscu, bez długiego, wyczerpującego postępowania sądowego. W ciągu roku od wprowadzenia przepisów policja wystawia ponad 700 mandatów za komentarze i zachowania o podtekście seksualnym w miejscach publicznych.
Podobne przepisy obowiązują w innych krajach, np. Belgii czy Portugalii.
Uczmy się!
Z wyżej przytoczonego badania (Ipsos) wynika, że 86% respondentek nie wie jak reagować na uliczne molestowanie. W Polsce nie ma przepisów dotyczących stricte tego zjawiska i to powinno się zmienić. Ale zmiana najpierw musi nastąpić w naszych głowach. Systemowe rozwiązania problemu catcallingu w innych państwach są przede wszystkim odpowiedzią na oddolne, obywatelskie inicjatywy. Potrzebne jest nagłaśnianie problemu, edukacja oraz przeszkolenie w tym zakresie funkcjonariuszy patrolujących ulice. Sami możemy nauczyć się, jak odpowiednio reagować na molestowanie w miejscach publicznych. W Internecie dostępne są 10-minutowe, bezpłatne szkolenia online w ramach akcji „Stand Up” sprzeciwiającej się ulicznemu molestowaniu.
Pomysł szkolenia polskich policjantów w zakresie catcallingu (tych samych, którzy traktowali gazem łzawiącym strajkujące kobiety) może w obecnej sytuacji politycznej wydawać się kuriozalny, ale to nie powód, by ignorować taką potrzebę. Pojedyncza osoba nie obali istniejącego od wielu lat porządku, ale możemy zadbać o nasze otoczenie. Warto o catcallingu rozmawiać, dzielić się swoimi doświadczeniami z innymi oraz samemu edukować się w tym zakresie. W końcu, nie doczekamy się rozwiązania problemu bez wcześniejszej świadomości społeczeństwa o jego istnieniu.
Fot. nagłówka: Tobias/Unsplash