Czy Maciej Ślesicki dorównał Smarzowskiemu? Czy jeden z najbardziej znanych polskich reżyserów przełomu XX i XXI wieku nie zrobiłby lepiej, gdyby pozostał przy komediach?
Przed seansem najnowszego filmu Macieja Ślesickiego („Sara”, „13 Posterunek”) byłem w trakcie lektury powieści Orwella „Niech żyje aspidistra!”, opowiadającej o smutnym życiu zgorzkniałego intelektualisty, Gordona.
„Gordon zerknął na ołowiane niebo. Tamte samoloty nadlatują. W wyobraźni widział, że zbliżają się teraz, eskadra za eskadrą, niezliczone, zaciemniające niebo, jak chmary komarów. Zbliżywszy język do zębów, zabzyczał, jak mucha plujka na szybie, naśladując brzęczenie samolotów. Był to dźwięk, który w tej chwili gorąco pragnął usłyszeć”.
Jakże adekwatnie do filmu brzmi ten cytat, w tłumaczeniu Mirosława Jabłońskiego. I jak fatalne skutki ma każda tego typu socjopatyczna myśl, gdy się ziści. Gdy okaże się, że bomby faktycznie spadają, a zniszczenia są prawdziwe.

STRUKTURA
„Ludzie” to film mocno przeciętny. Moim głównym zarzutem jest jednak eksploatacja okrucieństwa. Problemem jest to, że dla Ślesickiego stworzenie angażującej historii wydaje się syzyfową pracą. O ile się nie mylę, ta sztuka udała mu się tylko raz – w dramacie „Trzy minuty. 21.37”, z grającymi na wysokim poziomie Lindą, Stroińskim oraz Królikowskim.
W „Ludziach” dramatyzmu jest dużo, z tym że nie przekonuje on widza. Reżyser, starając się oddać rzeczywisty problem, wkłada bohaterom w usta dialogi na poziomie telewizyjnych oper mydlanych, a w finale serwuje dosłowne odwzorowanie najsłynniejszej sceny z „Pancernika Potiomkin” Eisensteina. Stosowanie klisz nie przysporzy filmowi zwolenników, a samego twórcę oddala od naturalizmu Wojciecha Smarzowskiego – reżysera, który moim zdaniem udźwignąłby temat wojny pod względem artystycznym. Smarzowski potrafi zaskoczyć widza, czego Ślesicki nie robi. Zamiast tego, jego film wygląda jak fragment co najmniej dziesięcioodcinkowego serialu.
Film skacze od wątku do wątku, obrazując kolejne sytuacje z frontu (atak na osiedle mieszkaniowe, cywile ukrywający się po piwnicach, szwargot przejeżdżających czołgów). Zainteresował mnie wątek poszukującej syna Rosjanki, mającej równocześnie najwidoczniej obsesję na punkcie włoskich marek modowych i z dumą noszącej bluzkę z wizerunkiem oficera KGB. Niestety, ten wątek w pewnym momencie po prostu się urywa. To dobre podsumowanie dla filmu, który przedstawia sytuacje i toposy, ale nie wiadomo na dobrą sprawę, dokąd to wszystko zmierza. Jako komentarz społeczny, „Ludzie” wypadają słabo.
AKTORSTWO
Najsłabszym jednak ogniwem jest moim zdaniem angaż Cezarego Pazury. Pomimo zdecydowanie bardziej przygnębiającego klimatu, mającego prawdopodobnie naśladować „Idź i patrz”, ja wciąż widziałem Pazurę. To znaczy, filmy takie, jak „Psy”, „Kroll”, „Nic śmiesznego”. Błędem byłoby jednak pomyśleć, że największa gwiazda polskiego kina lat dziewięćdziesiątych odegra tutaj większą rolę – reżyser pozbywa się go po kwadransie.
W podobnie krótkim czasie zapewne zostanie ten film, już zmiażdżony przez krytykę, zapomniany przez widzów. Nie przedstawia bowiem niczego nowego, co mogłoby potencjalnie zaszczepić się w naszym umyśle.
Fot. nagłówka: Unsplash
O autorze
Pomorzanin, urodzony w Warszawie, mieszkający w Krakowie. Student kulturoznawstwa, pasjonat poezji, miłośnik talentu Larsa von Triera i Stanleya Kubricka.