W czwartek 19 stycznia swoją dymisję ze stanowiska premierki Nowej Zelandii ze łzami w oczach ogłosiła Jacinda Ardern. Pozostawała szefową rządu, gdy cały świat borykał się z licznymi kryzysami od pandemii aż po wojnę. Jak poradziła sobie na tym stanowisku osoba, która obejmując je pięć lat temu stała się najmłodszą premierką na świecie?
Od początku pod górkę
O tym, że będzie się ubiegać o fotel premiera, Jacinda dowiedziała się dopiero na dwa miesiące przed wyborami, gdy Partia Pracy postanowiła wystawić ją w zastępstwo, jako kandydatkę na to stanowisko. Chociaż wybory z przewagą 10 punktów procentowych wygrała Partia Narodowa, to Ardern weszła w koalicję z Partią Zielonych oraz ugrupowaniem „Nowa Zelandia Jest Najważniejsza” i utworzyła stabilny rząd. „Ujmowała ludzi naturalnością, szczerością, dostępnością. Była zaprzeczeniem tego, co ludziom kojarzy się ze stereotypem polityka” – pisał o niej Wojciech Jagielski po ogłoszeniu wyników wyborów. Była także drugą premierką, która urodziła dziecko sprawując ten urząd. Wśród niektórych bardziej konserwatywnych środowisk fakt, że było to dziecko jej i jej partnera przed ślubem, budził oburzenie. Ona nie przejmując się hejtem urodziła Neve Te Arohe Ardern Gayford, z którą opublikowała przepełnione szczęściem zdjęcia na swoich mediach społecznościowych. Trzy miesiące później jej córeczka była już w drodze do Nowego Jorku na Zgromadzenie Ogólne ONZ.
Sporo się wydarzyło
Jako premierka Nowej Zelandii musiała mierzyć się z wieloma trudnościami. Pierwszą z nich była strzelanina w meczetach nieopodal Christchurch w połowie marca 2019 r. Najmłodsza premierka w historii bardzo szybko wprowadziła najwyższy stan zagrożenia bezpieczeństwa, a następnie podjęła decyzję o ograniczeniu sprzedaży broni w kraju. Wykazała się wtedy niezwykłą empatią oraz umiejętnością podejmowania szybkich decyzji w kryzysowych sytuacjach, co jeszcze bardziej umocniło jej pozycję. Nawet natura zaczęła testować urzędującą szefową rządu; w grudniu doszło do erupcji wulkanu Whakaari. Największym wyzwaniem, które pochłonęło panią premier była rozpoczynająca się pandemia COVID. Nowa Zelandia wprowadziła politykę zerowej tolerancji. Chociaż zamknięto granicę i ogłoszono lockdown, cowieczorne rozmowy Jacindy z Nowozelandczykami pozwoliły zachować spokój w państwie, które jako jedno z pierwszych mogło ogłosić zwycięstwo nad wirusem. Symbolem stało się odwołanie przez nią własnego ślubu w związku z ograniczeniami covidowymi. Podkreślano wtedy, że wielu polityków powinno się od niej uczyć sumienności.
„Jacindomania”
„New York Times” pisał o niej jako „słonecznej twarzy progresywizmu”. Rodacy zapamiętali jej liczne reformy dotyczące środowiska, klimatu, dziedzictwa kolonizacji, podatków, mieszkalnictwa, wspierania dzieci z ubogich rodzin. Podjęła także działania, aby uniemożliwić młodym ludziom kupienia papierosów w dorosłym życiu. Ten ostatni bardzo odważny i przełomowy w skali świata pomysł zebrał jednak grono przeciwników. Chociaż nie każda z jej decyzji miała tylko pozytywne skutki, to ich większość zdecydowana poprawiła jakość życia mieszkańców Nowej Zelandii. Nie przeszkodziło to jednak przeciwnikom Ardern oraz osobom, którym po prostu nie podoba się to, że jest młodą kobietą z własnym zdaniem na jej krytykę. W internecie coraz częściej pojawiały się obraźliwe memy i hejt. Lobby antyszczepionkowe postanowiło urządzić będące formą protestu miasteczko przed parlamentem. Podobne mechanizmy jak kilka lat wcześniej w Ameryce Donalda Trumpa, które do dziś są analizowane przez socjologów i politologów. Wykształciły się dwie, coraz bardziej spolaryzowane grupy ludzi.
Żelazna dama?
Poparcie dla Partii Pracy wyraźnie zaczęło spadać w ostatnich sondażach, a poczucie bezpieczeństwa w ostatnim czasie zostało nadwyrężone przez kilka głośnych rabunków. Inflacja na poziomie 7,2% oraz wzrost stóp procentowych zostały odebrane przez społeczeństwo jako rysy na tworzonym przez lata państwie dobrobytu. Na konferencji 19 stycznia ze łzami w oczach Jacinda mówiła, że nie ma już energii na kolejne 4 lata. „Jestem człowiekiem. Dajemy z siebie tyle, ile możemy i tak długo, jak możemy, a potem nadchodzi na nas czas”. Ogłosiła, że jej czas właśnie nadszedł, niespodziewanie dla wszystkich. Raz jeszcze pojawiła się w nagłówkach na pierwszych stronach gazet i portali internetowych. Ludzie przypomnieli sobie o tym, że jako jedna z nielicznych postaci politycznych w ostatnich latach potrafiła połączyć dobroć z siłą, empatię ze zdecydowaniem czy optymizm ze skoncentrowaniem na działaniu.
Bilans rządów
Pozostawia kraj odmieniony – znacznie zmniejszyło się ubóstwo wśród dzieci, wzrosły dobrobyt i państwowe zasoby mieszkaniowe. Ułatwiono dostęp do edukacji nawet dla najbiedniejszych oraz poprawiono warunki pracy. Zadbano równocześnie o środowisko i uczyniono postęp w walce ze zmianami klimatu. Z drugiej strony, jak pisze „New York Times”, nie udało się wybudować nawet większości z obiecywanych 100 tys. mieszkań, a problemy z cenami nieruchomości wciąż sprawiają, że Nowa Zelandia jest 12 najdroższym do życia krajem na świecie z rosnącym poziomem przestępczości. Nierozwiązane pozostają wciąż nierówności społeczne oraz dług publiczny, który wynosi obecnie 147% produktu krajowego brutto. Mimo wszystko rządy Jacindy Ardern należy ocenić pozytywnie. Była jedną z niewielu osób, które w ostatnich latach pokazywały, że praca polityka to nie oszustwa, krętactwa i dbanie o własne dobro, ale przede wszystkim zapewnienie dobrobytu współobywatelom.
Fot. nagłówka: Brendon Thorne/Bloomberg
O autorze
Uczeń krakowskiego liceum w klasie o profilu prawniczo-ekonomicznym. Redaktor w czasopiśmie Młody Kraków - Czytajże!. Zwycięzca XLIX Olimpiady Historycznej. W wolnym czasie podróżuje, jeździ na rowerze lub chodzi po górach.