Przejdź do treści

Do zobaczenia na trasie – recenzja filmu Nomadland

Kiedy pracy brakuje, a pieniędzy nie starcza na utrzymanie domu, trzeba zacząć radzić sobie inaczej. Tak właśnie swoją przygodę zaczyna większość współczesnych nomadów, którzy wsiadają w samochód, by przy małych wydatkach jeździć przez Stany w poszukiwaniu zarobku. Nie są bezdomni, nie mają jedynie domu, ponieważ jak się okazuje, American Dream nie jest przeznaczony dla wszystkich.

Chloé Zhao postanowiła właśnie taką rzeczywistość zobrazować w filmie, który jest pewnego rodzaju połączeniem fikcji z dokumentem. Wszystko na podstawie reportażu Jessiki Bruder o tym samym tytule. Mówię tu o połączeniu, ponieważ to nie tylko historia oparta na faktach, to wręcz czyste fakty przeplatane fikcją. Oprócz postaci zupełnie wymyślonych jak główna bohaterka Fern (grana przez zdobywczynię Oscara Frances McDormand, która jest również jedną z producentek filmu), czy Dave (David Strathairn), występują tam prawdziwi nomadzi z krwi i kości jak Bob Wells, czy Linda May. Jest to więc głównie opowieść o prawdziwym życiu: jego trudnościach, chwilach szczęścia i wolności. 

Pierwszy raz poznajemy Fern, kiedy sprzedaje większość swojego dotychczasowego dobytku, kupuje samochód i opuszcza miasteczko Empire w Nevadzie, które po kryzysie ekonomicznym w 2008 roku i zamknięciu fabryki oraz kopalni w 2010, przestaje istnieć. Rusza w drogę, aby zacząć życie w swoim vanie, ochrzczonym przez nią imieniem „Vanguard”. Znajduje pracę w fabryce Amazona, który takim jak ona oferuje miejsce do parkowania oraz infrastrukturę pozwalającą na mieszkanie w samochodzie. Poznaje tam wspomnianą wcześniej Lindę. Kobieta zaprasza ją do odwiedzenia Quartzsite w Arizonie, gdzie nomadzi zbierają się we wspólnocie stworzonej przez pewnego rodzaju mentora Boba Wellsa (i spokojnie, nie mam tu na myśli mentora w stylu Charlesa Mansona). Jest to wręcz subkultura odłączonych od społeczeństwa, wędrownych Amerykanów. Tam bohaterka poznaje osoby, dzięki którym zmienia podejście do życia.  Dzielą się nie tylko swoimi umiejętnościami, pomagającymi przetrwać samotnie w samochodzie, kiedy warunki nie sprzyjają, lecz również doświadczeniami. W przeważającej większości, jako starsi ludzie, przeszli wiele. Widząc śmierć bliskich, często schorowani, nie chcą przeżyć swoich ostatnich chwil w szpitalu. Cenią sobie wolność, więc wyjeżdżają. Czasami, ponieważ nie mają już domu i rodziny, gdzie mogą wracać, czasami natomiast całkowicie z wyboru. 

Obraz, jaki buduje Zhao, jest pełen intrygujących kontrastów. Momentami wydaje się idealizować koczowniczy styl życia, a nomadzi są nazywani nawet szczęściarzami, lecz po chwili pozwala nam spaść twardo na ziemię, mierząc się z rzeczywistością. Ujęcia nieziemskich krajobrazów m.in. Parku Narodowego Badlands, czy pustyni w Arizonie, a następnie przyziemnych czynności związanych z mieszkaniem w vanie. Rozległe równiny i niesamowite formacje skalne obok zaśmieconego kempingu. To samo dzieje się w kontekście przyjaźni między nomadami, ich życzliwością oraz wspólnych rozmowach przy ognisku, spotkaniach w pracy, a następnie samotności, rutyny i długich godzin za kierownicą. Wszystko, genialnie ukazane przez Joshuę Jamesa Richardsa, który swoimi kadrami przenosi nas jakby w zupełnie inny świat. Patrząc na niewyobrażalne zachody słońca, czy Fern wpatrzoną w horyzont przychodzą na myśl wręcz ujęcia Erica Gautiera z filmu „Wszystko za życie”. Jest to ukazanie dziewiczych terenów i prymitywnych zwyczajów wpisanych we współczesne standardy.

Duże skupienie kierowane jest w obszar solidarności między włóczęgami. Wszyscy są w podobnej sytuacji, wiedzą jak ciężko potrafi być. Nomadzi cały czas się mijają. Według Boba Wellsa w ich świecie nie ma nigdy ostatecznych pożegnań. Dave, jako towarzysz poznany w Arizonie, spotyka potem Fern na swojej drodze kilkukrotnie. W końcu łączy ich nawet pewnego rodzaju przyjaźń. Załatwia on kobiecie pracę, czy martwi się o jej uzależnienie od papierosów. Widzimy też momenty, w których bohaterka ma możliwość na powrót do “normalnego” życia. Mam tutaj na myśli dom, ze stałym dostępem do wody i ogrzewania. To nie jest już w żadnym wypadku jej normalność.

 Jednak co najbardziej według mnie fascynujące to wrażliwość Frances McDormand i innych twórców na historię każdego z nomadów. Widać ogromne wsparcie z jej strony, uważne wsłuchiwanie się i obserwowanie tego, co mają do powiedzenia.  Nie mówią oni tylko swoich tekstów, lecz są całkowicie pochłonięci rolami, ponieważ tak właśnie wygląda ich życie. Myślę, że to niewiarygodne przybliżenie prawdy w teoretycznie fikcyjnym filmie. 

„Nomadland” to więc totalna mieszanka, z jednej strony wolności, z drugiej ciągłego poszukiwania źródła zarobku. Przenoszenia się od stanu kompletnego spełnienia do najgorszych kryzysów. Poznawanie zupełnie nowej kultury ludzi, którzy wybrali życie poza schematem w przecież tak kapitalistycznym kraju. Wskazuje to też na większe problemy i pytania, dlaczego oni najpierw spoza schematu byli zmuszeni wyjść? Ameryka jest niestety mocno podzielona i te dwa światy ciężko nawet porównać. Dlatego kolejne sceny tego filmu to jak odkrywanie kolejnych kartek książki i podróż po zupełnie odmiennej rzeczywistości. Obraz, jak, mimo trudnej sytuacji, człowiek zawsze wyjdzie na prostą.

O autorze

Uczennica drugiej klasy liceum, aktywistka, działaczka społeczna oraz miłośniczka wschodów słońca, kawy i programów pana Roberta Makłowicza. W wolnych chwilach szlifuje umiejętności gry na gitarze lub czyta. Reprezentantka Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, finalistka programu FLEX, współzałożycielka projektów WellNest i Beyond Borders.