W 2022 rok wchodziliśmy z bardzo wysoką inflacją. Wprawdzie w grudniu 2021 wynosiła ona aż 8,6% w porównaniu z danymi za grudzień 2020 r, kiedy wynosiła 3,7%. Wówczas mówiliśmy, że tak źle nie było od ponad 30. lat. A najgorsze, czyli wojna w Ukrainie, agresja Rosji na niepodległe państwo, miało dopiero nadejść.
Jak podkreślają eksperci z UMCS, największy wpływ na wzrost cen w Polsce i na świecie miała pandemia koronawirusa SARS-CoV-2. To ona zatrzymała łańcuchy dostaw i spowodowała niedobór produktów na rynku. Branża motoryzacyjna znacznie odczuła deficyt półprzewodników, który bezpośrednio przełożył się na wzrost cen nowych i używanych samochodów. Podczas omawiania na pozór nudnych statystyk, nie możemy pominąć znacznego wzrostu ceny baryłki ropy na światowych giełdach. Jesienią jej cena wahała się pomiędzy 70-85 USD za sztukę, podczas gdy rok wcześniej było to zaledwie ok. 20 USD.
Później było tylko gorzej. 24 lutego życie wielu z nas stanęło na głowie. Wojna w Ukrainie, dramat milionów Ukraińców i heroiczna walka o wolność kraju we wschodniej Europie. To nie mogło pozostać niezauważone na giełdzie. Wzrost inflacji był i wciąż jest obserwowany na całym świecie. Zgodnie z najnowszymi danymi GUS w marcu tego roku rokroczny wzrost cen osiągnął aż 10,9 proc., a dramatyczna sytuacja i wojna za naszą wschodnią granicą nie pozostały bez wpływu na pogarszającą się sytuację ekonomiczną.
(Nie)idealne kroki NBP
Reakcja Narodowego Banku Polskiego musiała kiedyś nastąpić. Od początku pandemii obserwowaliśmy utrzymywane na niskim poziomie stopy procentowe. Nie chciano doprowadzić do załamania gospodarki w wyniku koronawirusa i wzmocnić popytu na rynku poprzez uatrakcyjnianie kredytów. Na podwyższenie stóp procentowych Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się dopiero jesienią 2021 roku – wtedy było już za późno. Ewentualne (dziś wydaje się, że konieczne) podnoszenie stóp procentowych powinno zacząć się o wiele wcześniej. Obecna sytuacja i zdecydowanie zbyt gwałtowne podniesienie progu zdaje się jedynie naprawianiem wcześniejszego błędu – nie, jak wielu z nas by oczekiwało, racjonalną i przemyślaną strategią działania.
Dziś obserwujemy walkę z coraz to dotkliwiej zauważalnym wzrostem cen. W związku z tym władze NBP zmuszone są do tzw. schładzania gospodarki. Rosnące koszty kredytów, choć wielu z nas dotkliwie zabolą i spowodują spadek wzrostu gospodarczego, będą miały również pozytywne skutki. Mowa oczywiście o zmniejszeniu galopującego wzrostu cen. W bieżących realiach zacieśnianie polityki pieniężnej nie powinno być dla nikogo żadnym zaskoczeniem.
Opozycja wiecznie totalna
Z rosnącymi cenami i kryzysem nie wygra się ustawą, rozporządzeniem, czy też slajdem na prezentacji, do których przywykliśmy podczas dwuletniej pandemii. Toteż absurdalnymi wydają się wypowiedzi lidera największej partii opozycyjnej w kraju, hucznie negującego dziś działania prezesa NBP Adama Glapińskiego. Przewodniczący Platformy Obywatelskiej znany jest z ostrych wypowiedzi, lecz w ostatnim nagraniu, opublikowanym w mediach społecznościowych, pod względem populizmu i absurdu przeszedł sam siebie. Donald Tusk zaczął od manipulowania opinią publiczną. Przedstawił prezesa NBP jako człowieka obrzydliwie bogatego, szczycącego się majątkiem poprzez trzymanie sztabki złota. W rzeczywistości owo złoto należy do… wszystkich Polaków, ponieważ jest częścią rezerwy złota Narodowego Banku Polskiego, która jeszcze w tym roku ma zostać powiększona o kolejne 100 ton kruszcu.
https://twitter.com/donaldtusk/status/1512043125933580292?s=20&t=xaapLAagEEeghktD_pa8zw
Manipulacja, choć obrzydliwa i niezwykle szkodliwa, nie byłaby żadnym zaskoczeniem – politycy różnych opcji w ostatnich latach przyzwyczaili nas do tego typu żenujących zagrań. Co może bardziej bulwersujące, Tusk na każdym kroku powtarzał również jeden slogan – „Drożyzna PiS”, Niestety, pomysł KO na złagodzenie skutków wzrostu cen wydaje się nierealny i prezentowany jedynie na potrzebę podwyższenia słupków w sondażach wyborczych. Inaczej trudno określić pomysł jednoczesnej walki z inflacją oraz umożliwienie spłacenia rat kredytowych na poziomie z końca ubiegłego roku. Były premier przekonuje, że taki model „jest możliwy” i zapowiada złożenie stosownego projektu ustawy przez Koalicję Obywatelską.
Fot. nagłówka: Rafał Guz/PAP
O autorze
Redaktor Prowadzący Gazety. W projekt zaangażowany od grudnia 2021 roku. Pisze o polityce, edukacji oraz organizacjach pozarządowych. Laureat programu „Liderzy Innowacji”. W wolnym czasie smakosz kawy, amator książek i miłośnik nauk społecznych.