Przejdź do treści

Cyfrowy wspaniały świat

W piątek, 25 sierpnia b.r., na terenie Unii Europejskiej wszedł w życie nowy zestaw regulacji technologicznych. DSA (Digital Services Act) jest najnowszym zestawem rozwiązań prawnych, które przeciwdziałać mają niepożądanym zjawiskom w sieci. Skierowany jest na najistotniejsze usługi internetowe i bazujących na nich gigantów technologicznych. Przepisy mają regulować podejście wielkich korporacji do prywatności użytkowników, a także ograniczać mowę nienawiści czy fake newsy. Nowym regulacjom podporządkować się musi cały szereg podmiotów – od platform takich jak Tiktok czy Facebook, poprzez Google oraz Youtube, na Amazonie i Zalando kończąc.

Unia Europejska, mimo relatywnej nowości tak zaawansowanej sztucznej inteligencji, zdążyła zyskać sobie już miano jastrzębia w kwestii regulacji technologii wykorzystujących AI. Prawne ograniczenia stanowią nieodłączny element wdrażania nowych rozwiązań i zapobiegają licznym patologiom, jakie się z nimi wiążą. Wciąż pozostaje jednak jedno istotne zagrożenie, któremu nikt nie potrafi jeszcze zaradzić: ryzyko stania się technologicznymi peryferiami. Zjawisko to, choć nigdy jeszcze tak naprawdę nie zaistniało, opisał już szczegółowo cały szereg myślicieli i inżynierów zajmujących się sztuczną inteligencją i jej rozwojem. Póki co nie jest za późno, by mu zapobiec – będzie to jednak przedsięwzięcie żmudne, czasochłonne i liczyć trzeba, iż absolutnie priorytetowe. 

ZAMKNIĘTY KLUB

Choć sztuczna inteligencja stopniowo wkracza do naszego życia od wielu lat, ostatnie miesiące były pierwszym okresem tak powszechnej fascynacji AI i nowymi osiągnięciami w dziedzinie uczenia maszynowego. Po raz pierwszy na taką skalę sztuczną inteligencją zainteresowali się nie tylko naukowcy i czołowi traderzy z Wall Street, ale także rzesze pracowników, gotowych inkorporować nowe technologie w swoje życie zawodowe. Popularność zyskał również ChatGPT wśród uczniów, zafascynowanych językowymi zdolnościami i jego pozorną wszechwiedzą. Co za tym idzie, też u nauczycieli, nie do końca zadowolonych z jego użytkowania w szkołach. Z kolei mieszkańcy San Francisco, w ramach poszukiwania nowych doświadczeń, mogą zamówić sobie autonomiczną taksówkę i jako jedni z pierwszych ludzi na świecie przejechać się na drugi koniec miasta w samochodzie, który prowadzi się sam.

OpenAI, właściciel I twórca ChatGPT

Szał na AI ogarnął cały świat – Polaków, Hindusów, Francuzów i Saudyjczyków. Jednak bardziej pobieżne spojrzenie na wszelkie zawiłości związane ze sztuczną inteligencją pozwala nam w brutalny sposób przekonać się, iż pomimo tak powszechnego zastosowania AI, krąg państw zdolnych do tworzenia najbardziej wyrafinowanych technologii jest znacznie mniej liczny. Rzetelne podstawy ma też przekonanie, iż trend ten będzie się jedynie nasilał. W swoim czasie może mieć to konsekwencje znacznie bardziej drastyczne, niż z pozoru można by się tego spodziewać.

Próby podejmuje wielu, niejednokrotnie z pewnymi sukcesami. Z nowymi technologiami eksperymentują Saudyjczycy. Ku sektorowi high-tech zwróciły się także oczy najbardziej wpływowych postaci w Indiach. Na całym świecie ceni się też technologie wychodzące z rąk doświadczonych Japończyków i Koreańczyków.

W ostatecznym rozrachunku jednak liczą się jedynie trzy państwa: USA, Chiny oraz Tajwan. Choć każde z nich różni się pod względem doświadczenia, możliwości i wdrażanych przez siebie rozwiązań, to właśnie te kraje znajdują się bez wątpienia w czołówce najlepiej prosperujących technologicznie regionów. 

To ze Stanów bowiem pochodzą wielkie firmy, które zrewolucjonizowały nasz świat: Facebook, Google czy OpenAI wywodzą się z legendarnej już Doliny Krzemowej, gdzie największe umysły świata pracują bez ustanku nad kolejnymi innowacjami. Ich coraz to bardziej zaawansowane wynalazki napędzają natomiast najlepszej jakości tajwańskie chipy. Chińczycy z kolei przez długi czas jeździli po świecie i robili notatki. Wróciwszy do domu, starannie kopiowali zachodnie rozwiązania i przedstawiali je odbiorcom w ojczyźnie. Teraz przedstawiają światu własne innowacje, w pocie czoła ścigając się z USA w technologicznym wyścigu. 

Reszta świata natomiast z zafascynowaniem konsumuje i implementuje oferowane im technologie, próbując jednocześnie samodzielnie przyłączyć się do wyścigu AI i zaoferować światu własne pomysły, które podbiją rynek. Ci jednak, którzy wierzą, iż dla nich przełom jest tuż za rogiem, łudzą się straszliwie. Każdy kolejny dzień obdziera z iluzji coraz bardziej. Tak szybki rozwój technologii stawia wyzwania nawet przed najbardziej zaawansowanymi graczami w tej dziedzinie. Reszcie świata grozi tymczasem jeszcze gorszy los, czyli degradacja do statusu technologicznych peryferii.

INNOWACYJNE PRERIE

Teoria technologicznych peryferii nie jest bynajmniej konceptem nowym. Teraz jednak, wraz z drastycznie szybkim rozwojem AI, coraz częściej pojawia się ona w światowej debacie publicznej. 

Pisał o niej między innymi Kai Fu Lee, jedna z najbardziej prominentnych figur chińskiego świata technologicznego, z długą karierą na najwyższych stanowiskach m.in. w Apple, Microsoft czy Google. Podobne przestrogi za swojego życia wygłaszał także Gunnar Heinsohn, niemiecki myśliciel z Gdańska, doradzający swego czasu m.in. niemieckim służbom. 

Kai Fu Lee, autor książki „Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa. Chiny, USA i przyszłość świata”/VC

Choć są to dwie, skrajnie różne postaci, ich poglądy zbiegały się w wielu kluczowych kwestiach. Oboje przekonani byli choćby o prawdziwości idei technologicznych peryferii. Zakładali, iż wraz z szybkim rozwojem sztucznej inteligencji przewaga między państwami znajdującymi się w czołówce pod względem możliwości innowacyjnych a resztą świata będzie się szybko i w drastyczny sposób pogłębiać. Podczas gdy kraje takie jak USA czy Chiny tworzyć będą coraz bardziej wymagające systemy. Reszta będzie progresywnie się od nich uzależniać, wpadając w głęboko niekorzystne dla siebie zależności. W swojej książce „Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa. Chiny, USA i przyszłość świata” Kai Fu Lee zwrócił szczególną uwagę na największych przegranych takiego technologicznie bipolarnego świata – najbiedniejsze państwa rozwijające się. Według niego taka sytuacja pozbawiłaby ich w zasadzie jedynego atutu, jaki obecnie posiadają – taniej siły roboczej, zastąpionej przez nowopowstałe innowacje i uczyniła z nich kraje niemal całkowicie zależne od obcych wpływów.

Choć jest to dla nich perspektywa niewątpliwie katastrofalna, w środowisku akademickim panuje zgoda, iż przywódcy najbiedniejszych krajów nie są jedynymi, których martwić powinna rosnąca przewaga państw przodujących w zakresie sztucznej inteligencji Zdaje sobie z tego sprawę także wielu polityków z innych, znacznie bogatszych krajów, którzy na wszelkie sposoby próbują coś z tym zrobić.  

Przykładowo więc Francja, wiecznie oddana idei europejskiej suwerenności i drżąca przed najwątlejszą perspektywą zależności od Amerykanów, znalazła się nagle wśród europejskich jastrzębi – o ile o takich można w ogóle mówić – w kwestiach prac nad sztuczną inteligencją. W czerwcu b.r. Emmanuel Macron zjawił się m.in. na organizowanych w Paryżu targach VivaTech, gromadzących najbardziej prominentne postaci z francuskiego świata technologicznego. Przemawiając, wbrew zwyczajowi, w języku francuskim zamiast angielskiego, opowiadał o ambicjach uczynienia z Francji przodownika w zakresie sztucznej inteligencji i utworzenia francuskiego AI, pozbawionego „anglo-saksońskiej stronniczości”. Na ten cel przeznaczył zawrotną sumę 500 milionów Euro, przy czym jedna piąta tej kwoty obiecana została start-upowi Mistral, utworzonemu przez ekspertów z Google oraz Meta. Co ciekawe w momencie ogłoszenia tych wieści mającego za sobą ledwie cztery tygodnie funkcjonowania. Suma ta umożliwić ma konkurowanie z amerykańskim OpenAI – a przynajmniej na to liczą Francuzi. 

Emmanuel Macron, przemawiają podczas targów VivaTech w czerwcu 2023/AFP

Na targach był jeszcze jeden kontrowersyjny gość – Elon Musk, który, oprócz wygłoszenia przemówienia, spotkał się także z Emmanuelem Macronem. Prezydent Francji przekonać go chciał do otwarcia w tym kraju fabryki Tesli. Pokrywa się to z panującym na świecie trendem „near-shoringu” lub „friend-shoringu”, czyli przyciągania inwestycji zagranicznych i przenoszenia łańcuchów produkcyjnych na tereny bliskie ideologicznie lub geograficznie. Oprócz Francji, gdzie ostatnio swoją pierwszą zagraniczną fabrykę baterii samochodowych zdecydowała się otworzyć tajwańska firma, z tendencji do przenoszenia produkcji z powrotem do Europy skorzystały choćby Niemcy czy Polska, gdzie inwestycje zapowiedział m.in. Intel. Choć są to zjawiska bez wątpienia pozytywne, nie wystarczą one, by uniknąć ponurego losu technologicznych obrzeży świata. 

GDZIE DWÓCH SIĘ BIJE, TAM TRZECI TRACI

Nacisk na inwestycje zagraniczne i produkcję lokalną ma niewątpliwie swoje korzyści. Jednak w większości przypadków nie odpowiada na fundamentalny problem związany z ograniczonymi możliwościami produkcji wyrafinowanych technologii. Przodowanie w dziedzinie innowacji, obok lat doświadczenia i rzeszy odpowiednio wykwalifikowanych pracowników, według Heinsohna wymaga także dostępu do danych, mocy obliczeniowej i organizacji, które elementy te mogą połączyć i odpowiednio wykorzystać. Takie warunki mogą być spełnione jedynie w przypadku pełnego postawienia na AI i technologie jej zbliżone. Jeśli jeszcze nie przez samodzielne ich produkowanie, to przynajmniej poprzez przyciąganie najlepszej jakości inwestycji i przyspieszoną naukę myśli technicznej, którą ze sobą przynoszą.

Jest to jednak coraz trudniejsze. Przełom w dziedzinie sztucznej inteligencji przypadł na czas wzmożonego napięcia między czołowymi aktorami w tej kategorii, Chinami i USA. Ta niefortunna zbieżność zaowocowała nie tylko przyspieszonym powstawaniem innowacji w celu bezkompromisowego prześcignięcia rywala, lecz także selektywnym izolacjonizmem, czyniąc walkę o technologiczne know-how jeszcze bardziej zaciekłą – nawet między sojusznikami.

Nancy Pelosi, podczas uroczystego podpisywania przełomowego Chips and Science Act/Los Angeles Times

Kwestia ta stała się ostatnio kością niezgody między USA i Europą, która właśnie o izolacjonizm i wypieranie się sojuszników oskarżyła administrację Joe Bidena. Wprowadzone przez nią akty prawne – Chips and Science Act oraz Inflation Reduction Act (IRA), obok szeregu innych rozwiązań dotyczących polityki wewnętrznej, za cel powzięły rewitalizację rozległych terenów położonych w głębi kraju, które na przestrzeni lat podupadły w wyniku przenoszenia produkcji z lokalnych ośrodków produkcyjnych do Chin. Umożliwić ma to powrót inwestycji na łono ojczyzny – w szczególności inwestycji technologicznych, z naciskiem na rozwiązania w zakresie zielonej technologii i sztucznej inteligencji. Po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku sfinansować je ma natomiast Waszyngton. Taka inicjatywa za jednym zamachem rozwiązuje szereg problemów, pobudzając lokalne innowacje, odpowiadając na zarzuty zgorzkniałych Amerykanów spoza wielkich miast wybrzeży i ograniczając technologiczne możliwości Chin.

Przysparza to jednak problemów Europejczykom, którzy skarżą się na szereg inwestycji utraconych na rzecz USA. Wiąże się to nie tylko z negatywnymi skutkami ekonomicznymi, ale także hamuje możliwości rozwoju europejskiej myśli technicznej, pogłębiając zależność od rozwiązań dostarczanych przez Amerykanów.

CO Z NAMI, POLAKAMI?

Jednak nawet w USA nie jest różowo. Mimo, iż Stany są skupiskiem największych geniuszy w zakresie sztucznej inteligencji, oferowana przez tamtejszy system szkolnictwa edukacja zwyczajnie nie jest wystarczająca, by sprostać wyzwaniom związanym z rozwojem tak zaawansowanych technologii. To właśnie brak odpowiednio wykwalifikowanych pracowników wywołał znaczące opóźnienie otwarcia w Arizonie produkującej chipy fabryki TSMC, najbardziej zaawansowanego przedsiębiorstwa w swojej dziedzinie. Z tych samych przyczyn na amerykańskiej ziemi nigdy nie powstała fabryka tajwańskiej firmy Foxconn – kompetencje lokalnych mieszkańców były zwyczajnie zbyt niskie.

Budowana w Arizonie fabryka tajwańskich chipów/TSMC

Problemy te podkreślają skalę wyzwania, jakie stoi teraz przed amerykańską administracją, stanowią one jednocześnie iskierkę nadziei dla innych – także Polski.

Choć większość frazesów o wadze edukacji stanowi już wyświechtane truizmy, nie sposób zaprzeczyć jej znaczeniu. W szczególności w XXI wieku, gdzie powszechnie przyjęto już tezę, iż dane staną się dla nas tym, czym w zeszłym stuleciu była ropa. Możliwości kognitywne lokalnych populacji decydować będą natomiast w większej niż kiedykolwiek wcześniej mierze o sukcesie lub porażce kraju.

I tu właśnie zdaje się otwierać polskie okienko możliwości. Choć większość naszej literatury nie zrobiła nigdy furory poza granicami ojczyzny, zupełnie inaczej ma się sprawa z pochodzącymi znad Wisły matematykami, przodującymi w swoich dziedzinach zarówno kiedyś, jak i dziś. Godne podziwu dziedzictwo Stefana Banacha czy Mariana Rejewskiego, który jako pierwszy złamał szyfr enigmy, kontynuowane jest przez cały szereg wybitnych Polaków. Mimo wielu historycznych zawirowań, Polska przez długie dekady była kuźnią matematycznych talentów, a chlubna tradycja kontynuowana jest do dziś. W prasie regularnie pojawiają się informacje o przełomowych innowacjach polskich studentów czy o wynalazcach, którzy często niewielkimi nakładami finansowymi dokonują niesamowitych osiągnięć na skalę światową. Polakiem jest także jeden z inwestorów-założycieli OpenAI, najsłynniejszej firmy zajmującej się sztuczną inteligencją i odpowiedzialną za stworzenie ChatuGPT – Wojciech Zaremba.

Talentów Polsce bynajmniej nie brakuje. Choć nie możemy uchodzić na skarbnicę danych, bycie częścią Unii Europejskiej otwiera przed nami drzwi do danych od ponad 400 mln użytkowników internetu – jest to liczba większa niż ta, którą dysponują Amerykanie.

Najistotniejsze dwa warunki niezbędne dla istotnego rozwoju AI zdają się być więc w zasadzie spełnione. Jednak ponownie – kluczem pozostaje edukacja. A z tą nad Wisłą zdaje się być najgorzej. 

Polski system edukacji pod wieloma względami nie zdał sobie jeszcze sprawy z zaistnienia trzeciej rewolucji przemysłowej. Mimo powszechności komputerów i smartfonów, a także znaczenia globalizacji i związanych z nią wymaganych kompetencji, polska szkoła nie różni się znacznie od tej z czasów pruskich. Aby móc przynajmniej podjąć próbę zakopania dzielącej nas technologicznej przepaści, potrzebna jest gruntowna i priorytetowa reforma polskiego systemu edukacji, który nie tylko nauczy młodzież wykorzystywać powszechnie dostępne technologie, lecz także je samodzielnie tworzyć. Tak jak niegdyś podobny projekt – z niewątpliwym sukcesem – przeprowadził Tajwan, tak i teraz nie ma powodu, by z odpowiednim zaangażowaniem polityków i inwestorów nie udało się to Polsce. 

Fot. Econverse

Choć tak kompleksowe zagadnienia zdają się wykraczać poza zakres zainteresowań większości polityków. W polskim społeczeństwie temat zacofania i nieprzystosowania do obecnych realiów polskiego szkolnictwa jest coraz częściej podnoszony i przedstawiany jako jeden z najbardziej palących problemów III RP. Wypowiada się na ten temat wielu nauczycieli i aktywistów, powstają także oddolne inicjatywy. W kontrze do marazmu, w jakim pogrążyło się polskie szkolnictwo, stoją niezależne projekty, takie jak choćby Econverse. Stawiają one na wszystko to, czego obecnym szkołom brakuje – rozwój kompetencji miękkich, pracę w grupie, przedsiębiorczość czy krytyczne myślenie. Econverse tworzy z udziałem najlepszych ekspertów przestrzeń dla młodych, zaangażowanych ludzi, dając im szansę na rozwijanie własnych możliwości, ignorowanych przez ograniczający się do suchej realizacji podstawy programowej system. Inicjatywy takie jak trwający teraz Econverse Cup (aplikacje otwarte do 30 września) dają utalentowanej młodzieży przestrzeń na przedstawienie własnego projektu w jednym z oferowanych sektorów. Są to Fintech (Financial Technology) czy Industry 4.0, przeznaczone na start-upy powiązane z czwartą rewolucją przemysłową. Zwycięzcy mogą liczyć m.in. na wsparcie finansowe – tegoroczna pula nagród wynosi 30 000 zł – a także sprawdzenie się w warunkach sportowej rywalizacji, mentoring topowych firm czy nawiązanie kluczowych znajomości.

NIEPEWNA PRZYSZŁOŚĆ

Tego typu projekty stanowią światełko w tunelu dla młodzieży, której ambicje i pomysły nie znajdują miejsca w ograniczonym polskim systemie. Nie można się jednak łudzić – nawet najbardziej ambitny niezależny projekt nie jest w stanie unieść na swoich barkach ciężaru wykształcenia nowego, cyfrowo uzdolnionego młodego pokolenia. 

Teoria technologicznych peryferii wielokrotnie była już podnoszona przez cały szereg ekspertów i spodziewać się można, iż w debacie publicznej będzie jej coraz więcej. Choć artykuł ten przedstawia cały szereg szans i zagrożeń z nią związanych, jest to ledwie wierzchołek góry lodowej. Czas natomiast ucieka. Z każdym dniem coraz trudniej będzie odpowiedzieć na zagrożenia, jakie prezentuje sztuczna inteligencja, nawet jeżeli nie są to typowe ryzyka, o których zwykło się mówić w tym kontekście. Problem pogłębiających się światowych nierówności, który nierozerwalnie łączy się z tak szybkim postępem technologicznym, zajmuje tysiące analityków, filozofów i inżynierów na całym świecie – i nadszedł czas, aby zaczął interesować także nas. 

Fot. nagłówka: Flickr