Przywołując nazwisko Jennette McCurdy, pierwszym co przychodzi do głowy większości dzisiejszych dwudziestolatków, jest blondwłosa, ekscentryczna buntowniczka z kultowego, młodzieżowego sitcomu ICarly. Jak wielkie było zdziwienie całego świata, gdy okazało się, że ta sama dziewczyna, która przez lata zabawiała nas przed ekranami telewizorów, pod swoim wyuczonym uśmiechem skrywała cierpienie i krzywdy. Jej przeżycia i traumatyczne doświadczenia przybliża nam w swoim literackim debiucie, rzucając nowe światło na historie aktorów dziecięcych.
Choć tytuł książki na pierwszy rzut oka wydaje się zwyczajnie prowokujący, pod koniec lektury nie widać w nim ani krztyny przesady. Cieszę się, że moja mama umarła to opowieść o toksycznej relacji z matką, która w imię „dobra” swojej córki sukcesywnie niszczyła jej życie od najmłodszych lat. Odeszła, zostawiając na świecie człowieka niezdolnego do samodzielnego funkcjonowania. To także opowieść o wewnętrznej wędrówce, błądzeniu i powolnym odbudowywaniu świata, który zawalił się w jednej chwili, bez ostrzeżenia.
Mama Jenette była uśmiechnięta, troskliwa, całowała w czółko i mocno przytulała. W innych chwilach wymuszała płacz, wygrażała nożem mężowi i nadzorowała kąpiel nastoletnich dzieci. W głowie dziecka obie te perspektywy wcale nie stoją ze sobą w sprzeczności, co w fenomenalny sposób widać na kartach książki poprowadzonej w pamiętnikarskiej narracji. Przez cały proces opisywania historii jesteśmy „na bieżąco” – doświadczamy opowieści najpierw z perspektywy małej, zaopatrzonej w mamę Net (o dziwo napotykamy tu szczególnie wiele elementów komizmu), a następnie dorastamy razem z nią i wspólnie przechodzimy przez długi proces samouświadomienia i związanego z nim szoku. To właśnie ta ewolucja pozwala nam zrozumieć zawiłe mechanizmy, jakimi kieruje się umysł dziecka nieświadomie krzywdzonego, zagubionego i żyjącego szczęściem swojego rodzica. Przywłaszczanie cudzego życia, przekładanie niespełnionych ambicji na dziecko, wpędzanie w zaburzenia odżywiania i paniczny strach przed dorastaniem – to tylko niektóre z elementów patologii, która wybija się na pierwszy plan przedstawionej relacji matki z córką. Z wszystkimi tymi krzywdami autorka bezpośrednio mierzy się dopiero w dorosłym życiu, uświadamiając sobie, że tak naprawdę nigdy nie należało ono do niej.
Książka ta nie jest jedynie manifestem żalu do zmarłej matki, ale także formą świadectwa o wyzdrowieniu z licznych zaburzeń fizycznych i psychicznych. Akt odwagi, jakim jest podzielenie się swoją historią przez aktorkę (choć oficjalnie zakończyła karierę aktorską) nie tylko porusza w swojej szczerości i efektywności ciężkich zmagań terapeutycznych, ale także jest zatrważającym przykładem na to, jaki los spotyka wielu aktorów dziecięcych. W licznych przypadkach są to dzieciaki sterowane ambicją rodziców, pozbawione dzieciństwa i krzywdzone przez dorosłych posiadających władzę. Wystarczy spojrzeć na koleje życia innych gwiazd Nickelodeon czy Disneya, żeby zauważyć, że wiele z nich jest przepełnione ucieczką w alkohol i narkotyki, czy naznaczone problemem mobbingu, a nawet dramatem molestowania seksualnego.
Chociaż poziom literacki książki zostawia wiele do życzenia, nie ma wątpliwości, że pomimo niektórych niezręczności pozostaje ona opowieścią niezwykle prawdziwą i osobistą. Lekturę polecam nie tylko byłym fanom serialu ICarly, ale także wszystkim, którzy chcą poznać historię wewnętrznej beznadziei ostatecznie zakończonej zwycięstwem.
Fot. nagłówka: Jennette McCurdy/Facebook
O autorze
Studentka polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Zafascynowana literaturą, szczególnie jej twórczą i życiodajną właściwością opowiadania świata. W czasie wolnym amatorka rysunku i tenisa.