Przejdź do treści

Bridget Jones – doskonała niedoskonałość

Renée Zellweger jako Bridget Jones

Jak to możliwe, że o tylu innych bohaterkach komedii romantycznych świat szybko zapomina, a Bridget Jones urosła do miana jednej z najbardziej kultowych kobiecych postaci? Być może odpowiedź jest banalna. Jej życie to jedna wielka sinusoida wzlotów i upadków. Łatwo zobaczyć w tym siebie.

Kiedy ogłoszono czwartą część filmowych przygód Bridget Jones, słychać było liczne głosy sprzeciwu. Nie brakuje przecież przykładów sequeli, które okazały się kompletnymi rozczarowaniami. Jednak w tym przypadku o żadnym rozczarowaniu nie ma mowy. Wejście Bridget Jones: Szalejąc za facetem do kin w ostatnie walentynki jedynie poszerzyło grono jej fanów i dotarło do kolejnego pokolenia widzów. Bridget umocniła swoją pozycję w panteonie najbardziej pociesznych bohaterek komedii romantycznych.

Fenomen Bridget

Helen Fielding, powołując Bridget do życia w swoich felietonach, a potem książkach, stworzyła jedną z najlepszych kobiecych „comfort characters”. To roztrzepana singielka w wielkim mieście, próbująca odnaleźć się w rzeczywistości, gdzie każda kobieta miała być jednocześnie spełniona zawodowo, romantycznie i fizycznie idealna. Jak zauważył pisarz Alain de Botton, Fielding w tej postaci „artykułowała traumy pokolenia”.

Bridget Jones – pokoleniowa ikona

Zarówno książki, jak i filmy o Bridget Jones stały się fenomenem. Ich popularność nie maleje. Ekranizacja z Renée Zellweger w roli głównej wciąż pozostaje jedną z najczęściej oglądanych komedii romantycznych.

Bridget Jones szybko stała się symbolem normalności. Bohaterką, która pokazywała, że każda dziewczyna może być czasem niezdarna, a wymarzonym facetem niekoniecznie jest stereotypowy playboy w lekko rozpiętej koszuli, tylko introwertyk w świątecznym swetrze.

Renée Zellweger i Colin Firth w filmie Bridget Jones 3Fot. Openverse

Problem wcale nie leżał w Bridget

Seria przygód Jones naprawdę dobrze się zestarzała – poza wątkiem ustawicznych zmagań z wagą, które przechodzi przekonana o własnej otyłości, choć obiektywnie bardzo ładna tytułowa bohaterka.

Dzienniki Bridget Jones zaczęły powstawać w latach 90. – w czasach, gdy podejście do kobiet i ich ciał było nad wyraz negatywne. Bridget, ważąca 58 kilogramów, była uznawana za „grubą”. Jej obsesyjne liczenie kalorii i poczucie winy po zjedzeniu tosta wpisywały się w ówczesną toksyczną kulturę, w której sukces i szczęście wydawały się zarezerwowane jedynie dla tych, którzy zmieszczą się w rozmiar dżinsów 34.

Z dzisiejszej perspektywy można to uznać za problematyczne. Nawet trzeba. Nie powinno się romantyzować rzeczywistości, w której kobieta musi być perfekcyjna w każdym aspekcie życia – a jeśli nie jest, powinna przynajmniej próbować.

Ale być może Bridget stała się ikoną właśnie dlatego, że książki i filmy zawierały w sobie te szkodliwe oczekiwania społeczeństwa. Dzięki temu utożsamiało i (niestety mimo upływu lat) nadal utożsamia się z nią wiele kobiet, czujących presję wymagań, którym nie sposób sprostać.

Bridget dała przykład, żeby nie być okrutną wobec siebie samej. Miała kompleksy i momenty zwątpienia, ale się nie poddawała. Upadała, wstawała, walczyła – czasem w najmniej elegancki sposób – ale nie traciła przekonania, że zasługuje na więcej.

Nowe wyzwania

Ostatnia część przygód pokazuje Bridget po śmierci Marka Darcy’ego; mierzącą się z żałobą i samotnym macierzyństwem. Tym razem opowieść dotyka tematu straty i budowy życia na nowo. Film pokazuje, jak tytułowa bohaterka radzi sobie z rzeczywistością, w której romantyczne uniesienia splatają się z brutalną codziennością.

Jednocześnie historia idzie z duchem czasów i wpasowuje się w obecne trendy popkultury. W ostatnich latach widzimy rosnącą popularność narracji o romansach z różnicą wieku. Relacja Bridget z młodszym partnerem stanowi komentarz do współczesnych zmian społecznych. To, co kiedyś mogło budzić kontrowersje, dziś jest postrzegane jako naturalne. Kobiety coraz śmielej wykraczają poza utarte schematy. Tak jak Bridget.

Dlaczego Bridget Jones wciąż jest aktualna?

Bridget potrafi się zmieniać, ale nie traci hartu ducha ani swojego roztrzepania. I może właśnie dlatego, mimo upływu dekad, wciąż do nas przemawia. Nadal daje nam nadzieję, że nie trzeba być perfekcyjną, by być znacznie więcej niż wystarczającą. Że można popełniać błędy, zjeść całą tabliczkę czekolady, być niezdarną i zagubioną – i nadal zasługiwać na miłość, sukces i szczęście.

Fot. nagłówka: Openverse

O autorze

Studentka dziennikarstwa i medioznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Kocha literaturę i herbatę cytrynową, a każdą wolną chwilę najchętniej spędzałaby w podróży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *