Przejdź do treści

Betonoza – jak „rewitalizacja” polskiej przestrzeni miejskiej szkodzi wszystkim wokół?

Nadchodzi lato, a wraz z nim wysokie temperatury. Niestety od dobrych kilku lat urzędnicy skutecznie dbają o to, by utrudniać życie mieszkańcom wielu polskich miast w imię niższych kosztów utrzymania przestrzeni miejskiej. Zjawisko, o którym mowa, znane jest jako „betonoza”. W niniejszym artykule opiszę, co kryje się za tym pojęciem i jak tragiczne dla milionów Polaków skutki może przynieść.

Czym jest betonoza i dlaczego jest ona w Polsce tak powszechna?

Krótko mówiąc, jest to rewitalizacja przestrzeni w miastach, polegająca na usuwaniu wszelkiej zieleni i zastąpieniu jej betonem lub innymi podobnymi wyrobami. Nazwę dla tego procederu wymyślił Jakub Madrjas, natomiast rozpowszechnił ją Jan Mencwel, który w 2019 roku rozpoczął akcję na Twitterze, gdzie zachęcał ludzi do wrzucania zdjęć porównawczych miast przed i po rewitalizacjach. Akcja ta miała na celu zwrócenie uwagi na skutki, jakie niesie za sobą to zjawisko.

Powodów, dla których urzędnicy upodobali sobie wycinanie (nomen omen) w pień drzew i krzewów z miejskiego krajobrazu, jest kilka. W tym przypadku głównym czynnikiem są pieniądze. Utrzymywanie zieleni w miastach kosztuje więcej niż wylanie na plac betonu i ewentualne wystawienie kurtyny wodnej w upalne dni. Na tym sprawa funduszy się jednak nie kończy. Okazuje się, że przy wdrażaniu betonozy w polskich miastach do niedawna pomagała Unia Europejska w formie dopłat, o które przy projektach rewitalizacyjnych mogą zabiegać władze miast. Dzięki temu budżet miejski pozostaje  na inne wydatki. Na całą Europę słynna stała się sprawa Leżajska. Jak informował serwis 300gospodarka.pl, około połowa pieniędzy na realizację rynku w Leżajsku pochodziła z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Podkarpackiego na lata 2014-2020 który z kolei otrzymał pieniądze z unijnego Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.

Zrewitalizowany rynek w Leżajsku
Rynek w Leżajsku przed i po projekcie rewitalizacyjnym | Fot. Wojciech Kość

Całą sprawę nagłośnił na swoim Twitterze dziennikarz Wojciech Kość, który zwrócił się bezpośrednio do Komisji Europejskiej. Po tej interwencji UE zaprzestała finansowania tego typu projektów, co wcale nie znaczy, że nastąpił kres betonowych fantazji polskich urzędników.

Przereklamowane wzorce i opóźniona reakcja na trendy

Polska ma to do siebie, że po dziesięcioleciach pod wpływem Związku Radzieckiego z opóźnieniem reaguje na nowości i innowacje, które trendują na świecie i są promowane głównie przez kraje zachodnie. Sprowadza się to do tego, że w mentalności zarządów miejskich nadal dominuje sen o wielkiej płycie i wybrukowanych placach. Uważają oni, że jest to oznaka swego rodzaju prestiżu i wnosi nowoczesność do zurbanizowanego krajobrazu. Ponadto dochodzi tu aspekt psychologiczny. Przestrzenie, które w zabudowie są uproszczone do maksimum, wydają się bezpieczniejsze dla mieszkańców i bardziej przewidywalne w kwestii zachowań, jakie mogą oni przejawiać. Jest to błędne myślenie, a miasta, które przybierają kształtów rodem z marzeń sennych ich włodarzy, są skrajnie niebezpieczne dla wszystkich.

Spór o plac Wolności w Kutnie. Jan Śpiewak: betonoza patologią polskich miast
Plac Wolności w Kutnie po rewitalizacji | Fot. UM Kutno

Zagrożenia płynące z betonozy: temperatura

Rzecz, o której nie myśli się w zaślepieniu iluzją mniejszych kosztów finansowych to życie ludzkie i jego komfort. Wylany beton i wykarczowana zieleń niosą za sobą więcej niebezpieczeństw niż mogłoby się wydawać. Przede wszystkim ma to wpływ na odczuwalną temperaturę powietrza, głównie latem. Zmiany klimatu to niezaprzeczalny fakt, który rokrocznie jest widoczny w całej Polsce, którą od kilku lat nawiedzają fale upałów i susze. W tym roku alerty odnośnie suszy i zagrożenia pożarowego zostały wydane już na początku czerwca dla ponad połowy terytorium kraju. Zamienienie roślinności na beton powoduje niebywały wzrost temperatury w mieście. Za przykład niech posłuży grafika, którą przygotowali aktywiści ze stowarzyszenia Kraków dla Mieszkańców. Na poniższym obrazku widać, jak wielka jest różnica, a wystarczyło tylko kilka drzew.

Fot. Kraków dla Mieszkańców

W miastach pełnych wszechobecnego betonu, jedyną przewidywalną rzeczą mogą być zasłabnięcia mieszkańców podczas upałów, ponieważ temperatury w okresie letnim przypominają raczej klimat pustynny niż umiarkowany. Szczególnie narażeni są na to ludzie starsi, a jak wiemy, będzie ich przybywać, gdyż nasze społeczeństwo się starzeje.

Obieg wody

Kolejną rzeczą ważną do wypunktowania jest problem dotyczący obiegu wodnego. W przypadku występowania ulewnych deszczów, rośliny w mieście zatrzymują nadmiar wody. Jeśli ich nie ma, może dochodzić do podtopień, a nawet powodzi, gdyż systemy studzienek kanalizacyjnych nie mają przepustowości zdolnej do radzenia sobie z hektolitrami wody gwałtownie spływającymi po ulicach.

Z drugiej strony, nawet przy małych opadach roślinność nadal góruje nad betonem. Zieleń ma zdolność do magazynowania wody, podczas gdy na pustym placu znika ona w mgnieniu oka na skutek parowania i nie ma z niej żadnego pożytku.

Zalane ulice po ulewie w Krakowie. /Beata Zawrzel/REPORTER /East News
Zalana ulica w Krakowie po wielkiej ulewie | Fot. Beata Zawrzel/REPORTER /East News

Jakość powietrza

Ostatnią kwestią, jaką poruszę (choć nie ostatnią istotną przy tym temacie), będzie jakość powietrza. Zieleń daje tlen i absorbuje zanieczyszczenia, których w miastach przecież nie brakuje. Gdy jej nie ma, miasta zamieniają się w swego rodzaju palarnie bez drzwi i okien, którymi wpadałoby świeże powietrze. Polska jest obecnie w czołówce najbardziej zanieczyszczonych krajów w Europie i nie zapowiada się, by uległo to rychłej zmianie.

SMOG - jak powstaje? Wpływ smogu na zdrowie
Fot. Thinkstockphotos

Dobre wzorce i nadzieja na horyzoncie

Szczęśliwie, kraje zachodnie wyznaczają nowe trendy w zagospodarowaniu przestrzeni miejskiej i powoli zaczyna ona trafiać także do Polski. Za wzorzec można uznać Wiedeń, gdzie władze miasta robią wszystko, by zrywać zbędny beton i sadzić jak najwięcej drzew i krzewów. Na naszym rodzimym podwórku takie kroki podejmuje się chociażby w Łodzi czy Skierniewicach, które postanowiły wrócić do bardziej naturalnego krajobrazu po tym jak w 2019 roku, w wyniku suszy, zabrakło wody. Trwająca obecnie w Łodzi rewitalizacja z prawdziwego zdarzenia napawa optymizmem. Mieszkańcy aktywnie uczestniczą w zmianach, jakie się dokonują, i to między innymi dzięki nim stawia się teraz na rozbudowę terenów zielonych w tym poprzemysłowym mieście.

Tak będzie wyglądać Stary Rynek w Łodzi. Szykuje się dużo zieleni!
Wizualizacja Starego Rynku w Łodzi po rewitalizacji | Fot. UMŁ

Fot. nagłówka: Noizz

O autorze

Student Bezpieczeństwa Wewnętrznego na Uniwersytecie Warszawskim. Zainteresowany historią, współczesnymi konfliktami zbrojnymi, wojskowością - w szczególności lotnictwem wojskowym, geopolityką i aspektami wojny psychologicznej. Fan włoskiej Serie A.